Jest decyzja prokuratury ws. ratowników, którzy reanimowali P. Adamowicza
Gdańska prokuratura umorzyła wątek śledztwa, w którym badała czy ratownicy medyczni prawidłowo przeprowadzili reanimację prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza po tym, jak został on zaatakowany nożem. Nie dopatrzono się błędów ze strony ratowników.
2019-10-02, 10:44
O umorzeniu wątku dotyczącego działań ratowników poinformowała prok. Grażyna Wawryniuk - rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która to jednostka prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa prezydenta Gdańska.
Wawryniuk wyjaśniła, że prokuratura umorzyła ten wątek postępowania, bo nie dopatrzyła się błędów w działaniach ratowników. Podejmując decyzję prokuratorzy opierali się m.in. na pozyskanej przed kilkoma tygodniami, opinii biegłego.
Powiązany Artykuł

Zakończyła się obserwacja sądowo–psychiatryczna zabójcy prezydenta Gdańska
Ekspert ocenił, iż akcja reanimacyjna prezydenta Gdańska "prowadzona była w sposób prawidłowy, zgodnie z obowiązującymi wytycznymi Europejskiej Rady Resuscytacji". Zdaniem biegłego, prawidłowa była również decyzja o przewiezieniu pokrzywdzonego do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego (UCK). Ekspert podkreślił, że - w przeciwieństwie do najbliższego szpitala, UCK posiada specjalistyczny oddział kardiochirurgii i torakochirurgii.
Przesłuchania ratowników
Wawryniuk poinformowała, że badający ten wątek śledztwa prokuratorzy - poza uzyskaniem opinii biegłego, m.in. przesłuchali też ratowników, którzy brali udział w reanimacji prezydenta Gdańska i pozyskali dokumentację medyczną Adamowicza.
Gdańska prokuratura zdecydowała się zbadać prawidłowość działań ratowników po tym, jak w lutym br. otrzymała list od jednego z gdańskich biegłych lekarzy sądowych. Autor listu napisał go z własnej inicjatywy, "w oparciu o doniesienia medialne". Medyk zakwestionował w nim działania ratowników.
Lekarz wskazał m.in., że - w jego ocenie - akcja na miejscu zdarzenia prowadzona była nieprawidłowo. Zdaniem autora listu, ratownicy nie powinni prowadzić czynności reanimacyjnych na scenie, ale natychmiast przywieźć poszkodowanego do szpitala, gdzie były - w ocenie lekarza - większe szanse na uratowanie życia.
Rzekomy błąd medyczny
Lokalne media, informując w marcu o przesłanym prokuraturze liście, podawały, że - zdaniem jego autora, patomorfologa z 30-letnim stażem - "długotrwała reanimacja prezydenta Gdańska w miejscu zdarzenia była błędem medycznym". "Reanimacja na scenie, która w ocenie biegłego trwała aż 40 minut, spowodowała nieodwracalne skutki, m.in. wstrząs hipowolemiczny, którego następstwem jest śmierć mózgu. Masowanie serca z raną kłutą po prostu spowodowało wypompowanie krwi z ciała pacjenta" - podawało w marcu Radio Gdańsk dodając, że - w opinii lekarza - "serce z krwotokiem nie przestaje pracować i należało w pierwszej kolejności pozszywać rany".
Powiązany Artykuł

Śmierć Pawła Adamowicza: Biegły sądowy ma wątpliwości co do akcji reanimacyjnej
Portal Onet, informując w środę o umorzeniu wątku śledztwa dotyczącego działań ratowników, podał, że rodzina prezydenta Gdańska nie będzie skarżyć do sądu tej decyzji prokuratury. Brat prezydenta, Piotr Adamowicz, powiedział portalowi, że - w ocenie rodziny, zarówno ratownicy, jak i później lekarze w UCK "czynili wszystko, co możliwe, a nawet próbowali dokonać niemożliwego".
REKLAMA
Atak na prezydenta Gdańska
13 stycznia wieczorem 27-letni Stefan W. podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku wtargnął na scenę i zaatakował nożem prezydenta Adamowicza. Jeszcze w nocy ugodzony kilkukrotnie nożem Adamowicz przeszedł pięciogodzinną operację. Następnego dnia zmarł. Sekcja zwłok wykazała na jego ciele m.in. trzy głębokie rany - jedną w okolicy serca i dwie w brzuchu.
Stefan W. został zatrzymany tuż po napaści. Postawiono mu zarzut zabójstwa z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Czyn ten zagrożony jest karą co najmniej 12 lat więzienia, 25 lat pozbawienia wolności, a nawet dożywocia. Stefan W. nie przyznał się do jego popełnienia. Mężczyzna został aresztowany. Na polecenie prokuratury został poddany obserwacji psychiatrycznej. Jej wyniki nie są jeszcze znane.
pb
REKLAMA