Proces pracownika ochrony finału WOŚP: przyznał się do winy
Pracownik ochrony gdańskiego finału WOŚP z 13 stycznia br., oskarżony m.in. o składanie fałszywych zeznań i podżeganie do tego innej osoby, przyznał się w środę w sądzie do winy. Wyjaśniał, że spanikował, leczy się psychiatrycznie i ma kłopoty z koncentracją.
2019-08-07, 12:09
Posłuchaj
Proces Dariusza S. - pracownika Agencji Ochrony Tajfun, która 13 stycznia br. zabezpieczała finał WOŚP w Gdańsku, toczy się przed Sądem Rejonowym Gdańsk–Południe. Zdaniem prokuratury Dariusz S. tuż po zdarzeniu zeznał, że nożownik, który zaatakował Adamowicza, dostał się na scenę posługując się plakietką z napisem "Media". Ochroniarz przekazał policjantom identyfikator, którym rzekomo miał się posłużyć napastnik.
Powiązany Artykuł
Atak na Pawła Adamowicza. Policja: sprawca został zatrzymany, był wcześniej karany
Funkcjonariusze ustalili jednak, że mężczyzna kłamał. Wskazywały na to m.in. wyniki badań plakietki, na której nie znaleziono materiału DNA nożownika. Zdaniem śledczych, Dariusz S. składając fałszywe zeznania, chciał "ukryć zaniedbania w zakresie zabezpieczenia imprezy". Już w trakcie toczącego się w jego sprawie śledztwa ochroniarz próbował nakłonić kolegów, aby złożyli zeznania potwierdzające przedstawioną przez niego wersję zdarzeń.
W środę przed sądem Dariusz S. przyznał się do winy. Odmówił składania wyjaśnień i sąd odczytał jego wcześniejsze zeznania, złożone jeszcze w prokuraturze. Wynika z nich, że S. od wielu lat cierpi na liczne przewlekłe schorzenia, w tym neurologiczne, kardiologiczne, pulmonologiczne oraz bezdech senny. "Na co dzień korzystam z respiratora, który oddycha za mnie podczas snu" – mówił w odczytanych zeznaniach mężczyzna.
"Ta sytuacja mnie przerosła"
Wyjaśniał, że od 2010 r. leczy się też psychiatrycznie. "Mam naprawdę kłopoty z pamięcią, wynika to z mojej choroby" – mówił w zeznaniach dodając, że "nie pamięta, jak się nazywa ta choroba". Wyjaśniał, że często – aby czegoś nie zapomnieć, zapisuje na kartkach to, co ma robić w danym dniu. Twierdził, że zdarza się, iż nie pamięta kiedy, z kim się spotkał i "często nie rejestruje różnych zdarzeń". "Lekarz mi mówił, że to jest brak koncentracji" – zeznawał.
Z kolejnych jego wyjaśnień wynikało, że w dniu, kiedy doszło do zabójstwa, "spanikował". Powiedział, że "trzymał na rękach prezydenta, który umierał". "Dzwoniła do mnie córka z pytaniem, czy to ja zabiłem prezydenta" – mówił dodając, że tego wieczora "ludzie bili się z nami (ochroniarzami), krzyczeli". "To wszystko było dla mnie bardzo stresujące. (…) Ta sytuacja mnie przerosła" – powiedział w odczytanych zeznaniach, w których dodał, że dzień po zabójstwie "wylądował w szpitalu". "Mówiono, że dostałem ataku paniki".
W odczytywanych wyjaśnieniach zaznaczał, że gdy kolega z agencji, w czasie rozmowy uświadomił mu, że nie widział u napastnika identyfikatora, sam prosił o ponowne przesłuchanie, w trakcie którego zmienił zeznania. Gdy sąd odczytywał wcześniejsze zeznania S., oskarżony płakał.
W środę w sądzie przesłuchiwany była także kolega S., który potwierdził, że mężczyzna poprosił go o zeznania potwierdzające przedstawioną przez oskarżonego wersję. Po zeznaniach kolegi, S. przeprosił go za to, że zwrócił się do niego z prośbą o nieprawdziwe zeznania. Przed sądem zeznawali też inni pracownicy agencji Tajfun. Ich wyjaśnienia zostały utajnione. Stało się tak na prośbę prokuratora, który argumentował, że ich upublicznienie mogłoby zaszkodzić prowadzonemu ciągle śledztwu, w sprawie zabójstwa prezydenta Gdańska.
Zdaniem prokuratury Dariusz S., kłamiąc w sprawie identyfikatora, chciał "ukryć zaniedbania w zakresie zabezpieczenia imprezy". Oszustwo wykryto m.in. dzięki badaniom DNA: na plakietce z napisem "Media" nie znaleziono materiału genetycznego należącego do nożownika.
Były policjant o wzorowej słuzbie
Z informacji uzyskanych od obrońcy Dariusza S. wynika, że oskarżony, przed zatrudnieniem w agencji Tajfun, służył około 15 lat w policji. Pracował m.in. w wydziałach kryminalnym, ds. przestępczości narkotykowej, samochodowej, a także ubezpieczeniowej Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. Przebieg jego służby był nienaganny. Wielokrotnie był też wyróżniany przez Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku, a w październiku 2009 r. otrzymał wyróżnienie Komendanta Wojewódzkiego Policji w Gdańsku dla najlepszego funkcjonariusza policji garnizonu województwa pomorskiego. S. odszedł ze służby w 2018 r., przeszedł na rentę.
Powiązany Artykuł
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz nie żyje [ZAPIS RELACJI NA ŻYWO]
13 stycznia wieczorem, Pawła Adamowicza zaatakował nożem 27-letni Stefan W., który wtargnął na scenę podczas koncertu - gdańskiego finału WOŚP. Napastnik został ujęty, a samorządowiec w bardzo ciężkim stanie trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdzie następnego dnia zmarł.
pg
REKLAMA
REKLAMA