Trzy ważne lekcje z konfliktu o Turów. Felieton Miłosza Manasterskiego

Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych dniach sprawa kopalni węgla w Bogatyni zejdzie z wokandy TSUE, a konflikt interesów pomiędzy Polską a Czechami zostanie rozwiązany polubownie. Czas by już bez emocji przeanalizować czego w wyniku "turowskiego kryzysu" dowiedzieliśmy się o politykach, sądach i Unii Europejskiej.

2021-05-26, 21:00

Trzy ważne lekcje z konfliktu o Turów. Felieton Miłosza Manasterskiego

Lekcja 1. Nie ma takiej niemądrej i szkodliwej decyzji, której Europejski Trybunał Sprawiedliwości nie mógłby podjąć wobec Polski.

Z wypełnianiem postanowień TSUE mają problemy niemal wszystkie państwa Unii Europejskiej. Jednak w sprawie Turowa Trybunał przekroczył wszelkie granice, niebywale krzywdząc Polskę. Nakaz natychmiastowego zaprzestania eksploatacji kopalni i wyłączenia elektrowni produkującej prąd dla 2,3 miliona gospodarstw domowych to decyzja, którą musimy zapamiętać. Trybunał jest niebywale nierówny, w jednych sprawach potrafi działać racjonalnie, a nawet wydawać salomonowe wyroki (np. gazociąg Opal czy sprawa powoływania sędziów na Malcie). W innych potrafi wydawać orzeczenia kuriozalne – szczególnie jeśli stroną sprawy są Węgry lub Polska.

Warto brać pod uwagę, że w sytuacji sporu prowadzonego przed TSUE szanse Polski na mądre decyzje są niższe niż innych krajów. A potencjalne skutki decyzji takich zaangażowanych politycznie sędziów jak Rosario Silva de Lapuerta mogą mieć opłakane skutki. Turów to jednak lekcja nie tylko dla Polaków czy Węgrów – każdy kraj spoza unijnego mainstreamu może dzisiaj czuć się zagrożony potencjalnymi działaniami TSUE. Reforma Trybunału, tej najstarszej unijnej instytucji, musi znaleźć się w programie politycznej współpracy europejskich konserwatystów, a oczekiwana współpraca tria Morawiecki-Orban-Salvini na rzecz "Renesansu Europy" jest coraz bardziej pilna.

Powiązany Artykuł

Zbigniew Kuźmiuk 1200.jpg
Kuźmiuk: trudno sobie wyobrazić, że polska kopalnia jest przyczyną nieszczęść w Czechach

Lekcja 2: Nie ma takiej niemądrej i szkodliwej decyzji płynącej z unijnych instytucji, których nie wykonają politycy opozycji.

Dwaj najpopularniejsi obecnie politycy opozycji - Rafał Trzaskowski i Szymon Hołownia - uznali za koniecznie natychmiastowe zastosowanie się do decyzji TSUE. Trzeba zwrócić szczególną uwagę na ich stanowisko, choć entuzjazmu wobec zamykania Turowa nie kryli także pomniejsi politycy opozycji (choćby eurodeputowana Róża von Thun). Pierwszy z nich był kandydatem zjednoczonych środowisk opozycyjnych w II turze wyborów prezydenckich i zdobył głosy 10 milionów Polaków. Drugi z kolei kieruje najpopularniejszą obecnie partią opozycyjną. Są to w ocenie wielu wyborców najważniejsi kandydaci do ewentualnego przejęcia władzy. Ich zachowanie w sprawie Turowa to egzamin z odpowiedzialnego zarządzania, który obaj oblali. Wiemy już, że gdyby Polską kierowali Hołownia z Trzaskowskim, z tego zderzenia czołowego z opacznie pojętą europejską sprawiedliwością nie wyszlibyśmy cało.

Zatrzymanie kopalni w Turowie to decyzja tak dalece idiotyczna, że mógłby ją podjąć jakiś sąd plemienny bananowej republiki, a nie poważna instytucja od 1952 roku zajmująca się sporami gospodarczymi. Zdecydowana postawa związków zawodowych pokazuje, że gdyby Polską rządził dziś duet Hołownia-Trzaskowski znaleźlibyśmy się w ogniu protestów przeciwko zamknięciu. Według ekspertów pracę mogłoby stracić od 60 do 70 tys. mieszkańców regionu. Trudno by przyjęli oni decyzję TSUE z takim spokojem jak politycy opozycji. Czy gdyby rządzili Polską Hołownia z Trzaskowskim, protesty te zostałyby spacyfikowane, jak to już bywało w czasach rządów PO-PSL? Jeśli tak, to niestety Unia Europejska, która pilnie śledziła każdy ruch stróżów prawa podczas proaborcyjnych demonstracji, z całą pewnością odwróciłaby wzrok…

REKLAMA

Według Trzaskowskiego i Hołowni podporządkowanie Polski jest wpisane w zasady Unii Europejskiej. Tak można tłumaczyć każdą podłość i głupstwo, jakie popełnią urzędnicy i sędziowie spod niebieskiej chorągwi. Absolutna niezdolność do przeciwstawienia się UE czyni z obydwu polityków bardzo pożądanych partnerów Berlina, Brukseli, Paryża czy Madrytu. Nie ma bardziej idealnego rządu w piątym pod względem wielkości i coraz silniejszym ekonomicznie kraju UE od takiego, który bez szemrania zrobi wszystko, co mu zagranica nakaże. Bez oglądania się na koszty społeczne i ekonomiczne. Nie może nas dziwić, że politycy ci będą zatem otrzymywać wsparcie z Niemiec i Brukseli nie tylko w postaci komplementów, dobrej prasy i rekomendacji, ale także pieniędzy, z których Rafał Trzaskowski korzysta już oficjalnie w przypadku organizacji "Campus Polska Przyszłości".

Powiązany Artykuł

fogiel radoslaw_8805 1200.jpg
"Zespoły negocjacyjne obu stron cały czas pracują". Fogiel o sprawie kopalni Turów

Lekcja 3: Nie ma takiej niemądrej i szkodliwej decyzji płynącej z unijnych instytucji, której nie można zaradzić, jeśli wykaże się polityczną inteligencją i determinacją.

Premier Mateusz Morawiecki znalazł się w sytuacji bardzo trudnej – podporządkowanie się irracjonalnej decyzji byłoby zdradą interesów Polski. Z kolei spór z TSUE i KE byłby niebywale kosztowny i kłopotliwy, zwłaszcza w momencie, kiedy premier kolejny raz starał się zbudować front europejskiej solidarności wobec działania białoruskiego reżimu. Nie da się jednak zwalić całej odpowiedzialności na Czechów, którzy walczyli twardo o swoje interesy. Tego samego generalnie oczekujemy od naszej władzy, chyba że chcemy mieć zamiast suwerennego rządu administratorów sterowanych z Berlina (patrz: lekcja 2).

Biorąc pod uwagę lekcję pierwszą, polscy negocjatorzy nie mogą prowadzić sporu z członkami V4 w taki sposób, by oparł się on o TSUE. Wniosek o zatrzymanie pracy kopalni był ze strony czeskiej formą negocjacji i sądowej gry. Wiele wskazuje na to, że sami Czesi byli zaskoczeni, że został on przyjęty (pani wiceprezes de Lapuerta nawet nie wpadła na pomysł, żeby "tylko" ograniczyć wydobycie w Turowie i to nie w trybie natychmiastowym, ale na przykład od połowy roku). Trudno nie zastanawiać się, czy nasz zespół negocjacyjny przyjął dobrą taktykę. W efekcie premier Mateusz Morawiecki musiał zostać strażakiem w sytuacji, kiedy ktoś dopuścił do pożaru.

Jeśli jesteśmy w kwestii Turowa blisko kompromisu, to jest to osobista zasługa premiera Mateusza Morawieckiego, który wziął na siebie ciężar decyzji o niewykonywaniu decyzji TSUE i zarazem podjęcia rozmowy z czeskimi partnerami. Twarda postawa premiera wobec TSUE i opozycji krajowej żądającej zamknięcia kopalni, nie przeszkodziła mu wykazać zrozumienie dla argumentów drugiej strony konfliktu. Premier umiejętnie grał "na kilku fortepianach", przywożąc ze szczytu Unii najbardziej jak dotąd stanowcze sankcje wobec białoruskiego reżimu, które bez determinacji polskiej i litewskiej delegacji nie mogłyby zaistnieć. I jakby "przy okazji" rozładował napięty spór o Turów, delikatnie przypominając naszym południowym sąsiadom o lojalności wobec przyjaciół z Grupy Wyszehradzkiej. Choć czekamy jeszcze na "happy end" tej sprawy, już dzisiaj możemy zauważyć, że szef rządu zdał kolejny bardzo trudny egzamin z politycznej zręczności i odpowiedzialności za Polskę.

REKLAMA

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej