Polscy rugbiści – amatorzy z pracą, tatuażami, przesądami i marzeniami o RPA
Polscy rugbiści mają status amatorów i łączą treningi z pracą. Między sobą różnią się wykonywanym zajęciem i nieraz charakterem, ale niemal każdy ma tatuaż, przesądy i rytuały oraz marzy, by grać na przykład w RPA, jednym z krajów, gdzie ten sport jest traktowany niczym religia.
2016-04-29, 07:51
Biało-czerwoni ostatnie dni spędzili w Ossie, gdzie przygotowywali się do sobotniego meczu z Holandią, którym zakończą występ w bieżącej edycji Pucharu Narodów Europy. Do Amsterdamu odlecą w piątek.
Wśród nich spotkać można m.in. prawnika, nauczyciela, handlowców i pracownika firmy zajmującej się budową łodzi. Trener Marek Płonka przyznał, że nieraz z powodu obowiązków zawodowych ktoś z jego podopiecznych nie mógł dotrzeć na kadrę.
- Czterech zawodników pracuje w firmie zajmującej się sprzedażą jajek. Przed meczem z Belgią w marcu, a święta wielkanocne za pasem, ich szef miał duże zastrzeżenia do tego, by pojechali na zgrupowanie i zostawili go samego. Znamy się od lat i udało mi się go uprosić. Jednego z chłopaków poproszono, by został i zagrał w tym czasie w klubie, bo mieli problemy ze składem. Inny z naszych graczy, który występuje we Francji, był już wcześniej na jednym i drugim urlopie ze względu na rugby, więc kolejnego nie dostał. Musimy to wszystko rozumieć i nie możemy wszystkiego stawiać na jedną kartę – powiedział szkoleniowiec.
Jednym z bardzo nielicznych Polaków, którzy mogą się skupić wyłącznie na rugby, jest Mateusz Bartoszek z francuskiego SMRC Saint Medard.
REKLAMA
- W podobnej sytuacji jak ja są jeszcze Aleksander Nowicki i Craig Bachurzewski. Ale to nie jest do końca dobre. Uważam, że zawodnik powinien mieć zorganizowany cały czas. Powinien dochodzić też do różnych innych rzeczy w życiu - zaznaczył Bartoszek.
Większość kolegów jednak chciałoby się znaleźć na jego miejscu. Biało-czerwoni marzą nie tylko o występach w silnych ligach europejskich, ale też o grze w RPA. Dzięki nawiązanej przez Polski Związek Rugby współpracy z uniwersytetem w Pretorii mieli okazję być na zgrupowaniach w tym mieście, w którym funkcjonują 52 drużyny rugby.
- Jest tam też 12 boisk do uprawiania tej dyscypliny. To takie "rugbowe Las Vegas+ – wspominał Tomasz Rokicki.
Jak dodał, zawodnicy z tamtejszych klubów mogą liczyć na profesjonalną organizację i koncentrują się wyłącznie na przygotowaniach.
REKLAMA
- Przychodzą na godz. 7 i jedzą razem śniadanie, potem z trenerem analiza tego, co będą robić na treningu, 45-minutowe zajęcia, czas na odżywki, siłownia, znowu odżywki, kąpiel. I takie trzy sesje dziennie, wychodzą o godz. 17. Żebyśmy doszli do takiego poziomu, to potrzebne są pieniądze. Nie jesteśmy drużyną z roszczeniami, ale nie można być dobrym, trenując raz dziennie, i to czaasem z doskoku – podkreślił gracz Lechii Gdańsk.
Bartoszek zwrócił uwagę, że we Francji dzieci nie muszą się uczyć przepisów w rugby, bo sport ten jest często pokazywany w telewizji i najmłodsi w naturalny sposób przyswajają je, a dodatkowo grają na podwórkach.
- U nas gra się w piłkę nożną - zaznaczył.
Tomasz Stępień z Arki Gdynia, który sam jest trenerem juniorów, uważa, że młodzi ludzie garną się do rugby, ale główną słabością jest brak atrakcyjnej perspektywy.
