30 lat temu 3-ligowa Lechia Gdańsk zdobyła piłkarski Puchar Polski
30 lat temu piłkarze Lechii wywalczyli Puchar Polski. 22 czerwca 1983 roku w finałowym meczu w Piotrkowie Trybunalskim występujący wówczas w 3. lidze gdański zespół pokonał 2-ligowego Piasta Gliwice 2:1.
2013-06-22, 13:34
To największy sukces w historii biało-zielonych.
W 1982 roku Lechia została zdegradowana do 3. ligi, ale nowi szkoleniowcy, byli zawodnicy tego klubu Jerzy Jastrzębowski i Józef Gładysz tchnęli w zespół nowego ducha. Gdańszczanie nie tylko wywalczyli rok później Puchar Polski połączony z powrotem do 2. ligi, ale w 1984 roku świętowali również awans do ekstraklasy.
Droga do finałowego spotkania PP nie była jednak usłana różami. Biało-zieloni musieli pokonać aż siedmiu rywali, w tym czterech z ekstraklasy. Cztery razy przyszło im stanąć do dogrywki, a dwa razy swoją wyższość musieli udokumentować w rzutach karnych. 3-ligowcy okazali się lepsi od aktualnego wówczas mistrza (Widzew Łódź) i wicemistrza Polski (Śląsk Wrocław).
W 1/64 finału gdańszczanie pokonali na wyjeździe po dogrywce występujący wówczas w lidze okręgowej Start Radziejów 3:2, a w kolejnym spotkaniu wygrali u siebie 2:1 z 2-ligową Olimpią Elbląg.
W kolejnych czterech meczach gdańszczanie okazali się lepsi od drużyn występujących w ekstraklasie. Najpierw po rzutach karnych 5:4 (po dogrywce był remis 1:1) wyeliminowali Widzew Łódź, następnie zwyciężyli po dogrywce 3:0 Śląsk Wrocław. W ćwierćfinale lechiści w roli gospodarza musieli wystąpić w Starogardzie Gdańskim (za uderzenie w twarz sędziego podczas meczu 3. ligi z Polonią Bydgoszcz PZPN nałożył na klub karę czterech spotkań poza Gdańskiem i to było jedno z nich), co nie przeszkodziło im wygrać 1:0 z Zagłębiem Sosnowiec.
W półfinale Lechia, grająca już przy ul. Traugutta, pokonała po rzutach karnych 3:1 Ruch Chorzów (po 120 minutach był remis 0:0), który zakończył rozgrywki ekstraklasy na trzeciej pozycji. W decydującym spotkaniu ekipa trenera Jastrzębowskiego zwyciężyła 22 czerwca 1983 roku w Piotrkowie Trybunalskim 2:1 Piasta Gliwice. O finałowym sukcesie biało-zielonych przesądziły bramki zdobyte przez Krzysztofa Górskiego i Marka Kowalczyka.
- Gdyby ktoś powiedział mi w sierpniu 1982 roku po pierwszym meczu ze Startem Radziejów, że za niespełna rok zdobędziemy Puchar Polski, zobowiązałbym się skoczyć na główkę z 10. piętra. Dokonaliśmy rzeczy praktycznie niemożliwej. Grupa anonimowych piłkarzy, niekiedy wręcz dzieci, pobiła ligowe tuzy. Przecież kiedy wygrywaliśmy z naszpikowanymi gwiazdami mistrzem i wicemistrzem Polski niektórzy z naszych zawodników mieli zaledwie 17 lat. Obecnie w Polsce gracze nawet 24-letni uznawali są za młodych i obiecujących - powiedział jeden z bohaterów tamtych wydarzeń Roman Józefowicz.
Zdobywca decydującej bramki w dogrywce ze Startem oraz gola, który doprowadził do dogrywki z Widzewem Łódź twierdzi, że nie wszyscy traktowali ich wtedy poważnie. "Pamiętam, że przed meczem w Starogardzie Gdańskim z Zagłębiem Sosnowiec piłkarze rywali Janusz Koterwa i Krzysztof Słabik z trochę drwiącym uśmiechem poinformowali nas, że nasza pucharowa przygoda już się skończyła. Byliśmy zdecydowanie odmiennego zdania, co też udowodniliśmy na boisku".
