Non nova, sed novae, czyli przewodniczący Tomczyk

Jest pewna mądrość w tym, by przez kilka tygodni robić zamieszanie wokół wyboru nowego przewodniczącego Klubu Parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej, a następnie wybrać kandydata, który będzie porte-parole poprzedniego przewodniczącego. Zmienić prawie nic się nie zmieni, ale co sobie o Koalicji Obywatelskiej ludzie pogadali, to nasze. Znaczy posłów KO - pisze w felietonie dla PolskieRadio24.pl Magdalena Złotnicka.

2020-09-27, 11:19

Non nova, sed novae, czyli przewodniczący Tomczyk

"Nie rzecz nowa, ale w nowy sposób podana" – tą łacińską maksymą można podsumować wybory szefa Klubu Parlamentarnego KO. Zamiast Borysa Budki stanowisko zajął Cezary Tomczyk, czyli poseł z frakcji Borysa Budki. Wygrał 115 do 56 z posłanką Urszulą Augustyn.

Jak najprościej odczytać ten werdykt? Ano tak, że mimo przegranych wyborów prezydenckich i rozmaitych błędów strategicznych – jak chociażby niedawny pomysł z wotum nieufności wobec ministra Zbigniewa Ziobry, którą to ideę złośliwi nazywali ratowaniem jedności Zjednoczonej Prawicy przez Borysa Budkę – Koalicja Obywatelska chce utrzymać ten sam kurs, kurs na katastrofę. Zaskakujące w sytuacji, w której scena polityczna się zmienia i wręcz prosiłoby się o nowe otwarcie, nowe pomysły.

Powiązany Artykuł

Borys Budka 1200 PAP.jpg
"Czuje na plecach oddech Szymona Hołowni". Wojciech Skurkiewicz o Borysie Budce

Tym bardziej że zagrożeń jest wiele: od ruchu Szymona Hołowni poczynając, na coraz bardziej samodzielnych samorządowcach, tworzących swoje lokalne księstewka, kończąc. W takiej sytuacji strategia dryfowania doprowadzi do stopniowego odpływania elektoratu i działaczy ku innym formacjom.

Skąd ten somnambuliczny pęd ku zagładzie? Najprościej można by odpowiedzieć na to pytanie, wskazując na zniechęcenie i brak wiary, które – jak nieoficjalnie mówią sami zainteresowani – są udziałem coraz liczniejszych polityków głównej formacji opozycyjnej. Można by też założyć, że w Koalicji Obywatelskiej, tworze dość eklektycznym, trudno o zgodę co do jednego kierunku i programu, bo poszczególne segmenty zgodne są jedynie w tym, że nie lubią Prawa i Sprawiedliwości.

REKLAMA

Czytaj również:

Bardziej skomplikowane wnioski nasuwają się jednak, kiedy popatrzymy na to, z kim  Cezary Tomczyk wygrał. Jego jedyną kontrkandydatkę, posłankę Urszulę Augustyn, wielu uważa za sojuszniczkę Grzegorza Schetyny. Świadczyć może o tym chociażby fakt, że to jej swoje poparcie przekazał Sławomir Neumann, który miał kandydować, ale ostatecznie się wycofał.

Dlaczego jednak podobnie zrobił Arkadiusz Myrcha? Również postawił na Augustyn, mimo że jego frakcji „młodych wilków” zawsze było bliżej do Borysa Budki. Przyczyna może tkwić w tym, że Urszula Augustyn, nawet jeśli w konflikcie Budka – Schetyna stoi po stronie tego drugiego, nie jest "człowiekiem Schetyny" w takim stopniu, jak np. europoseł Andrzej Halicki czy poseł Mariusz Witczak. Należy do tzw. frakcji kobiet, w której skład wchodzą np. posłanki Izabela Leszczyna i Małgorzata Kidawa-Błońska.

Jeśli spojrzymy na całą sprawę z tej perspektywy, jasno zobaczymy, że w wyborach na szefa Klubu KO startowała osoba życzliwa Schetynie, ale zarazem on sam nie zdecydował się na wystawienie stuprocentowo „swojego” kandydata. Dlaczego tak się stało?

REKLAMA

Odpowiedzi mogą być dwie. Gdyby ktoś kojarzony ze Schetyną, tak jak Halicki czy Witczak, poniósł porażkę, oznaczałoby to, że to sam Schetyna poniósł klęskę. W obecnej sytuacji ma możliwość dystansowania się od wyniku.

Powiązany Artykuł

piotr borys 1200 .jpg
Poseł PO: przed nami wybory szefa klubu, będą istotne dla całej opozycji

Jest jednakże jeszcze inna możliwość – Schetyna nie wystawił swojego człowieka, by ułatwić zwycięstwo frakcji Budki. Co mogło go skłonić do tak szaleńczego pomysłu? Przypomnijmy sobie, w jakich okolicznościach Schetyna w 2016 roku został przewodniczącym Platformy Obywatelskiej: najpierw, latem 2015, prezydent Bronisław Komorowski popierany przez PO nie uzyskał reelekcji. Jesienią PO i PSL straciły władzę w Polsce, sromotnie przegrywając wybory.

Obowiązki przewodniczącego PO pełniła wówczas premier Ewa Kopacz, pamiętana z takich akcji jak sławetna „Kolej na Ewę”. W efekcie podczas wyborów nowego szefa Schetyna wygrał bezkonkurencyjnie. I to dosłownie – był jedynym kandydatem, poparło go 91 proc. głosujących.

Teraz więc może być podobnie. Jeśli Schetyna nie odpuścił walki o władzę w PO – a zdziwiłabym się, gdyby odpuścił – to kierowanie się zasadą, że musi być gorzej, by mogło być lepiej, jest w jego wypadku wielce prawdopodobne.

REKLAMA

Jeśli bowiem okaże się, że nowy szef Klubu Parlamentarnego KO nie jest w stanie opanować sejmowych frakcji, zdyscyplinować posłów, by nie opowiadali publicznie o sprawach wewnętrznych klubu – a to, zwłaszcza w przypadku „wolnych elektronów” w stylu Klaudii Jachiry zadanie bardzo trudne – to jego nieudolność zapisze się na konto Borysa Budki. W końcu on i jego ludzie zaliczą o jedną wpadkę za dużo. Powstaje tylko pytanie, czy Schetyna będzie miał wówczas jeszcze co zbierać.

W tym wszystkim Koalicji Obywatelskiej udało się jedno. Przez tygodnie media żyły wyborami przewodniczącego Klubu Parlamentarnego KO. Jego wybór nie zmienia praktycznie nic. Niemniej jednak Koalicja Obywatelska nieco mocniej istniała w świadomości publicznej. Szkoda, że nie potrafi tak zaistnieć za sprawą programu.

Magdalena Złotnicka/kad

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej