Dr Tomasz Żukowski: opozycja spróbuje obalić rząd referendami

- Opozycja ma czytelny, strategiczny plan: ustabilizować przewagę w Senacie, zdobyć prezydenturę, a następnie, posługując się inicjatywą referendalną, doprowadzić do przesilenia i wcześniejszych wyborów - mówi socjolog i politolog dr Tomasz Żukowski w rozmowie z Magdaleną Złotnicką.

2019-10-18, 14:54

Dr Tomasz Żukowski: opozycja spróbuje obalić rząd referendami
Grzegorz Schetyna na spotkaniu senatorów KO z prezydium PO. Foto: Twitter/Platforma Obywatelska

Magdalena Złotnicka, Polskie Radio 24: Tym, co obecnie najbardziej emocjonuje obywateli w powyborczej rzeczywistości, jest pytanie o to, kto będzie rządził w Senacie.

Dr Tomasz Żukowski, socjolog i politolog: W wyniku wyborów Senat stał się bardzo ważny. Będąc w rękach opozycji może hamować sejmowe inicjatywy większości rządowej. Co więcej, może się stać jeszcze ważniejszy, gdyż polska Konstytucja daje możliwość zarządzania referendum nie tylko Sejmowi, ale także Prezydentowi RP za zgodą Senatu. Stąd strategiczny plan liderów Platformy: utrwalić kruchą przewagę w Senacie, zdobyć prezydenturę, a potem, posługując się referendami, doprowadzić do odwrócenia sprzyjających dziś PiS-owi trendów, aby na koniec wymusić zwycięskie dla siebie, wcześniejsze wybory. Ten projekt da się łatwo odczytać z publicznych wypowiedzi liderów PO.

Skoro mówimy o politykach opozycji, to jakie będą ich kolejne posunięcia? Powstanie jeden front, czy też będziemy mieli wielu pomniejszych liderów?

W Sejmie mamy cztery komitety wyborcze opozycji, ale każdy z nich składa się z kilku ugrupowań: i Koalicja Obywatelska, i Lewica, i PSL, i Konfederacja. Tak  jest również w PiS. Ten Sejm potencjalnie może być więc bardzo rozdrobniony. Stąd powyborcze rozmowy i uzgodnienia wewnątrz obozów politycznych.  Zarazem jednak - w związku z rozpoczęciem "wojny o Belweder" -  będziemy mieć do czynienia z działaniami sprzyjającymi bardzo wyrazistej polaryzacji.

>>> [ZOBACZ TAKŻE] Sondaż: 2/3 wyborców KO chce odejścia Grzegorza Schetyny

Wokół czego będzie przebiegała linia podziału?

Opozycja będzie się najpewniej integrować wokół niechęci do PiS. To dla liderów Platformy (czyli największej opozycyjnej partii) najwygodniejszy sposób scalania formacji i środowisk nie zawsze przystających do siebie programowo. A duża część zwolenników opozycji to "kupuje". Z głośnych badań psychologów z Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że wyborcy "anty-PiS" nienawidzą (czasem wręcz odczłowieczają) wyborców prawicy częściej niż - po drugiej stronie politycznych okopów - zwolennicy PiS stronników dzisiejszej opozycji.

REKLAMA

Jaki zatem będzie modus operandi opozycji?

Jeszcze niedawno część proopozycyjnych elit rozważała, czy wobec sukcesów Prawa i Sprawiedliwości nie "usiąść nad rzeką i poczekać" aż ten rząd powoli zużyje się sprawowaniem władzy, zwłaszcza gdy nadejdzie gorsza, gospodarcza koniunktura. Teraz, jak już mówiliśmy, przyjęto inny plan: prezydentura - referenda - wymuszenie przyspieszonych wyborów. Toczy się jednak rywalizacja, kto ma ten projekt realizować i co ma być na jego końcu: "żeby było, jak było", a więc rządy Platformy i Grzegorza Schetyny, czy próba obyczajowej i politycznej rewolucji z nową, liberalno-lewicową formacją łączącą grupy "młodych" z PO i Wiosny, może też z SLD.

Powiązany Artykuł

Twitter Senat posiedzenie 1200.jpg
Senatorowie X kadencji. Prezentujemy pełną listę nazwisk

Politolog Rafał Chwedoruk uważa, że jeśli Schetyna zostanie obalony, to poplecznicy Donalda Tuska będą wówczas chcieli, by to Władysław Kosiniak-Kamysz został liderem opozycji, a zarazem kandydatem na prezydenta Polski.

Realnym liderem - nie, kandydatem (być może przejściowym) - tak. To jeden ze scenariuszy. Dziś po stronie opozycji najpoważniejsze są trzy kandydatury: Kosiniak-Kamysz, popierana przez Schetynę Małgorzata Kidawa-Błońska ale także sam Tusk. Nie zdziwiłbym się, gdyby zwolennicy jego startu potraktowali kandydaturę Kosiniaka czysto instrumentalnie, by osłabić i obalić silnego w aparacie Platformy Schetynę, a następnie łatwo odsunąć na bok panią Kidawę i lidera PSL.

Pomówmy też o partii rządzącej. Porównując z rokiem 2015 PiS ma powody do radości?

W roku 2015 PiS wygrało wybory uzyskując 37,6 proc. głosów. Tym razem zdobyło ich 43,6 proc. przy dużo wyższej frekwencji. To oznacza prawie dwa i pół miliona więcej wyborców niż przed czterema laty. Było ich 5,7 mln, jest niespełna 8,1 mln.

Niemniej jednak są tacy, którzy liczyli na znacznie lepszy rezultat głosowania…

Część ekspertów i polityków mówiło publicznie o wyniku lepszym o parę punktów. Spodziewano się też niższych niż w rzeczywistości notowań Konfederacji i PSL. W sumie mogłoby to dać Prawu i Sprawiedliwości wyraźniejszą większość w Sejmie. Zakładano, że jeśli w wyborach do Parlamentu Europejskiego PiS zdobyło ponad 45 proc., to tym razem powinno wypaść równie dobrze, może jeszcze trochę lepiej. Jednak w rzeczywistości PSL i Konfederacja zyskały więcej głosów niż się często spodziewano. Oba komitety zostały zasilone przez rozsypane cząstki elektoratu Kukiz’15. Ludowcom pomogła decyzja Pawła Kukiza o wspólnym stracie, Konfederacji - poparcie części młodych "kukizowców", który, nie akceptując decyzji swego dotychczasowego lidera, spojrzeli w kierunku formacji jawiącej się jako antysystemowa. Obu komitetom pomógł też przebieg kampanii.

REKLAMA

Nie potwierdził się podział na Polskę południowo-wschodnią dla PiS i północno-zachodnią dla opozycji.

I tak, i nie. W roku 1989 podziały na politycznej mapie Polski miały charakter przede wszystkim historyczny, wynikały z doświadczeń z czasu zaborów, zasiedlania Ziem Zachodnich, czy solidarnościowego Sierpnia. Wiązały wyborcze preferencje z zasiedziałością, poziomem praktyk religijnych, tradycjami starcia z komunizmem w czasach PRL. Upraszczając: południowy wschód kraju był solidarnościowo-prawicowy, północny zachód - lewicowo-pokomunistyczny. Z czasem ten obraz został uzupełniony (i w części zatarty) przez podziały wynikające z interesów i tożsamości dużych grup społecznych. Dziś to podział najważniejszy. Z jednej strony mamy średni biznes, specjalistów (lekarzy, prawników, nauczycieli) oraz mikroprzedsiębiorców głosujących w swej większości na opozycję (PiS mógł tu liczyć i w roku 2019, i w 2015 na ok. 30%). W tym samym politycznym kierunku spogląda większość pracowników administracji. Z drugiej strony mamy średni personel, pracowników sfery usług, robotników, rolników, emerytów i rencistów. Tu zdecydowanie - i wyraźniej niż przed czterema laty - przeważa PiS.

Tam gdzie mamy najwięcej klasy średniej, czyli w metropoliach i dużych  miastach, wygrywa liberalno-lewicowa opozycja. W zdominowanych przez klasy ludowe mniejszych miejscowościach i na wsi - zwycięża prawicowo-solidarny PiS. W miastach średnich siły obu stron są wyrównane. Historia liczy się mniej niż kiedyś, choć ciągle województwo podkarpackie pozostaje matecznikiem PiS, zaś lubuskie, pomorskie  i zachodniopomorskie - "antyPiSu".

Dla młodego człowieka przeprowadzającego się z małego miasteczka do aglomeracji zmiana poglądów z prawicowych na liberalne jest w większości przypadków nieunikniona?

To może być po części prawda. Jak wiadomo, poglądy polityczne są czymś wspólnym, zbiorowym. Wypracowujemy je sobie w środowisku - najpierw w rodzinie, w grupie rówieśniczej i towarzyskiej, w szkole. Później w miejscu pracy. Część młodych, często konserwatywnych osób ze wschodniej Polski po przyjeździe do stolicy zaczyna - z racji pełnionych tu ról - inaczej odczytywać swe interesy. Są też poddawani bardzo silnej, środowiskowej "resocjalizacji". Opowiadano mi, że w czasie opozycyjnych, ulicznych protestów w centrum Warszawy "słoikom-korpoludkom" wypadało pokazywać koleżankom i kolegom z pracy fotkę na smartfonie, że się na tych manifestacjach było. Skala owych przystosowawczych zmian może być jednak mniejsza, niż się wydaje. Wśród tzw. "słoików" nadreprezentowane są zapewne - rzecz wymaga głębszych badań - dzieci z klasy średniej. Aby przyjechać np. do Warszawy i podjąć tu pracę, trzeba mieć przecież - przynajmniej na początku - jakieś zaplecze finansowe (a najlepiej mieszkanie kupione przy pomocy zamożnych rodziców).

>>> [CZYTAJ RÓWNIEŻ] Małgorzata Wassermann: mój wynik w wyborach to nie kwestia kampanii

REKLAMA

PiS najwyżej wygrał wśród najstarszych wyborców. Ten elektorat będzie powoli odchodził. Czy oznacza to nieuchronne osłabienie prawicy, czy też czeka nas druga fala wzrostu prawicowego elektoratu, wśród najmłodszych?

Osoby w wieku 50+ to nie tylko osoby szczególnie wrażliwe na społeczną ofertę rządzących, ale także ludzie, którzy mają za sobą doświadczenie Solidarności. A PiS jest obecnie głównym kontynuatorem tej tradycji. Stąd taki wynik. A przyszłość może wyglądać różnie. W ostatnim trzydziestoleciu roczniki wchodzące w dorosłość poszukiwały swego politycznego miejsca w różnych miejscach: czasem na lewicy, czasem wśród liberałów, czasem na prawicy. W roku 2015 "na prawo" przeważało, teraz wybory opcji są bardziej zrównoważone. Jak będzie w przyszłości - zobaczymy. Dylematy, przed którymi stoi obecnie świat, a w szczególności Europa, sprawiają, że wyzwania i problemy pokoleniowe definiowane są na nowo. Nic tu nie jest przesądzone.

Póki co wśród najmłodszych wyborców bardzo dobre wyniki osiągnęła Konfederacja (wg badania IPSOS 20%), a z drugiej strony - Lewica (18%).

Jak widać, oba komitety wypadły wśród młodzieży ponadprzeciętnie dobrze. Pamiętajmy, że młodzi ludzie na początku swojej kariery życiowej lubią być radykalni, wyraziści, niezależnie czy w prawicowym, czy lewicowym wydaniu. Później, jak uczy doświadczenie, ich poglądy ewoluują bliżej środka.

 Z Tomaszem Żukowskim rozmawiała Magdalena Złotnicka.

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej