Zbigniew Bródka ma duży apetyt. Gdyby nie straż pożarna, nie byłoby mistrza

Po zdobyciu pierwszego w historii polskiego łyżwiarstwa szybkiego Pucharu Świata, Zbigniew Bródka przygotowuje się do występu w mistrzostwach globu, które odbędą się w Soczi (21-24 marca).

2013-03-12, 10:55

Zbigniew Bródka ma duży apetyt. Gdyby nie straż pożarna, nie byłoby mistrza

- Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chciałbym jak najlepiej wystartować, utrzymać dobrą formę - powiedział Zbigniew Bródka, trenujący w stolicy Niemiec. Zastrzegł, że po bardzo wyczerpującym sezonie i wielu dobrych występach czuje się trochę "wyeksploatowany".
- Nie mówię, że na sto procent zdobędę medal, ale będę walczył. Mam nadzieję, że za dwa tygodnie będziemy się cieszyli tak jak w zeszłą niedzielę po zdobyciu Pucharu Świata - dodał 28-letni zawodnik UKS Błyskawica Domaniewice. W niedzielę w holenderskim Heerenveen zajął drugie miejsce, dzięki czemu triumfował w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata na dystansie 1500 metrów.
Optymistą jest też trener Bródki, Wiesław Kmiecik. - Otwarcie mówimy, że myślimy o zdobyciu medalu. Ten cel jest jak najbardziej realny - powiedział trener, zwracając jednak uwagę, że "konkurencja jest bardzo silna", a wiele zależy od losowania i chwilowej dyspozycji.
Plan przygotowań do MŚ zakłada treningi do końca tygodnia na berlińskim torze, a w niedzielę odlot do Soczi.
- W Polsce nie ma ani jednego pełnowymiarowego toru łyżwiarskiego, w Niemczech są cztery takie obiekty, w tym jeden w Berlinie - tłumaczył Kmiecik pobyt w stolicy Niemiec. - Może sukcesy Bródki przyśpieszą decyzje o budowie takiego toru w Polsce? - zastanawiał się głośno.
Wspominając niedzielne zawody w Heerenveen, Bródka podkreślił, że jego zwycięstwo nie było przesądzone i "wszystko mogło się zdarzyć".
- Postanowiłem, że nie będę się bronić, lecz sam zaatakuję. Narzuciłem tempo i wygrałem bezpośrednią rywalizację z Norwegiem (Havardem Boekko - PAP), lecz dopiero na mecie dowiedziałem się, że zdobyłem cały puchar - wyjaśnił.

Zbigniew
Zbigniew Bródka (w środku)

Opowiadając o początkach sportowej kariery, Bródka zwraca uwagę na wielką rolę jego pierwszego trenera Mieczysława Szymajdy.
- To dzięki niemu połknąłem bakcyla łyżwiarstwa - podkreślił pochodzący z Domaniewic sportowiec. To właśnie w rodzinnej miejscowości Szymajda zaraził go swoją pasją.
- Trener poświęcał nam swój prywatny czas, przygotowywał lód przed lekcjami, często w nocy, abyśmy mogli trenować. Jego zaangażowanie mobilizowało nas do treningu - dodał i zauważył, że w latach 90. zimy były ostrzejsze, dzięki czemu młodzież mogła dłużej trenować.
- Dzięki takim trenerom jak Szymajda rodzą się takie talenty - potwierdził Kmiecik. - To ewenement - (Szymajda) założył sekcję łyżwiarstwa w wiosce, gdzie do najbliższego sztucznego lodowiska było 80 kilometrów.
Bródka wskazał na niedostatki systemu wspierania łyżwiarstwa. - Mogę spokojnie trenować tylko dzięki etatowi w straży pożarnej, gdzie dostaję regularną pensję. Inaczej się nie da. Łyżwiarstwo to nie piłka nożna czy tenis, gdzie są sponsorzy i wielkie pieniądze - tłumaczył panczenista.
Jak przyznaje, pomoc finansowa ze strony ministerstwa sportu stanowi podstawę pozwalającą na opłacenie wyjazdów zagranicznych. Bródka zwrócił uwagę na ograniczenia przy przyznawaniu sportowcom stypendiów.
- Stypendium dostaje się tylko za pierwsze osiem miejsc w mistrzostwach świata. Nawet miejsce na podium w Pucharze Świata nie zapewnia tego świadczenia. Można przepracować cały sezon, lecz nie zmieścić się w MŚ w pierwszej ósemce - zostajesz wtedy z niczym. Kwestie wsparcia finansowego nie idą w dobrą stronę. Gdy młodzi ludzie kończą szkołę czy studia i zastanawiają się co dalej, treningi czy praca, przy tym systemie finansowania wybierają z reguły pracę - skrytykował Bródka.
"Gdyby nie straż pożarna, nie byłoby mistrza Bródki" - potwierdza trener Kmiecik. Jego zdaniem zawodnik musiałby szukać innej pracy, bo "ze stypendium by nie wyżył".
Pytany, jak czuje się w gronie sportowych ikon - obok Justyny Kowalczyk czy Adama Małysza, Bródka odpowiada: "To bardzo miłe, lecz nie czuję się bohaterem narodowym, to za wielkie słowa. Staram się chłodzić takie nastroje zimnym prysznicem".
Urodzony w Głownie pod Łodzią panczenista jest wielokrotnym mistrzem Polski, zarówno na krótkim, jak i na długim torze. Karierę rozpoczął od short tracku w klubie UKS Błyskawica Domaniewice, którego barwy reprezentuje do dziś. Łyżwiarstwo szybkie zaczął uprawiać w 2008 roku. Startował na igrzyskach olimpijskich w Vancouver, zajmując na 1500 metrów 27. miejsce.

ah, PAP

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej