Polub albo zburz, czyli długi cień Pałacu Kultury
Pomnik wielkiej epoki stalinowskiej - tak nazwał Pałac Kultury i Nauki w Warszawie Bolesław Bierut. Od 1989 roku ta właśnie rola Pałacu jest głównym argumentem tych, którzy chcą go zburzyć. I nie zmienia ich zdania to, że od 2007 roku PKiN jest zabytkiem.
2022-05-09, 05:10
Zwolennicy wymazania Pałacu z krajobrazu Warszawy powołują się przy tym często na przykład rozbiórki stojącego niegdyś na placu Saskim soboru św. Aleksandra Newskiego. Rzeczywiście, podobieństw jest mnóstwo. Po pierwsze - cel budowy. Pałac był symbolem - jak to ujął Bierut - "niezrównanej siły idei internacjonalizmu proletariackiego, głoszonej i realizowanej niezłomnie przez wielką Partię, stworzoną i wychowaną przez Lenina, umacnianą i rozbudowywaną w historycznym procesie walk rewolucyjnych przez jego kontynuatorów i uczniów, kroczących dziś na czele przodujących sił ludzkości w walce o sprawę pokoju, postępu, demokracji i socjalizmu". 100 lat wcześniej rosyjska prasa, komentując pomysł - rządzącego wówczas Warszawą w imieniu Kremla generał-gubernatora - budowy nowego soboru, pisała, że duża świątynia w Warszawie jest "koniecznością nie tylko dla potrzeby religijnej, ale jest konieczna jako symbol rosyjskiej państwowości w tym kraju, symbol prawosławnej Rosji, której nierozłączną część stanowi Królestwo Polskie".
I Pałac, i świątynia stanęły w reprezentacyjnym miejscu Warszawy - to drugie podobieństwo. Ale gdy budowano sobór, nikt Polaków o to, gdzie ma stanąć, nie pytał, natomiast miejsce pod Pałac wybrali polscy architekci komuniści, sowieccy je zaakceptowali. Reakcja warszawiaków na obie budowle była podobna - nie tylko z powodu ich oczywistej dla Polaków ideologii, ale też samego wyglądu gmachów. Katedrę szybko ochrzczono mianem "bizantyjskiego tortu" z "wieżą ciśnień prawosławia". Gdy zaś opublikowano w gazetach projekt Pałacu, Maria Dąbrowska w swoim dzienniku zanotowała, że jest "to z lotu ptaka, to z tej czy innej strony potwornie brzydki" i dodała, że "cała Warszawa przyjęła tę wieść (o budowie Pałacu - red.) z konsternacją, pomieszaniem, niektórzy z rozpaczą".
Sobór rozebrano ostatecznie w 1926 roku. Pałac Kultury i Nauki nadal stoi - 2 maja minęła 70. rocznica rozpoczęcia jego budowy.
Dar, do którego trzeba było dołożyć
Stalin, do którego Bierut i inni pielgrzymowali w styczniu 1945 roku, by go zapytać, co mają zrobić z Warszawą - odbudowywać jako stolicę czy nie - po powrocie ogłosił: "Marszałek Stalin uważa, że Warszawa powinna być jak najszybciej odbudowana i ze swej strony pragnie przyjść nam z jak najbardziej wydatną pomocą". Polscy architekci przesyłali więc do Moskwy swe propozycje budowy - a to dzielnicy mieszkaniowej, a to metra czy kompleksu akademickiego. Odpowiedzi nie było. Forma owej pomocy stała się jasna dopiero w lipcu 1951 roku, gdy Wiaczesław Mołotow, minister spraw zagranicznych ZSRR, przechadzając się po Warszawie z Józefem Sigalinem, naczelnym architektem Warszawy, rzucił: "A jak byście widzieli w Warszawie taki wieżowiec jak u nas?" Na to retoryczne pytanie komunista Sigalin mógł tylko odpowiedzieć - "No cóż, owszem".
REKLAMA
Propaganda natychmiast okrzyknęła Pałac "darem narodu radzieckiego". Prasa rozpływała się nad szczodrością Kraju Rad i jego bezinteresownością. Tymczasem, co podkreśla w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Konrad Rokicki, "to był dar, do którego trzeba było dołożyć". Co dołożyliśmy? Materiały - cegły, kamień (marmur, granit, piaskowiec, wapień), stolarkę, wyroby kowalskie, elementy wyposażenia. Zbudowaliśmy linię kolejową łączącą osiedle robotników radzieckich z placem budowy. I wreszcie przy budowie Pałacu pracowali też polscy robotnicy, chociaż całościowy wkład strony polskiej jest, podobnie jak koszt budowy Pałacu, niemożliwy do oszacowania - mówi Rokicki. A Michał Murawski, brytyjski antropolog kultury i miast (urodzony w Warszawie) w swojej książce o Pałacu pisze: "Gdyby w archiwach wiedzy etnograficznej poszukać przypadków, w których pojęcie bezinteresownego daru jest czysto ideologiczną zasłoną dymną, warszawski podarunek Stalina z pewnością byłby jednym z najbardziej bezwstydnych przykładów użycia takiej zasłony".
Żelazny punkt wycieczek
Mimo czytelnej dla większości ideowej wymowy gigantycznej budowli w centrum stolicy Pałac stał się szybko jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Warszawy. I jest nim do dziś - pod tym względem wyprzedza go jedynie warszawska Syrenka. I to tylko wśród Polaków, bo jak wynika z obserwacji przewodników po stolicy, cudzoziemcy są przekonani, że to Pałac jest w herbie stolicy Polski. A zwiedzają go chętnie; zresztą od czasów drewnianego pomostu obserwacyjnego wzniesionego na skraju budowy PKiN jest żelaznym punktem wycieczek. Jak mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl licencjonowany przewodnik po Warszawie Tomasz Bareja - Pałac jest wpisany do programu zwiedzania Warszawy już od lat 50., pod tym względem nic się nie zmieniło. Największą atrakcją jest nadal wjazd na 30. piętro, ale dużym zainteresowaniem cieszy się też zwiedzanie sal reprezentacyjnych. Przy czym prawie każdy, kto Pałac zwiedza, coś o nim wie. Ta wiedza pochodzi z lat 90., kiedy dyskusja na temat PKiN była najbardziej żywa, czasami z filmów czy książek.
Pałac stał się bowiem niemal ich bohaterem. Świat wykreowany w "Małej apokalipsie" Tadeusza Konwickiego zaczyna się od Pałacu Kultury i w nim się kończy. W "Rozmowach kontrolowanych", filmie z 1991 roku, też pełni ważną rolę - a na koniec filmu wali się w gruzy. W serialu "Magda M" jest świadkiem miłosnych rozterek, a w "Ekstradycji 3" - miejscem spotkań grupy czarnych charakterów, którzy chcą Pałac kupić. Nic z tego nie wychodzi, podobnie zresztą jak w prawdziwym życiu.
Czy John Kowalczyk, biznesmen z USA polskiego pochodzenia, był czarnym charakterem? Nie wiadomo. Na pewno jednak chciał Pałac kupić i stworzyć z niego Warsaw International Trade Center. Podpisał umowę z ówczesnym prezydentem Warszawy Stanisławem Wyganowskim - i na tym praktycznie jego kontakty z Warszawą się skończyły.
REKLAMA
Sondaże bronią Pałacu
Sondaże - z roku 2012 i 2022 - pokazują, że warszawiacy nie chcą, by Pałac Kultury i Nauki znikł z powierzchni ziemi. W ostatnim, jeszcze ciepłym, przeprowadzonym na zlecenie portalu wpolityce.pl przez Social Changes, 77 proc. ankietowanych opowiada się za pozostawieniem Pałacu, a 10 proc. nie chciałoby go już w Warszawie widzieć. W 2017 roku, gdy pojawiły się pomysły, by na 100-lecie odzyskania niepodległości z Pałacem skończyć (tego zdania był ówczesny minister finansów Mateusz Morawiecki, a minister kultury Piotr Gliński oświadczył, że nie miałby nic przeciwko temu), trzech na czterech badanych uważało, że PKiN powinien zostać. Zburzyć go chciało 12 proc. ankietowanych - częściej byli to mężczyźni niż kobiety, osoby o wykształceniu wyższym, o dochodzie powyżej 5000 zł oraz mieszkańcy miast od 200 do 499 tys. mieszkańców.
Pałac jak memento
Były też pomysły mniej radykalne. W środowisku warszawskich architektów jeszcze w PRL narodził się pomysł, by wszystko, co powyżej 140 metrów, Pałacowi uciąć. I zlikwidować cztery narożne wieże. Oczywiście, gdy nadarzą się stosowne okoliczności. Lecz gdy chwila ta nadeszła, to, jak pisze Michał Murawski, cytując wypowiedź architekta Jerzego Skrzypczaka: "Wszyscy zmieniliśmy zdanie na temat tego budynku. Zostawmy go. Niech to będzie swoiste memento mori, pamiątka po tamtym systemie".
To dlatego Czesław Bielecki, architekt i opozycjonista, lansował pomysł utworzenia w Pałacu muzeum komunizmu (Stefan Żeromski chciał, by w soborze Aleksandra Newskiego powstało muzeum martyrologii narodu polskiego). I dlatego przeciwnicy Pałacu chcą go zburzyć. Chociaż pojawiają się i inne argumenty - np. Cezary Kaźmierczak, prezes Polskiego Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, podkreśla w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, że "to gmach całkowicie nieekologiczny, niefunkcjonalny, energochłonny, bardzo drogi w utrzymaniu. Ponadto blokuje, dezorganizuje centrum Warszawy".
REKLAMA
Nieposępny kloc
To polscy architekci chcieli, by PKiN był tak wysoki. I to strona polska zaplanowała przeznaczenie tego gmachu. Jeszcze zanim Stalin obwieścił, co Warszawie podaruje, narodził się pomysł Centralnego Domu Kultury, koniecznie dużego i usytuowanego w centrum. CDK miał mieścić "szereg monumentalnych wnętrz", w tym salę kongresową (gdzie miałyby się odbywać zjazdy PZPR) na 10 tys. miejsc i salę uroczystych zebrań, ponadto musiały być tam działy: naukowy, teatralny, muzyczny, filmowy i pomieszczenia usługowe. W Sali Kongresowej już od dawna towarzysze nie zasiadają, lecz to właśnie na użyteczność gmachu położonego w centrum stolicy wskazują ci, którzy PKiN burzyć nie chcą. Choć niekoniecznie im się on podoba.
W roku 2008 grupa psychologów środowiska opracowała "Raport z badań w rejonie Pałacu Kultury i Nauki". Ankietowani podkreślali, że lubią Pałac głównie ze względu na atrakcje i możliwości rozrywki, jakie oferują instytucje w nim ulokowane, że sam budynek to kloc, "jednak nie jest posępny i komunistyczny". W raporcie czytamy też, że "badani nie lubią Pałacu z zewnątrz, bo to gmaszysko, ale lubią i wspominają to, co dzieje i działo się w Pałacu, bo kojarzy się z wcześniejszymi czasami, ze spacerami, z księgarnią, z wystawami".
Zabytek. I kropka?
W 2007 roku Pałac Kultury i Nauki został wpisany do rejestru zabytków. Dr Przemysław Nowogórski był wówczas dyrektorem Departamentu Dziedzictwa Narodowego w Ministerstwie Kultury. Jak powiedział w rozmowie z portalem Polskieradio24.pl był wtedy i jest teraz zwolennikiem uznania Pałacu za zabytek. - On spełnia wszystkie kryteria, jakie ustawa o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami definiuje - mówi. Podkreśla, iż zdaje sobie sprawę, że jest to problem ideologiczny, lecz - jego zdaniem - i monumentalna dzielnica cesarska w Poznaniu była budowana jako niemiecka wizytówka nowej stolicy germańskiego wschodu. A nikomu do głowy nie przychodzi, by ją burzyć. - To jest przykład sztuki socrealistycznej, świadectwo epoki. Nie ma w Warszawie, ale i w Polsce byłoby trudno znaleźć taki obiekt, który miałby tak świetnie zachowane, i tak świetne pod względem artystycznym socrealistyczne wnętrza - uzasadnia. Pojawiają się jednak i opinie przeciwne. "Gmach pałacu w sensie jego koncepcji jest zaprzeczeniem architektonicznej racjonalności we wszystkich jej aspektach ekonomicznych, technicznych, estetycznych i urbanistycznych" - stwierdzili członkowie Komitetu Architektury i Urbanistyki Polskiej Akademii Nauk.
Wpisanie do rejestru zabytków to dla wielu drugi powód, by Pałacu nie ruszać. Ale każdy obiekt da się z rejestru wypisać. - Dokonuje tego minister kultury i dziedzictwa narodowego - tłumaczy dr Nowogórski. - Może to zrobić z własnej inicjatywy lub na wniosek właściciela obiektu.
REKLAMA
Atrakcja turystyczna sama w sobie
PKiN jest własnością miasta. Jakub Leduchowski, rzecznik prasowy Urzędu m.st. Warszawy, na pytanie portalu PolskieRadio24.pl, czy miasto kiedykolwiek brało pod uwagę zburzenie Pałacu, czy oszacowało, jakie wiązałyby się z tym koszty, odpowiedział, że "Pałac Kultury i Nauki, wraz ze stałym wyposażeniem i wystrojem architektonicznym, został wpisany do rejestru zabytków 2 lutego 2007 r. przez Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Obecnie obowiązujące przepisy nie zezwalają na rozbiórkę zabytków. Pałac Kultury i Nauki na stałe wpisał się w krajobraz Warszawy, jest jednym z najlepiej rozpoznawalnych stołecznych obiektów, a także atrakcją turystyczną samą w sobie. Trudno więc nawet rozważać usunięcie go z przestrzeni miejskiej. Nie dysponujemy informacją o szacowanych aktualnych kwotach likwidacji PKiN. Można jednak uznać, że byłyby one ogromne. Jesteśmy przekonani, że zwłaszcza w dzisiejszych czasach oraz w obliczu trudnej sytuacji finansowej spowodowanej rządowymi decyzjami środki te można wykorzystać o wiele lepiej - np. przeznaczyć na pomoc potrzebującym mieszkańcom oraz osobom uciekającym przed wojną na Ukrainie, dalszy rozwój stołecznej infrastruktury lub też podnoszenie komfortu życia warszawianek i warszawiaków. Informuję też, że obecny obszar zajmowany przez PKiN obejmuje część dawnych nieruchomości hipotecznych, które są przedmiotem toczących się postępowań odszkodowawczych".
***
Michał Murawski, który doktorat z antropologii społecznej uzyskał na Uniwersytecie w Cambridge na podstawie pracy dotyczącej Pałacu Kultury i Nauki, wydanej po polsku w formie książki, przytacza w niej wypowiedzi anonimowych respondentów na temat braku wizji i planów zagospodarowania placu Defilad. Jedna z nich brzmi: "Pałac to wrzód na d…e Warszawy i tylko zburzenie go stworzyłoby sytuację, w której mogłyby się pojawić odważne wizje. To zbyt duża odpowiedzialność, architekci nie dają rady. Stalin wiedział, co robi!"
Ewa Zarzycka
REKLAMA