"Czemu ja Ciebie przeżyłam": ciało tragicznie zmarłego saneczkarza już w Gruzji
Ciało 21-letniego saneczkarza, który zginął na treningu w Whistler przyleciało samolotem do Gruzji. Pogrzeb zaplanowano na sobotę.
2010-02-17, 20:00
Gdy trumnę pokrytą gruzińską flagą wyniesiono z samolotu, podbiegła do niej matka Dodo Nodara Kumaritaszwili krzycząc: "Czemu ja Ciebie przeżyłam?!". Na płycie lotniska pojawiła się kilkunastoosobowa rodzina saneczkarza, przyjaciele i kilkadziesiąt osób spośród około 1500 mieszkańców tego miasteczka.
Wśród nich znaleźli się m.in. saneczkarz Lewan Gureszidze, który zrezygnował z występu w Vancouver po śmierci przyjaciela, z którym wspólnie trenował od czasów juniorskich. Do kraju nie wrócił natomiast inny olimpijczyk z Bakuriani narciarz alpejski Iason Abramaszwili, który pozostał w Kanadzie.
"Długo płakał i nie mógł się pozbierać. Jest w ogromnym stresie, ale ostatecznie postanowił wystartować na igrzyskach, by uczcić pamięć Nodara" - powiedział ojciec narciarza Waliko Abramaszwili.
Nodar Kumaritaszwili zmarł w piątek w wyniku obrażeń, jakich doznał podczas treningu, gdy jadąc z prędkością 145 km/godz., na ostatnim zakręcie przed metą wypadł z rynny i uderzył w metalowy słup konstrukcyjny zadaszenia. Obiekt w Whistler, o długości 1374 m, należy do najszybszych torów lodowych. Najlepsi osiągają szybkości ponad 150 km/godz.
Strona gruzińska, a także rodzina obwinia organizatorów igrzyska z śmierć 21-letniego sportowca, co podkreślili na lotnisku w Bakuriani wujek i trener Nodara - Feliks Kumaritaszwili oraz ojciec 46-letni Dato Kumaritaszwili, były bobsleista, który jako trener prowadził kadrę Francji.
dp
REKLAMA