Łzy szczęścia na sali sądowej. Wygrana batalia o polskie dziecko z Jugendamtem w tle
Polka przez 3 lata ukrywała się z dzieckiem na polskim wybrzeżu, by nie odebrano jej córki. Dopiero zapewnienie ojca dziecka przed niemieckim resortem sprawiedliwości zakończyło sprawę. W słupskim sądzie zapadł ostateczny wyrok - dziewczynka zostaje pod opieką matki w Polsce i może wrócić do normalnego życia.
2020-01-13, 15:39
Sąd Okręgowy w Szczecinie zdecydował w listopadzie 2017 roku, że córka Maliny Borsch musi wrócić do Niemiec. Jej były partner Niemiec Sascha W. zadeklarował, że nie zajmie się dzieckiem po powrocie i odda je do domu dziecka. Matka nie mogła wrócić z córką, bo ciążą na niej zarzuty uprowadzenia córki.
Powiązany Artykuł

Michał Wójcik: sprawy tożsamościowe zostały załatwione dzięki nam
Od wyroku, który zapadł przed szczecińskim sądem nie przysługiwało odwołanie. Nawet mimo, że jedna osoba ze składu sędziowskiego złożyła zdanie odrębne. W adnotacji sędzia zaznaczyła, że powrót doprowadziłby do nieodwracalnych zmian w psychice dziecka.
Polskim kuratorom nie udało się odnaleźć matki i odebrać jej dziecka, gdyż Polka wraz z córką zaczęła się ukrywać.
Powrót do normalności
Sprawa zyskała swój dalszy bieg po tym jak ojciec dziewczynki oświadczył w sierpniu 2019 w niemieckim ministerstwie sprawiedliwości, że nie chce wykonania orzeczenia, co potwierdził polski resort sprawiedliwości. Do sprawy przyłączył się polski Rzecznik Praw Dziecka i poparł wniosek o zmianę prawomocnego już postanowienia.
REKLAMA
Powiązany Artykuł

Jugendamty mniej srogie dla polskich rodzin? Niemcy zgadzają się na mediacje
- Ogromna determinacja matki dziecka i jej dziadków zakończyła się dzisiaj łzami szczęścia na sali sądowej. to ogromne szczęście - powiedział portalowi PolskieRadio24.pl pełnomocnik Malina Borsch, adwokat Maciej Krzyżanowski.
W Sądzie Rejonowym w Słupsku zapadł dziś wyrok. Po ponad 3 latach ukrywania się na polskim wybrzeżu dziewczynka może zacząć bezpiecznie chodzić do przedszkola i odzyska kontakt z rówieśnikami.
"Koniec horroru 5-letniej dziewczynki ze Słupska, której sądy kazały wracać do ojca Niemca. Ojciec praktycznie jej nie znał, a po wyroku powiedział, że nie chce jej u siebie. Dzięki moim wnioskom dowodowym sąd zmienił zdanie i dziecko zostaje w Polsce!" - napisał na Twitterze Maciej Pawlak, Rzecznik Praw Dziecka po ogłoszeniu wyroku.
Wyrok jeszcze nie jest prawomocny - ojcu przysługuje możliwość zaskarżenia go. Jednak mec. Krzyżanowski wątpi, że w ciągu siedmiu dni Niemiec to zrobi, gdyż nawet nie pojawił się w Polsce na rozprawie i nie wykazuje zainteresowania córką.
REKLAMA
Nie dała sobie odebrać dziecka
Sprawa rozpoczęła się, gdy partner Maliny Borsch i ojciec dziewczynki zostawił je i zamieszkał ze swoim kolegą. Gdy matka przeprowadziła się z córką do Polski, Sascha W. oskarżył ją o uprowadzenie dziecka. Dochodziło również do prób porwania dziecka.
Jak twierdzi kobieta, Niemiec jeszcze przed ich rozstaniem znęcał się nad nią. W ramach Konwencji Haskiej, mężczyzna domagał się, aby dziecko wróciło do Niemiec. Szczeciński sąd przychylił się do jego żądań, a matka została zobowiązana do natychmiastowego powrotu 2,5-letniej córki do Niemiec.
Tam kobieta zostałaby ukarana za rzekome uprowadzenie dziecka i prawdopodobnie trafiłaby do więzienia, a jej dziecko zostałoby przekazane nie do ojca, a do Jegendamt.
- Nie powołałam dziecka na świat po to, by zostało zabrane przez Jegendamt, czy też żeby trafiło do innej rodziny. Robię dla niego wszystko najlepsze, co możliwe. Każda matka by tak zrobiła, gdyby było jakieś zagrożenie dla dziecka - mówiła wtedy Malina Borsch i rozpoczęła ucieczkę.
REKLAMA
st/IAR
REKLAMA