Primera Division: Real Madryt zgodnie z planem. Sevilla była blisko zwycięstwa, ale Messi uratował Barcelonę
Piłkarzom Sevilli zabrakło dwóch minut, by Barcelona doznała pierwszej w sezonie porażki w hiszpańskiej ekstraklasie. Lider po dwóch golach w końcówce zremisował 2:2. Pewne zwycięstwo odniósł natomiast trzeci w tabeli Real Madryt, który pokonał Las Palmas 3:0.
2018-04-01, 09:43
"Barca" jest niepokonana w La Liga od 8 kwietnia 2017, kiedy - jeszcze w poprzednich rozgrywkach - na wyjeździe uległa 0:2 zajmującej obecnie ostatnie miejsce Maladze. Wciąż śrubuje klubowy rekord, a jeśli nie przegra za tydzień z Leganes, to wyrówna rekord rozgrywek, który od 1980 roku wynosi 38 i należy do Realu Sociedad San Sebastian.
W sobotę do 88. minuty gry wszystko wskazywało na to, że licznik meczów bez porażki zatrzyma się na 36. Pewnie zmierzająca po 25. mistrzostwo Hiszpanii drużyna ze stolicy Katalonii przegrywała bowiem 0:2 i wydawało się, że zostanie zatrzymana na stadionie Sevilli, która w ostatnich tygodniach była chwalona za występy w Lidze Mistrzów, gdzie awansowała do ćwierćfinału eliminując Manchester United, a krytykowana za postawę na krajowym podwórku.
Przed przerwą prowadzenie gospodarzom zapewnił Włoch argentyńskiego pochodzenia Franco Vazquez, a w 50. minucie rezultat podwyższył Kolumbijczyk Luis Muriel.
Wtedy trener Ernesto Valverde zdecydował się wpuścić na boisko Lionela Messiego, który nie w pełni sił pojechał na zgrupowanie reprezentacji i nie zagrał w towarzyskich potyczkach Argentyny.
Dwie minuty przed końcowym gwizdkiem w roli głównej wystąpił jednak urugwajski napastnik Barcelony Luis Suarez, ale już po niespełna minucie precyzyjnym strzałem z 18 metrów popisał się Messi i zrobiło się 2:2.
"Messi - wskrzesiciel" - napisała tuż po zakończeniu spotkania "Marca", a "As" podsumował: "Kolejny cud Messiego".
Argentyńczyk z 26 golami otwiera klasyfikację najskuteczniejszych w hiszpańskiej ekstraklasie, a Luis Suarez trafił po raz 22. w sezonie i zajmuje w niej drugie miejsce, ex aequo z Cristiano Ronaldo.
Portugalczyk był jednym z kilku podstawowych piłkarzy, bez których Real Madryt poleciał na Wyspy Kanaryjskie. Trener Zinedine Zidane pozwolił mu odpocząć przed wtorkowym pojedynkiem z Juventusem Turyn w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Z tego samego powodu zabrakło Niemca Toniego Kroosa czy Brazylijczyka Marcelo, a Sergio Ramos i Isco leczą niegroźne urazy. Z kolei Dani Carvajal pauzował za kartki.
Nie przeszkodziło to "Królewskim" w odniesieniu pewnego zwycięstwa. Dwa gole, w tym jednego z rzutu karnego, zdobył Walijczyk Gareth Bale, a jednego, także z "jedenastki", Francuz Karim Benzema.
Zidane'a mogła tylko zmartwić kontuzja uda obrońcy Nacho Fernandeza, który z tego powodu jeszcze przed przerwą opuścił plac gry, ale po meczu przyznał, że bardziej był to wyraz ostrożności niż konieczność.
- To był trudny mecz, bo nie jest łatwo wrócić do ligowej rzeczywistości po tym, jak większość zespołu rozjeżdża się na spotkania drużyn narodowych. Myślę, że odnieśliśmy ważne zwycięstwo, szczególnie w perspektywie wtorkowej potyczki w Turynie - skomentował pomocnik Lucas Vazquez.
Podobny pogląd wyraził Zidane. "Dobrze, że w miarę szybko zdobyliśmy bramki, bo byłoby jeszcze trudniej. Przeciwnik potrzebuje punktów, broni się przed spadkiem, a takie zespoły zawsze sprawiają problemy" - wspomniał francuski szkoleniowiec.
Real traci punkt do lokalnego rywala - Atletico, które w niedzielę podejmie Deportivo La Coruna Przemysława Tytonia. Za tydzień stołeczne ekipy zmierzą się na Santiago Bernabeu. "Królewscy" już trzy razy w tym sezonie wygrywali cztery spotkania z rzędu, łącznie z sobotnim, ale w dwóch poprzednich przypadkach nie przedłużyli serii do pięciu.
Na czele pewnie nadal Barcelona, która o 12 punktów wyprzedza Atletico i o 13 broniący tytułu Real.
(mb)