Mam szatańskie narty: krzyczała Kowalczyk podczas biegu
Justyna Kowalczyk po raz kolejny pokazała na co ją stać. W Val di Fiemme znów postraszyła rywalki, a w trakcie biegu znalazła jeszcze siły by pochwalić swoich serwismenów.
2012-01-07, 17:50
Posłuchaj
W sobotnim biegu ze startu wspólnego na 10 km stylem klasycznym Polka zrealizowała swój plan. Wygrała wszystkie premie i jako pierwsza minęła linię mety.
Jeszcze podczas biegu w Val di Fiemme, Polka zdążyła pochwalić swoich współpracowników z ekipy, którzy przygotowują dla niej narty.
– Mam szatańskie narty – krzyknęła do trenera w trakcie biegu.
Uśmiechnięta Polka nie kryła satysfakcji na mecie przedostatniego etapu Tour de Ski.
REKLAMA
- Moim celem było wygrywanie bonifikat sekundowych, a na finiszu miałam zobaczyć jak będę się czuła. Miałam dzisiaj świetnie posmarowane narty. Tak więc, gdy na drugiej premii zorientowałam się, że mam 3-4 sekundową przewagę postanowiłam, że nie będę czekać na Marit Bjoergen tylko pobiegnę ile sił, a jeżeli mnie dogoni, to najwyżej będziemy finiszować razem. To jej się jednak nie udało, dzięki czemu mogłam dobiec sama do mety – powiedziała po biegu Justyna Kowalczyk.
Narciarka podzieliła się również swoimi myślami, które kłębiły się w jej głowie podczas biegu na 10km.
- Tak sobie biegłam i myślałam, że może przeginam. Ale okazało się, że w tym czasie kiedy mi było ciężko to im widocznie było jeszcze ciężej.
ah, polskieradio.pl
REKLAMA
REKLAMA