Pokonaj Raka, zabierz go na szczyt

Diablak Stegu Expedition to nie była zwykła wycieczka w góry. Na podbój "Babiej" ruszyli bowiem ludzie, którzy na co dzień zmagają się z nowotworem. Na szlaku wspierali ich himalaiści - Adam Bielecki i Jacek Czech.

2016-03-19, 14:30

Pokonaj Raka, zabierz go na szczyt
Uczestnicy wyprawy Fundacji Pokonaj Raka "Diablak Stegu Expedytion" . Foto: Paweł Kurek/PolskieRadio.pl

Bohaterowie tej wspinaczki to niezwykle ambitna i pełna nadziei ekipa z bagażem w postaci raka piersi, chłoniaka mózgu, raka żołądka czy amputacji nogi na skutek raka kości. – Ale co tam, my idziemy w góry, my wciąż chcemy walczyć, my tego raka zabieramy na wycieczkę, niech się przewietrzy – mówili przed atakiem szczytowym na górę o wysokości 1725 m n.p.m.

Marcin wyzwanie podjął z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony bardzo chciał spróbować swoich sił, z drugiej zdawał sobie sprawę, że dopasowana zaledwie dzień wcześniej proteza to wielka niewiadoma. Przed laty góry były całym jego światem. Zanim rak kości zaczął rządzić życiem Marcina, chłopak trenował wspinaczkę. Regularnie chodził na ściankę, w góry wyjeżdżał nie po to, by podziwiać panoramę Zakopanego po wjeździe kolejką na Gubałówkę. – Po szlakach chodziłem z liną i uprzężą, nie byłem tylko zafascynowanym górami turystą, czułem się już trochę przedstawicielem wspinaczy górskich – mówi Marcin.

Powiązany Artykuł

diablak 16.jpg
Za każda chemię jeden szczyt

Pierwsza po amputacji wycieczka w góry była nie lada przeżyciem. Wraz ze swoją dziewczyną stanął w ogonku do kolejki na Kasprowy Wierch. – Wiedziałem, że na szczyt nie wejdę, ale bardzo chciałem tam się znaleźć i to w miarę szybko – wspomina Marcin. – Czekając stwierdziłem: o nie, muszę coś mieć z tego raka, nie mam nogi, jestem kaleką to w kolejce stać nie muszę. Skorzystałem więc z przywileju – opowiada i dodaje z rozbrajającym uśmiechem, że wtedy poczuł – jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało - że są też i dobre strony choroby.

Widok na Dolinę Bystrej i Dolinę Suchej Wody Gąsienicowej, który można podziwiać z Kasprowego Wierchu Marcinowi przysłoniły wówczas łzy. – Zwyczajnie rozpłakałem się będąc na wysokości 1987 metrów n.p.m. – przyznaje.

REKLAMA

Ograniczenia, które powoduje choroba, są dla niektórych nieprzekraczalną granicą. Nie każdy wie, ale by znacząco zwiększyć szansę wyleczenia, chorzy muszą podjąć aktywną walkę z chorobą zarówno w sferze fizycznej, jak i psychicznej. Wiara i chęć walki są równie ważnym elementem terapii co chirurgia, chemio- i radioterapia. Jaki był więc jeden z bardziej oryginalnych pomysłów Marcina?

– Do mojej pierwszej protezy postanowiłem przyczepić sobie prusik - wyjaśnia Marcin (prusik to węzeł stosowany do podchodzenia na linie z użyciem pętli osobistych, do autoasekuracji podczas zjazdu, do czynności ratowniczych i transportowych. Węzeł ten nie ma tendencji do rozsuwania się. Zaciśnięty jest bardzo trudny do odblokowania pod obciążeniem – przyp. red.). – Dzięki prusikowi, po zdjęciu protezy mogłem ją sobie powiesić na karabinku nad łóżkiem (karabinek to element sprzętu wspinaczkowego mający ogromną liczbę zastosowań. Karabinki służą wspinaczom do wpinania liny do punktów asekuracyjnych, do asekuracji, do zjazdów i do podchodzenia po linie czy do noszenia innych elementów sprzętu wspinaczkowego przy uprzęży – przyp. red.). - Ten pomysł sprawił, że cały czas czułem związek z górami, no była to taka fantazja wspinacza, coś co świetnie zadziałało na moje samopoczucie – radośnie przyznaje Marcin dodając, że w ten sposób zachował dystans do choroby, którego nabrał podczas leczenia.

Opowiadając swoją historię Marcin potrafi zaskoczyć. O raku mówi w sposób nietypowy, jakby oswoił potwora i teraz, po latach walki, potrafi z niego nawet żartować. - Choroba przewartościowała moje życie, zmieniła je - podkreśla Marcin. Katarzyna Gulczyńska, założycielka Fundacji "Pokonaj Raka", która zaprosiła Marcina na wyprawę na "Babią Górę" pojawiła się chyba w dobrym momencie. - To dzięki niej my wszyscy mogliśmy zmierzyć się z "Diablakiem" - mówi Marcin.

"Moją pasją i sensem życia stała się pomoc wszystkim chorym onkologicznie, którzy tego potrzebują" - Kasia Gulczyńska.

Walka z rakiem to często walka na śmierć i życie, wymaga niesamowitego wysiłku, wytrzymałości psychicznej i wytrwałości. Zdobywanie najwyższych szczytów jest metodą i symbolem takich spektakularnych zwycięstw. To właśnie z tego powodu podopieczni Fundacji wyruszyli w góry.

REKLAMA

Wszyscy członkowie wyprawy na Diablak zakończyli ją sukcesem. Szczęśliwie zeszli do bazy. Wszyscy zdali egzamin z wytrwałości i pracy zespołowej.

- Warunki pogodowe na miarę zimy w Karakorum zmusiły nas do odwrotu, pomimo tego, że szczyt był bardzo blisko – podsumowuje Adam Bielecki, himalaista, zdobywca Makalu (8463 m) i K2 (8611 m), który na swoim koncie ma pierwsze na świecie zimowe wejścia na Gasherbrum I (8068 m, w 2012 roku wraz z Januszem Gołąbem) oraz na Broad Peak (2013 rok wraz z Maciejem Berbeką, Tomkiem Kowalskim i Arturem Małkiem).

Zdjęcia i montaż Paweł Kurek/PolskieRadio.pl

-  Diablak niczym Nanga nie był dla nas w tym roku, ale już planujemy odwet. Dziękuję wszystkim uczestnikom za niezwykłe i inspirujące spotkanie, za lekcję hartu ducha, odwagi i siły – dodaje himalaista, który na szlaku wspierał bohaterów wyprawy razem z Jackiem Czechem, alpinistą, taternikiem, wspinaczem skalnym i założycielem wraz z Arturem Hajzerem programu Polski Himalaizm Zimowy.

REKLAMA

"To, co wydarzyło się w tych dniach na stokach Babiej Góry, dla mnie było sięgnięciem poza mgłę i wiatr, było próbą dotknięcia serca innego człowieka - tym innym byłem JA" - Jacek Czech.

Pokonanie ograniczeń to dla każdego chorującego wyczyn. – Ta wyprawa pokazała mi, że mogę. Mam otwartą furtkę. Wiem, że moja proteza mnie nie ogranicza. Może wejścia na najwyższy szczyt Ziemi nie będę jeszcze planował, ale jestem naładowany, choć nie do końca chyba do mnie dociera to, że jestem w górach, że robię to, co kiedyś było całym moim życiem – mówi Marcin. – Rozmowa z Adamem Bieleckim, jego obecność uświadomiła mi, że to się dzieje naprawdę, właściwie to niewykluczone, że po tym, co się tutaj wydarzyło, jednak będę przychylnie patrzył w stronę Everestu.

Dla Adama Bieleckiego spotkanie z podopiecznymi Fundacji "Pokonaj Raka" było niezwykle pouczającym doświadczeniem. – Zauważyliśmy, że znajdujemy wiele wspólnych elementów pomiędzy moim chodzeniem w góry wysokie, a ich doświadczeniem choroby. Widzę tutaj wspólne elementy, które polegają na doświadczeniu śmierci, doświadczeniu granicznym, które pozwalają ustawić sobie priorytety w życiu, docenić to, co jest naprawdę istotne, a nie przejmować się tym, co nieważne – podkreśla himalaista.  

PolskieRadio.pl                                                                

REKLAMA

To, co łączy świat gór i tych, którzy zmagają się z nowotworem, to także samo słowo "rak". Kiedy w drodze na szczyt wszyscy na buty zakładali raki (przyrząd z kolcami mocowany do butów alpinisty, jest standardowym wyposażeniem podczas wspinaczki w śniegu i lodzie – przyp.red.) miało to dodatkowy wymiar. Metalowe kolce wbijały się w śnieg umożliwiając wspinaczkę. Bez nich wędrówka po ośnieżonym stoku nie byłaby możliwa. W tym momencie raki były niezbędne. W życiu rak nikomu nie jest potrzebny. Przewrotnie jednak, to właśnie choroba czasami uświadamia jak cenne jest nasze życie, skłania do refleksji. Człowiek mimo przeciwności losu zaczyna wówczas walczyć jak uzbrojony w raki wspinacz na oblodzonym i pełnym niebezpieczeństw górskim szlaku.

Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej