"Robert Biedroń tajemną bronią Lewicy". Krzysztof Śmiszek o wyborach prezydenckich
- Z Robertem Biedroniem często podróżuję. Mam też swoją małą rolę w sztabie wyborczym. Dostarczam mu analiz i pomysłów na uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości. Jak trzeba, pocieszam dobrym słowem albo dobrą kawą. Na tym polega bycie z kimś blisko. W kampanii na pewno będzie dużo trudnych momentów – mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Krzysztof Śmiszek, poseł Lewicy.
2020-02-11, 07:30
Klaudia Dadura, PolskieRadio24.pl: Długo trzeba było namawiać Roberta Biedronia do startu w wyborach prezydenckich? Podobno nie był zbyt chętny.
Krzysztof Śmiszek, poseł Lewicy: To są spekulacje medialne. Decyzję podjęły trzy współpracujące ze sobą partie. Przy tak ważnym wyborze nie ma mowy o wahaniu się. Stawka jest zbyt wysoka i poważna.
Rozumiem, że padła propozycja i Robert Biedroń od razu się zgodził.
Kiedy w sierpniu 2019 roku wraz z partią Razem i Sojuszem Lewicy Demokratycznej ogłosiliśmy wspólny start do parlamentu, Biedroń nie wystartował. Już wtedy mieliśmy na niego inny pomysł. Decyzję co do wspólnego kandydata na prezydenta podejmowaliśmy wiele miesięcy temu.
Powiązany Artykuł
Szef sztabu Biedronia: tandetnymi spotami nie robi się kampanii wyborczej
Wygodniej byłoby grzać fotel w Parlamencie Europejskim, niż jechać w teren i walczyć o głosy.
To zależy od człowieka. Robert Biedroń jest zwierzęciem politycznym i świetnie odnajduje się w kampaniach. Ma doskonały kontakt z wyborcami. Moim zdaniem bije na głowę pozostałych kandydatów. Ma przede wszystkim pomysł na Polskę i na prezydenturę.
Sondaże na to nie wskazują.
Mówię o umiejętnościach społecznych, pewnej spontaniczności i zdolność odnajdywania się w tłumie. Budzi sympatię i dobre emocje. To jest ta tajemna broń Lewicy.
REKLAMA
Andrzej Duda też ma takie umiejętności.
To prawda, ale mam wrażenie, że na te częste spotkania przychodzą głównie jego zwolennicy. To starannie wyreżyserowany spektakl polityczny. Poza tym w przypadku Dudy działa sam magnes urzędu. Ludzie chcą uczestniczyć w takich zgromadzeniach choćby z samej ciekawości zobaczenia prezydenta. To nie oznacza, że cała Polska uwielbia Andrzeja Dudę.
CZYTAJ RÓWNIEŻ >>> IBRIS: Andrzej Duda z wysokim poparciem. Wygrałby także w II turze
To nie jest prawda, że na spotkania z Dudą przychodzą tylko jego zwolennicy. Podczas wizyty prezydenta w Lubartowie wolontariusz Greenpeace Polska trzymał transparent z napisem: „Chroń klimat. Chroń ludzi”. Duda nie miał problemu, by podjąć z nim dyskusję na temat ochrony klimatu.
Mam wrażenie, że próby Andrzeja Dudy polegające na okazaniu szacunku wobec swoich przeciwników politycznych czy tych, którzy nie zgadzają się z jego zdaniem, są zabiegiem marketingowym. Dziś można wystawić panu prezydentowi rachunek za ostatnie pięć lat. Jest on jedną z osób, które można obwinić o doprowadzenie do niezwykłych podziałów w społeczeństwie. Puszczanie oka do obrońców klimatu jest pustym gestem.
Podziały w społeczeństwie nie zaczęły się wraz z nastaniem prezydentury Andrzeja Dudy.
Jeżeli były wcześniej, to znaczy, że nie poradził sobie z ich niwelowaniem. Wręcz przeciwnie. Spór polityczny jeszcze bardziej zaogniał. Nie poradził sobie z rolą ani ojca narodu, ani ponadpartyjnego przywódcy.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
"Powinien przeprosić". Włodzimierz Czarzasty o spocie Szymona Hołowni
Jaki macie plan na kampanię wyborczą?
Na pewno nie chcemy skupiać się tylko na mieszkańcach wielkich miast. Robert Biedroń był świetnie ocenianym prezydentem Słupska i dlatego tam zaczęliśmy naszą przygodę z kampanią. Właśnie w takich miastach Robert jest obecny. Był niedawno w Koluszkach, Żyrardowie. W Nowej Rudzie protestował przeciwko zamknięciu jednego z oddziałów w lokalnym szpitalu. Chcemy przywrócić godność tym osobom, które są wykluczone komunikacyjnie i są na marginesie dyskusji o rozwoju gospodarczym.
A jak spotkania z wyborcami pogodzi z pracą w Parlamencie Europejskim?
Robert jeździ tylko na najważniejsze głosowania. 95 proc. czasu spędza teraz w Polsce. Do Brukseli leci się dwie godziny, czyli tyle, ile czasami stoi się w Warszawie w korkach. Oczywiście – nie będąc w PE - nie pobiera diet. Andrzej Duda pięć lat temu był także europosłem i, jak się okazało, z sukcesem przeprowadził kampanię wyborczą.
Planujecie jakąś większą konwencję?
Konwencje będą, ale nimi nie wygrywa się wyborów. Wybory wygrywa się na rynku w Żyrardowie czy Koluszkach. Ciekawym i pozytywnym dla nas doświadczeniem jest reakcja na rzucone dwa tygodnie temu przez Roberta Biedronia hasło: „Nie palmy komitetów, zakładajmy swoje”. Do dzisiaj powstało prawie 360 komitetów lokalnych Roberta Biedronia. Od Warszawy po małe miejscowości. Warunkiem powstania komitetu jest zebranie pięciu osób. To jest ta baza, na podstawie której będziemy budować naszą obecność w kampanii.
Jak Pan będzie wspierał Roberta Biedronia?
Ja już go wspieram. Często z nim podróżuje. Mam też swoją małą rolę w sztabie wyborczym. Dostarczam mu analiz i pomysłów na uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości. Jak trzeba, pocieszam dobrym słowem albo dobrą kawą. Na tym polega bycie z kimś blisko. W kampanii na pewno będzie dużo trudnych momentów.
REKLAMA
Robert Biedroń powiedział „Dziennikowi Gazecie Prawnej”, że dziś potrzebny jest Kwaśniewski 2.0. Skąd to porównanie?
Mają podobną historię. Aleksander Kwaśniewski, kiedy startował w 1995 r. miał 8 proc. w sondażach. Rywalizował z legendą o randze światowej. Nikt nie traktował Kwaśniewskiego poważnie. Poza tym miał duży garb polityczny. Był tzw. postkomunistą, który jeszcze sześć lat wcześniej należał do PZPR.
Tym bardziej dziwi mnie to porównanie.
Aleksander Kwaśniewski poprowadził bardzo nowatorską kampanię wyborczą. Jest osobą, która uwielbia być wśród ludzi. Zarówno on, jak i Robert startują z podobnego pułapu. Kwaśniewski jest najlepiej ocenianym prezydentem ostatnich trzydziestu lat. To jest ta sama łatwość nawiązywania kontaktów. Obaj skupili się na mówieniu o przyszłości i szansach dla nowych pokoleń. Nie rozgrzebują przeszłości.
Wielu osobom kojarzy się raczej z miłości do mocnych trunków.
To stereotyp. Jeśli nawet tak jest, to Polacy są tolerancyjni na takie rzeczy.
Powiązany Artykuł
Robert Biedroń: trzeba usprawnić sądownictwo, by obywatel miał poczucie sprawiedliwości
Ostatnio Zgromadzenie Rady Europy głosowało w sprawie rezolucji dotyczącej praworządności w naszym kraju. Polscy parlamentarzyści z opozycji głosowali razem z rosyjskimi politykami. Nie widzi Pan w tym pewnego zgrzytu?
Każdy kraj na forum Rady ma do rozgrywania różne interesy. Nie można oczekiwać od polskich europarlamentarzystów tego, że - z uwagi właśnie na te interesy - zrezygnują ze swoich wartości. Nie przykładałbym więc wagi do tego, kto z kim głosuje. Takich spraw nie da się rozwiązać na polskim podwórku. PiS jest głuche na protesty i argumentację Sądu Najwyższego, Rzecznika Praw Obywatelskich czy Naczelnego Sądu Administracyjnego. Przynależymy do Rady Europy i obowiązują nas także wartości wynikające z tego systemu prawnego.
REKLAMA
Czy Pana zdaniem są obszary, w których opozycja mogłaby współpracować w PE z europosłami Prawa i Sprawiedliwości?
PiS w PE jest samotną wyspą. Nie odnajduje się w europejskiej debacie. Ich zdania raczej nikt nie poważa. Nie wychodzą z żadnymi ciekawymi inicjatywami. Poza tym tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi europejskim konserwatystom i reformatorom. Chcą oni jak najmniej Europy w państwach członkowskich i ich samodzielności, ale UE to także wspólnota wartości. Nie tylko pieniądza. PiS zupełnie nie pasuje do tej europejskiej układanki.
Czytał Pan tekst Onetu o 14-letnim Wiktorze, który rzucił się pod metro?
Tak. Niezwykle smutna historia. To jest jeden wielki akt oskarżenia przeciwko całej Polsce, przeciwko instytucjom, które zawiodły. Począwszy od szkoły, która nie poradziła sobie z nienawiścią, jaka wytworzyła się wokół tego dziecka, po placówki ochrony zdrowia. Psychiatria dziecięca jest w opłakanym stanie. Gdybyśmy byli bardziej wrażliwi, takich Wiktorów byłoby mniej. Mówię to z własnego doświadczenia. Może nie było ono tak drastyczne, ale wiem, że polska szkoła i polska służba zdrowia nie są przygotowane na kogoś, kto odstaje, kogoś, kto jest trochę inny.
Pan w szkole spotkał się z takimi sytuacjami?
Pewne rzeczy sprzed 25 lat wymazałem z pamięci, ale też nie miałem łatwo. Nigdy nastolatek, który należy do mniejszości, nie ma łatwo. Szkoła niejednokrotnie staje się piekłem dla osób, które nie wpisują się w normę. To wynik wielu lat zaniedbań.
REKLAMA
Ostatnio Beata Kempa nazwała Pana „kandydatką na Pierwszą Damę”.
Beata Kempa takimi słowami wpisuję się w to, co PiS lansuje w ostatnich latach - cywilizację pogardy. Pogardy dla innego, pogardy dla przeciwnika politycznego. Widać, że pani Kempa po miesiącach zapomnienia chciała wrócić z przytupem na pierwsze strony gazet i jej się udało. Pytanie, czy było warto. Wolałbym, żeby skupiła się na pracy w Europarlamencie i proponowała dobre rozwiązania dla Polski i Unii. Jak na razie wychodzi jej tylko pobieranie diet i szczucie na innych.
Z Krzysztofem Śmiszkiem rozmawiała Klaudia Dadura, PolskieRadio24.pl
REKLAMA