Józefowicz podkreśla przy okazji znakomitą atmosferę w tamtym zespole. "Generalnie byliśmy młodymi zawodnikami, głównie wychowankami Lechii. Wiekowo odstawał od nas jedynie kapitan Lech Kulwicki, który miał wtedy 32 lata. Warto podkreślić, że +Jadzia+ do dzisiaj gra w piłkę w oldbojach. W naszej ekipie nie było jednak podziałów. Wszystko robiliśmy razem - trenowaliśmy i chodziliśmy na piwo. Dzisiaj po treningu każdy zawodnik wsiada do samochodu i udaje się w swoją stronę. U nas nie było to możliwe także z tego względu, że auto posiadało może dwóch, trzech chłopaków. Wszyscy się do nich pakowaliśmy i ze stadionu wyjeżdżaliśmy razem" - wspomniał.
Za sukces sprzed 30 lat piłkarze Lechii otrzymali zwyczajowe w tamtych czasach nagrody.
- Każdemu zawodnikowi i jego rodzinie zafundowano tygodniowe wczasy nad Balatonem, było też trochę gotówki oraz przepiękny kryształ. Poza kolejnością mogliśmy również wykupić mieszkanie. Nie ominęły nas także honorowe wyróżnienia. Otrzymaliśmy odznakę +Za zasługi dla Gdańska+, a po pucharowym boju z Juventusem Turyn minister budownictwa Stanisław Kukuryka wręczył nam odznaki :Zasłużony dla Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych" - dodał.
Ówcześni piłkarze mają jednak żal do obecnych działaczy Lechii, którzy sprawiają wrażenie, jakby zapomnieli o tamtym sukcesie.
- Takie wydarzenia w klubie, który nie może pochwalić się wielkimi osiągnięciami, powinny być odpowiednio docenione i nagłośnione. Nie żądamy wiele, ale zaproszenie w taką rocznicę wszystkich zawodników, którzy 30 lat temu wywalczyli krajowy puchar i wręczenie im chociażby symbolicznych statuetek, nie przekracza chyba finansowych możliwości Lechii. W niedzielę na stadionie przy Traugutta zaplanowano finał turnieju "Lotos Cup junior". Przy okazji moglibyśmy zagrać symbolicznie przez pięć minut, niemniej nikomu nie przyszło to do głowy. Na razie z naszej drużyny odszedł tylko Andrzej Salach, ale nie wiadomo, ilu nas zostanie na świecie, kiedy za 10 lat będziemy świętować kolejną okrągłą rocznicę tego wydarzenia. Ciekawe, czy poza kibicami ktoś o tym będzie jeszcze pamiętał - podkreślił Józefowicz.
30 lipca 1983 roku lechiści zanotowali kolejny sukces. W rozegranym w Gdańsku meczu o Superpuchar Polski pokonali 1:0 aktualnego mistrza kraju Lecha Poznań. Zwycięskiego gola strzelił w końcówce spotkania Jerzy Kruszczyński. Wcześniej bramkarz Tadeusz Fajfer obronił rzut karny egzekwowany przez Mirosława Okońskiego. - Za ten triumf utrzymaliśmy okazały puchar z węgla. Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie on się znajduje - zastanawia się Józefowicz.
Jako zdobywca krajowego pucharu Lechia zapewniła sobie udział w Pucharze Zdobywców Pucharów i w pierwszej rundzie zmierzyła się z naszpikowanym gwiazdami Juventusem Turyn. W składzie "Starej Damy" występowali m.in. Zbigniew Boniek i Michel Platini oraz mistrzowie świata z 1982 roku Paolo Rossi, Antonio Cabrini, Claudio Gentile, Gaetano Scirea i Marco Tardelli.
14 września 1983 roku gdańszczanie przegrali w Turynie 0:7, natomiast dwa tygodnie później ulegli na własnym stadionie 2:3. W 63. minucie po bramkach Kowalczyka i Kruszczyńskiego z karnego biało-zieloni wygrywali 2:1 i w tej sytuacji słynny trener gości Giovanni Trapattoni zdecydował się wpuścić na boisko Platiniego. Włoska drużyna doprowadziła do remisu, a w 83. minucie zwycięską bramkę zdobył dla Juventusu Boniek.
man
REKLAMA