Pozorna zmiana
Po raz pierwszy w historii polskiej demokracji zmiana jaka dokonała się w wyniku wyborów była tak kosmetyczna i nieistotna.
2007-11-08, 16:08
Ostatnie wybory parlamentarne przedstawiane były w mediach, zarówno tym przychylnych rządom PiS, jak i im wrogim, jako najważniejsze wydarzenie polityczne w historii polskiej demokracji, najbardziej istotny wybór od 1989 roku, jeden z dzienników przypomniał nawet tuż przed 21 października pamiętny wyborczy plakat Solidarności nawiązujący do filmu W samo południe.
Po zwycięstwie Platformy Obywatelskiej znów zapanował nastrój, jakbyśmy dokonali przełomu, przenieśli się do innej Polski, jakby wynik tych wyborów był rzeczywiście wielką, historyczną zmianą. Tymczasem prawda jest taka, że po ostatnich wyborach zmieniło się w Polsce mniej niż po jakichkolwiek poprzednich. Po raz pierwszy w historii polskiej demokracji wahadło wychyliło się dwa razy w tą samą stronę- prawą.
To co naprawdę stało się 21 października, to nie wielka, historyczna zmiana, wybór między III a IV RP, ale zamiana jednej prawicowej partii na drugą, właściwie niewiele się od niej różniącą. Przed wyborami 2005 roku politycy obu tych partii deklarowali, że są dla siebie naturalnymi koalicjantami, że idą do wyborów by razem leczyć patologię III i budować IV Rzeczpospolitą(jednym z autorów tej koncepcji był zresztą związany z Platformą Paweł Śpiewak). Transfery w obie strony z jednej partii do drugiej, które mogliśmy obserwować przy poprzednich(Zyta Gilowska, Zbigniew Religa) i tych wyborów(A.Mężydło, Radek Sikorski) potwierdzają, że między PO i PiS nie ma żadnych istotnych programowych różnic, a konflikt pomiędzy nimi jest tak naprawdę pozorny. Jeszcze do niedawna obie partie zasiadały w tej samej grupie w Europarlamencie- chadeckiej, ich aksjologia jest podobna, tak samo wizja społeczeństwa i polityki gospodarczej. W 2005 roku POPiS wydawał się wszystkim oczywistym rozwiązaniem, nie doszło do niego tylko w wyniku konfliktu liderów, dotyczącego przede wszystkim tego kto miałby kierować resortami siłowymi, a nie z powodu nie dających się pogodzić różnic programowych. Gdyby PiS osiągnął trochę lepszy, a Platforma trochę słabszy wynik, PiS wykorzystując atut jakim jest prezydentura Lecha Kaczyńskiego mógłby wymusić na PO zawarcie koalicji i wspólne rządy.
REKLAMA
PO wygrała dlatego, że udało się jej przedstawić jako „anty-PiS”, jedyna alternatywa dla rządów Kaczyńskich, jedyna siła zdolna odsunąć ich od władzy i „przywrócić normalność”. Tymczasem PO nie jest dla PiS żadną alternatywą, jedyna różnica między nimi jest różnicą estetyczną, PO jest po prostu mniej „ludową”, a przez to mniej tradycjonalistyczną, bardziej wielkomiejską wersją PiS. Nowy rząd nie będzie rządem zmiany, tylko kontynuacji i to w podwójnym sensie. Po pierwsze kontynuacji zasadniczych kierunków polityki PiS. Owszem, zmieni się retoryka, styl rządzenia, rząd będzie bardziej konsensualny, mniej antagonistyczny, w polityce zagranicznej porzucony zostanie zapewne agresywny styl PiS, ale jej zasadnicze założenia, takie jak atlantycyzm, poparcie dla projektu słabo zintegrowanej, neoliberalnej Europy, zostaną. Może mniej będzie spektakularnych aresztowań przeciwników politycznych, ale punitywizm jako podstawa polityki karnej zostanie. Nie będzie ideologicznych wojen o Gombrowicza, Darwina, czy Teletubisie, ale państwo cały czas realizować będzie prawicową aksjologię płacąc za katechizację w państwowych szkołach(w których ciągle będą wisieć krzyże), czy nie zmieniając restrykcyjnej ustawy określającej warunki przerywania ciąży. PO to IV RP w wersji light, bardziej nadającej się do przełknięcia dla młodzieży i mediów, wielkomiejskich klas średnich i Europy.
Po drugie ten rząd będzie rządem kontynuacji najgorszych praktyk III RP, tych które doprowadziły do wzrostu populizmu w połowie obecnej dekady, sukcesów Samoobrony i LPR, a także w dużej części PiS, który posługując się językiem „pastiszowego tradycjonalizmu”(jak określa to J.Staniszkis) zagospodarował gniewny elektorat ludzi, którzy stracili na przemianach ustrojowych i dla których w projekcie III RP nie było miejsca. Propozycje PO, która chce budować w Polsce „drugą Irlandię”, znów zostawi tych ludzi samym sobie, z ich gniewem rozczarowaniem, bezradnością, upokarzającą nędzą. Fala populizmu jaką obserwowaliśmy w 2005 roku nie wzięła się z nikąd, jak pokazuje np. David Ost jej prawdziwymi ojcami były elity III RP, które wybrały skrajnie neoliberalny produkujący olbrzymie nierówności społeczne model transformacji ustrojowej, zostawiając tych, którzy zostali nim dotknięci bez pomocy, a nawet obwiniając ich o ich los(ile to słyszeliśmy w mediach o „wyuczonej bezradności”, „postawie roszczeczniowej”, czy lenistwie biednych Polaków). Odpowiedzią na to był Lepper. Wszystko wskazuje na to, że rządy Platformy będą kontynuacją tej polityki, która skończyć się może wybuchem jeszcze większej fali populizmu.
Po raz pierwszy w historii polskiej demokracji zmiana jaka dokonała się w wyniku wyborów była tak kosmetyczna i nieistotna. Nie było to święto demokracji, zmieniło się bardzo niewiele. Wybraliśmy jeszcze raz to samo, choć w innym opakowaniu.
Jakub Majmurek
REKLAMA
Autor jest politologiem, publicystą, redaktorem portalu lewica.pl
REKLAMA