REKLAMA
- Nie jestem w stanie powiedzieć chłopakowi "trenuj, to za parę lat dzięki rugby coś osiągniesz". Mogę rzucać sloganami, że rugby to braterstwo, itp. To już jednak jest inny typ młodzieży, ona jest inaczej ukierunkowana. Mi kiedyś wystarczyło, że jak na treningu biegałem w podartych ciuchach, to dostałem koszulkę. Teraz społeczeństwo jest bardzo konsumpcyjne, a rugby jest bardzo ideowym sportem. Męstwo, braterstwo, odwaga - tym się młodego człowieka nie kupi. Można przyciągnąć, ale trzeba mu zapewnić, że lata treningów nie pójdą na marne, że gdzieś tam czeka może jakaś akademia, może współpraca z mocniejszymi ośrodkami. To kwestia wspólnej pracy u podstaw. Bez tego w żaden sposób nie pójdziemy do przodu - podsumował.
Mimo że rugby jest w Polsce sportem amatorskim, to jednak zawodnicy muszą się liczyć z kontrolami antydopingowymi.
- Nie musimy informować stale o naszym miejscu pobytu i nie mamy kontroli w domach, ale co drugie lub trzecie zgrupowanie kadry wybieranych jest około 10 zawodników, którzy poddawani są testom. Badani jesteśmy podczas zgrupowań lub po meczu. Zdarza się też to po spotkaniach ligowych, ale rzadziej – poinformował Dawid Plichta z Orkana Sochaczew.
Trener Płonka zastrzegł, że osoby, które trenują ten sport, muszą wyróżniać się silnym charakterem i dużą odpornością psychiczną. W prowadzonej przez niego ekipie dochodzi czasem do zderzeń silnych osobowości.
REKLAMA
- To specyficzna grupa ludzi. Nie prowadzi się jej łatwo, bo mają między sobą jakieś utarczki, ale trzeba je gasić w zarodku. Wydaje mi się, że doprowadziliśmy do tego, że należący do kadry ludzie szanują się nawzajem i wiedzą, że w danym momencie grają dla reprezentacji. Potem co prawda wracają do klubów, gdzie bardzo często występują przeciwko sobie, ale teraz są zawodnikami drużyny narodowej - podkreślił.
Szkoleniowiec Polaków zapewnił, że jego podopiecznym nie brakuje poczucia humoru, a ofiarami żartów bywają zarówno zawodnicy, jak i członkowie sztabu szkoleniowego oraz menedżer drużyny.
Wielu sportowców ma swoje przesądy i rugbiści pod tym względem nie są wyjątkiem.
Ja na przykład nie lubię grać meczu, jak ktoś mi wcześniej mówi o premiach albo o pieniądzach. Jeszcze nigdy nie wygrałem wówczas spotkania. Lubię, gdy wychodzimy na boisko z czystymi głowami, gramy dla siebie i wychodzimy po prostu po to, żeby wygrać. Przypuszczam, że każdy z zawodników ma jakiś przesąd. A to majtki przewrócone na lewą stronę czy ulubione stare, podarte legginsy. Komuś się zwróci uwagę, że w tych spodniach ma dziury, ale on powie, że bez nich nie wyjdzie, bo są dla niego jak dodatkowa skóra - wyliczał Płonka.
REKLAMA
A Rokicki dodał ze śmiechem:
- Był taki okres, że trener klubowy nosił cały czas te same skarpetki na mecze i to takie kolorowe. Wstyd nam było, ale on mówił, że wierzy, iż dzięki nim wygramy. Pomagały, ale smród był straszny.
Poza dowcipem większość biało-czerwonych może pochwalić się także tatuażami, które przeważnie zdobią ich bicepsy lub nogi.
- To element naszej kultury przejęty od Nowozelandczyków i Samoańczyków. Oni mają praktycznie wszystko wytatuowane. Wzory są indywidualną sprawą, ale rzeczywiście większość robi je po wstąpieniu do drużyny. Tatuaże robią sobie ludzie z charakterem, a w naszym sporcie takich osób jest mnóstwo – zapewnił Plichta.
REKLAMA
ps
REKLAMA