Współcześni filmowcy w służbie partii

Wojna spotów reklamowych między PO a PiS trwa.

2007-07-03, 13:14

Współcześni filmowcy w służbie partii

Wojna spotów reklamowych między PO a PiS trwa. Platforma zaatakowała w swoim stylu. Donald Tusk to zdecydowany przywódca, który nie boi się mówić prawdy prosto w oczy. Niedoszły prezydent liczy na głosy ludzi, do których przemawia retoryka buntu. Czyli tych, którym żyje się źle, mają mało pieniędzy i są słabo wykształceni - czyli elektorat PiS.

PR-owcy Tuska błędnie zakładają, że młodzi ludzie (zniechęceni do agresji, żyjący na niezłej stopie życiowej) zawsze będą głosować na Platformę. Bo na kogo? Na wojujący, ciemnogrodzki PiS, na "komuchów"? Bo przecież nie na Wszechpolaków czy rolników.

Platforma działa niczym komitet wyborczy Tuska zbierający głosy na najbliższe wybory prezydenckie. Dlatego nie ma znaczenia, w jakim kontekście ludzie będą słyszeć Pana Donalda, mówiącego piękne słowa w telewizji. Celem jest zwiększenie rozpoznawalności Tuska i kreowanie go na niekwestionowanego lidera opozycji. Takie rozumowanie jest słuszne, bo w czasie wyborów nikt już nie będzie pamiętał, że ileś lat wcześniej spot reklamowy PO nazwał premiera oszustem. A wówczas żaden inny polityk opozycji nie będzie w stanie konkurować z Tuskiem o przywództwo. Lech Kaczyński, jako kandydat w przyszłych wyborach prezydenckich, nie będzie musiał pchać się przed kamery, bo otaczają go podczas spotkań z prezydentami innych krajów. A tego Tusk nie jest w stanie sobie zorganizować.
 
Platforma wyemitowała filmik i liczyła na odpowiedź PiS. Doczekała się. PiS w swoim spocie użył materiałów z reklamówki PO i także kreował Tuska na lidera opozycji. Jeżeli PiS chce, żeby Lech Kaczyński ponownie spotkał się w drugiej turze wyborów z Tuskiem (bo znów mają asy w rękawie), to zrozumiałe. Ugrupowanie traci w sondażach. Zabiera elektorat Samoobronie i LPR, czyli tym partiom, które może sobie dobrać do koalicji. W przyszłym Sejmie może się okazać, że to Platforma będzie mogła rozdawać karty jako partia, bez której nie da się stworzyć koalicji, bo w mandaty zdobędzie tylko PO, PiS i LiD.

Swoim spotem PiS odwołuje się do stałego elektoratu. Ci, którzy głosują na PO, często po prostu nie chcą głosować na PiS, bo uważają tę partię za agresywną. W pisowskim spocie brakuje odwołań do realnych problemów społecznych. Ludzie potrzebują logicznie uzasadnionych argumentów, których potwierdzenie znajdą we własnym życiu. Natomiast jeżeli PiS chce się zwrócić w stronę umilania swojego wizerunku, to powinien raczej zrobić spot, w którym siedzący nad brzegiem lazurowego morza Jamajczyk woła: „PEACE TO THE PEOPLE!!!”. Młodzież i studenci zobaczą, że w PiS też są weseli ludzie, a nie śmiertelnie poważni politycy, traktujący życie jak nieustanną walkę. Ludzie, którzy nie ukończyli jeszcze trzydziestego roku życia nie lubią takich polityków, bo nie czują się uciemiężonymi dziećmi PRL.

REKLAMA

W wojnie spotów jeden do zera dla Platformy. Trzeba czekać na kolejną rundę. Może wtedy słynni PR-owcy PiS pokażą coś ciekawszego. Oczywiście, jeśli będą uczestniczyć z Polakami w ich życiu codziennym, bo tylko w ten sposób można zrozumieć, czego oczekuje od przywódców naród.

Jakub Świderski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej