Finał NBA: Mavs wracają do siebie, Bosh też
Po dwóch meczach w Miami rywalizacja o tytuł mistrza NBA przenosi się do Dallas, a faworyzowani Heat stracili przewagę własnego parkietu.
2011-06-05, 13:42
Po pierwszym meczu tegorocznych finałów mało kto się spodziewał, że Mavericks są w stanie wygrać spotkanie numer dwa. Tym bardziej, że jeszcze siedem minut przed końcem czwartej kwarty mieli stratę 15 punktów.
- Nieważne, co się dzieje na boisku, będziemy grać dopóki mecz się nie zakończy - powiedział tej nocy center Dallas Tyson Chandler.
W tych play off dla Mavs nie był to pierwszy "comeback". W pierwszej rundzie w meczu z Portland odrobili 24 punkty. Podobnie było w rywalizacji przeciwko "jeszcze mistrzom" Lakers, gdzie zniwelowali 16-punktowe prowadzenie zespołu z Los Angeles. Nie inaczej było również w finale konferencji zachodniej, gdzie przegrywając 15 punktami z Thunder, ostatecznie wygrali po dogrywce.
To pokazuje, że drużyna z Teksasu potrafi zmotywować się nawet wtedy, gdy wydaje się wszystko rozstrzygnięte.
Bosh wraca na "stare śmieci"
Dallas jest rodzinnym miastem Chrisa Bosha - jednego z "Wielkiej trójki" Heat. Kiedy pierwszy raz wrócił do swojego domu jako zawodnik NBA poprosił władze Mavs o 175 biletów dla rodziny i znajomych. To był 2003 rok.
- Grając w domu już nie mam takiej tremy, jak na początku mojej kariery. Po prostu skupiam się na tym, aby zwyciężyć. Walczyłem w tej hali wiele razy i zawsze chętnie tu wracam - powiedział Bosh.
Czy będzie to udany powrót do domu Chrisa Bosha będzie można się przekonać w nocy z niedzieli na poniedziałek.
pk, NBA.com