"Perypetie, 220 zł". Nowe oskarżenia wobec Tomasza Grodzkiego
- Byłam przy tym, jak matka weszła do gabinetu ordynatora i dała mu te pieniądze – mówi pani Marta ze Szczecina. Matka Pani Marty już nie żyje, ale przez 40 lat wszystkie najważniejsze rzeczy, jakie działy się w jej życiu, zapisywała w kalendarzu książkowym. Kalendarz z 1997 roku zachował się do dziś. Kobieta napisała w nim m.in.: "Skierowanie do Zdunowa. Tylko Grodzki może orzec. (….) Perypetie 220 zł i czekolada...". O sprawie informuje niezalezna.pl.
2020-01-14, 21:21
Tata pani Marty w 1996 roku miał zdiagnozowanego raka mózgu. Pierwszy zabieg odbył się w szczecińskim szpitalu przy ul. Unii Lubelskiej. - Wzywano nas tam nawet o północy na konsultacje, ale nie pamiętam, aby była jakakolwiek mowa o pieniądzach czy łapówce – wspomina pani Marta. - Tata miał wyciętą dużą część mózgu.
Powiązany Artykuł
Pod koniec lutego przeprowadzono badanie USG. - Lekarze stwierdzili, że rak mózgu nigdy nie jest samodzielnym rakiem - mówi pani Marta. - Przeważnie to przerzut z raka płuc, ale badanie tego nie potwierdziło. Dlatego doradzono nam, że tata powinien zostać przeniesiony do szpitala w Szczecinie Zdunowie.
"Cwaniaczek podszedł mnie"
Z notatnika mamy pani Marty przy dacie 3 marca 1997 roku: "Skierowanie do Zdunowa. Tylko Grodzki może to orzec".
W Zdunowie lekarzem, który operował mężczyznę, był ordynator Tomasz Grodzki. - Informacje o tym, że tata będzie operowany, dostaliśmy po dziewięciu dniach pobytu taty w szpitalu. Dwa dni później ktoś zadzwonił do mamy z informacją, że trzeba zapłacić cegiełkę za operację taty - mówi pani Marta.
REKLAMA
CZYTAJ TAKŻE: "Daliśmy mu w kopercie 3 tysiące". Kolejne oskarżenia wobec Tomasza Grodzkiego>>>
W kalendarzu pojawiła się notatka z dnia 14 marca 1997 roku: "Byłam o 11.00 u ordynatora. Telefon o cegiełkę".
- Byłam przy tym, jak matka weszła do gabinetu ordynatora i dała mu te pieniądze - mówi pani Marta.
- Mama kazała mi poczekać na zewnątrz, nie chciała mnie zabrać ze sobą. Zawsze uczyła nas, że łapówek dawać nie wolno. Ale ta sytuacja zmieniła wszystko. Chciała ratować tatę i mimo tego, że ta sytuacja ją bardzo upokorzyła, zdecydowała się zapłacić. Pamiętam, że jak wyszła od ordynatora, to powiedziała "dałam łapówkę". Widziałam, że czuje się jak zbity pies. I nawet powiedziała coś takiego: "cwaniaczek podszedł mnie".
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Perypetie
W notatniku mamy pani Marty przy dacie 24 marca 1997 roku pojawiła się notatka: "Perypetie 220 zł i czekolada...."- Mama nie mogła się z tym pogodzić, zwłaszcza że naszym zdaniem ta operacja nie była zupełnie potrzebna – uważa pani Marta. - Tata już umierał, ten zabieg niczego nie zmieniał - mówiła.
Matka pani Marty już nie żyje. Była znaną szczecińską nauczycielką. Portal niezalezna.pl informuje, że pani Marta swoją historię zamierza opowiedzieć funkcjonariuszom Centralnego Biura Antykorupcyjnego i w prokuraturze.
niezalezna.pl/pkur
REKLAMA