Wojciech Szewko: oczy całego Bliskiego Wschodu są zwrócone na Polskę
- W tej chwili opowiadamy się wyraźnie po stronie USA i Izraela, co przez długie lata może rzutować na percepcję Polski w krajach arabskich - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Wojciech Szewko, wykładowca Collegium Civitas, analityk stosunków międzynarodowych.
2019-02-12, 20:40
Damian Nejman, PolskieRadio24.pl: W Warszawie w dniach 13-14 lutego odbędzie się spotkanie ministerialne poświęcone bezpieczeństwu na Bliskim Wschodzie, którego współorganizatorami są Polska i Stany Zjednoczone. Co ta konferencja może wnieść w sprawie sytuacji na Bliskim Wschodzie?
Wojciech Szewko Większość możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji na Bliskim Wschodzie kończy się wojną Izraela i Iranu. Niestety wycofanie się USA z Syrii zwiększyło prawdopodobieństwo ich realizacji
Wojciech Szewko: Pojawiały się informacje, że Amerykanie zdradzą jakieś ważniejsze fragmenty swojego planu pokojowego dla Bliskiego Wschodu. Na pewno miał być w Warszawie dyskutowany. Dużo pisze o tym prasa izraelska, ponieważ ten szczyt i jego rezultat ma dla Izraela istotne znaczenie. Ma też znaczenie dla premiera Beniamina Netanjahu – w Izraelu rozpoczęła się dość bezwzględna dla urzędującego premiera kampania wyborcza. Większość możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji na Bliskim Wschodzie kończy się wojną Izraela i Iranu. Niestety wycofanie się USA z Syrii zwiększyło prawdopodobieństwo ich realizacji.
Jakie to scenariusze?
W pierwszym scenariuszu USA uda się powiększyć grono krajów przyłączających się do amerykańskich antyirańskich sankcji, a mechanizmy kompensacyjne tworzone przez UE okażą się nieskuteczne. Iran wyjdzie wówczas z "dealu" atomowego i zacznie wzbogacać uran, a dzięki temu, według Izraela, w ciągu kilkunastu miesięcy może zbudować bombę atomową. Izrael nie dopuści do tego co wielokrotnie zapowiadał i zbombarduje Iran. Ten z kolei odpowie atakiem rakiet średniego zasięgu z terytorium Syrii, Libanu. Zapowiada też że zaatakuje siły USA w Zatoce, bazy, zablokuje cieśninę Ormuz. Jeśli z kolei obecna sytuacja się nie zmieni, to po wycofaniu się USA z Syrii, Iran prędko zbuduje swoją obecność wojskową i rakietową na samej granicy Izraela. Już dziś koncentruje tam różnego rodzaju milicje szyickie m.in. z Afganistanu, Pakistanu, Iraku i naturalnie Hezbollah. Amerykańsko–kurdyjskie siły nad Eufratem oddzielające de facto Irak i Syrię prawie na całej długości granicy utrudniały przemycanie broni i sił z Iranu. Po ich wycofaniu bariera ta zniknie. Izrael również do tego nie dopuści i sporadyczne bombardowania zamienią się w stałe naloty i nieuchronną odpowiedź wojsk i milicji proirańskich. Obecnie Iran jeszcze nie jest w stanie adekwatnie odpowiedzieć na uderzenie Izraela, jego sporadyczny ostrzał Wzgórz Golan miał charakter symboliczny. Kiedy jednak zbuduje mocną pozycję w Libanie i Syrii, to zamiast kilku rakiet na Izrael wystrzeli kilka tysięcy. Tutaj jest niewiele pozytywnych scenariuszy. Nie ma również opcji przewrotu w samym Iranie. W ubiegłym roku siły opozycyjne nie były w stanie wykorzystać masowych i spontanicznych protestów w kraju. To świadczy o słabości organizacyjnej opozycji.
Udział Amerykanów w konflikcie zbrojnym Iranu z Izraelem jest oczywisty?
Jest wysoce prawdopodobny, ponieważ Izrael nie pozostanie bez wsparcia USA. Specyfika amerykańskiej polityki wewnętrznej powoduje, że żaden amerykański prezydent nie zaryzykuje pozostawienia Izraela samemu sobie jeśli ten zostanie zaatakowany. Izrael też samodzielnie nie może prowadzić regularnych nalotów niezbędnych do zniszczenia armii irańskiej. Jego samoloty będą latały nad wrogą Syrią i nieprzyjaznym Irakiem. Czołgi izraelskie nie przejadą przez Syrię i Irak do Iranu. Iran natomiast zapowiada w takiej sytuacji odwet nie tylko na Izraelu ale też na wojskach i bazach USA w Zatoce. Wsparcie USA jest Izraelowi niezbędne. Z kolei Iran ma licznych sojuszników - Syrię, Liban, część Jemenu, ale też w niektórych aspektach Katar, Turcję i Rosję
REKLAMA
Również Turcję, zaraz po Stanach Zjednoczonych, najpotężniejszą armię NATO?
14 lutego w Soczi rozpocznie się spotkanie liderów Rosji, Iranu i Turcji w sprawie pokoju na bliskim wschodzie i to nie jest przypadek. Państwa nieobecne na konferencji warszawskiej chcą zademonstrować, że to one decydują o tym co się w regionie dzieje. Turcy realizują konsekwentnie własny interes narodowy, który często jest rozbieżny z amerykańskim. Np. teraz zapowiedzieli, że nie przyłączą się do sankcji, będą kupować irańską ropę i nie wezmą udziału w żadnych antyirańskich działaniach. Podobnie Irak, który zapowiedział, że nie pozwoli na wykorzystanie swojego terytorium do wrogich działań przeciwko Iranowi, podobnie Pakistan.
Jakie znaczenie w kontekście międzynarodowym ma dla Polski organizacja tej konferencji?
Oczy całego Bliskiego Wschodu są zwrócone na Warszawę. Jednak są to oczy nieprzyjazne. Z jednej strony współorganizując tę konferencję, włączamy się w pewien nurt wielkiej polityki bliskowschodniej, ale w nurt agresji, konfliktu i wojny czyli w kontekście, który powinien być obcy polskiej racji stanu. Do tej pory Polska była w stanie godzić różnego rodzaju interesy korzystając ze swoich dobrych relacji z państwowymi i pozapaństwowymi graczami. Miała też mocniejsza pozycję w Europie co wzmacniało pozycję globalną. W tej chwili opowiadamy się wyraźnie po stronie USA i Izraela, co przez długie lata może rzutować na percepcję Polski w krajach arabskich.
Nadszarpniemy stosunki na Bliskim Wschodzie, a zyskamy w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem?
Chciałbym, żeby to była prawda, jednak jak sugeruje prasa z różnych "przecieków" , USA raczej odrzucają propozycje stałej obecności (tj. "Fort Trump") a raczej skłaniają się ku zwiększeniu liczby żołnierzy w ramach rotacji, wzmocnienia istniejących, ale śladowych ilości żołnierzy i tak stacjonujących w różnych jednostkach i dowództwach w Polsce. W takiej sytuacji oznaczałoby to, że dla chwilowego zysku propagandowego USA, które chcą zatrzeć wobec swoich arabskich sojuszników złe wrażenie po decyzji o wycofaniu się z Syrii i dla pomocy Beniaminowi Netanjahu w jego kampanii wyborczej ryzykujemy nasze dobre relacje i potencjał negocjacyjny na Bliskim Wschodzie. Zresztą obecność w Polsce stałej bazy jest też przyjmowana niechętnie przez rozmaite gremia opozycyjne wobec Trumpa. Nie wiemy więc, czy jego decyzje nie zostaną po prostu po wyborach cofnięte. Mieliśmy już takie doświadczenie z planowaną amerykańską tarczą antyrakietową w Polsce.
Z Wojciechem Szewko rozmawiał Damian Nejman, PolskieRadio24.pl
REKLAMA