Nieznośna lekkość orzekania. Felieton Miłosza Manasterskiego

2022-06-25, 16:05

Nieznośna lekkość orzekania. Felieton Miłosza Manasterskiego
Będzie wniosek o pozbawienie władzy rodzicielskiej 39-latki podejrzanej m.in. o porwanie nastolatki. Foto: shutterstock.com/siekierski.photo

Szokuje, że w ojczyźnie zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszki symulowanie podcięcia gardła arcybiskupowi nie budzi sprzeciwu sądu. Nieprzemyślane, upolitycznione, szkodliwe - do tej grupy orzeczeń dołączy wyrok sądu z Poznania, który orzekł o niewinności Marka M. - pisze w swoim najnowszym felietonie Miłosz Manasterski.

Poznański sąd rejonowy uniewinnił Marka M., który w sierpniu 2019 r. podczas występów scenicznych w klubie miał symulować podcięcie gardła abp. Markowi Jędraszewskiemu. Prokuratura oskarżyła go m.in. o nawoływanie do zabójstwa - sąd jednak nie dopatrzył się niczego złego w postępowaniu Marka M. Czy to ze względu na sceniczne emploi, czy też na postać arcybiskupa Jędraszewskiego?

Temida, grecka bogini będąca uosobieniem sprawiedliwości, prawa i wiecznego porządku na swoich wizerunkach ma zawsze przesłonięte oczy. Nie dlatego, że, jak powiada przysłowie: "Temida ma być ślepa", bo akurat ta mityczna bogini nie miała żadnej niepełnosprawności. Opaska na oczach Temidy symbolizować miała po prostu bezstronność. Bogini sprawiedliwości rozstrzyga sprawy same w sobie, bez rozglądania się "po bokach", bez szukania kontekstów, szukania aprobaty albo zachęty, za to zgodnie z literą prawa i interesem społecznym.

Wyrok poznańskiego sądu jest daleki od takiej postawy. Wydaje się, że orzekający nie tylko, że nie założyli "opaski", żeby skupić się na rozpatrywanym zagadnieniu, ale wręcz wzięli lornetkę. Przez lornetkę tę starali się zajrzeć do samej siedziby metropolity krakowskiego, a może nawet do Watykanu. Jednocześnie zerkając na barwną postać oskarżonego, która zyskała w oczach sądu daleko idącą akceptację dla swojego działania, środowiska i orientacji.

Sąd, zamiast ocenić sytuację z punktu widzenia kodeksu karnego i społecznego porządku, potraktował rozprawę jako pojedynek drag queen vs. katolicki biskup i w tej batalii opowiedział za drag queen. A przecież sprawa dotyczyła czegoś zupełnie innego, a arcybiskup nie był w ogóle stroną postępowania!

Sąd miał odpowiedzieć na postawione przez prokuraturę pytanie, czy ktoś, kto symuluje mordowanie osoby publicznej, nie powinien zostać ukarany i poddany resocjalizacji. I czy nie powinien za to przeprosić zaatakowanego człowieka. Kim jest ów zaatakowany i kim jest atakujący, jest rzeczą ważną, ale drugorzędną. Sąd powinien ocenić także, jaka była waga tego czynu, pomimo jego zakamuflowania w quasi-artystyczną konwencję. Nagłośnienie tego "happeningu" przez media spowodowało, że nabrał rozgłosu ogólnopolskiego, stając się też w pewnym stopniu narzędziem promocji jego "autora" i jego złowrogiej idei. I w związku z tym mógł zostać także odczytany przez wiele osób jako zachęta do agresji wobec metropolity krakowskiego, czy nawet szerzej - duchowieństwa albo katolików w ogóle.

Dlatego od sądu moglibyśmy oczekiwać neutralizacji tego groźnego "bodźca" poprzez nakaz przeproszenia i przywrócenie ładu publicznego, w którym podżeganie do nienawiści musi zostać potępione.

Spróbujmy sobie wyobrazić sytuację odwrotną, że to nie to jakiś proboszcz czy wikary podczas niedzielnego kazania symuluje poderżnięcie gardła znanemu lewicowemu politykowi czy aktywiście. Sprawa trafiłaby w poniedziałek na pierwsze strony gazet i portali na całym świecie. Zapewne zająłby się nią natychmiast europejski komisarz ds. równego traktowania, a Parlament Europejski poświęciłby jej rezolucję. Czy sąd rejonowy w Poznaniu lub jakimkolwiek innym mieście byłby gotów uznać za niewinnego owego duchownego? Trudno w to uwierzyć, także dlatego, że kościół instytucjonalny z pewnością odciąłby się od postępowania zbłąkanego pasterza i przeprosiłby w jego imieniu, zapewne nawet w specjalnym oświadczeniu Komisji Episkopatu Polski. Kto wie, czy nie przepraszałby za ten czyn nawet oficjalnie Watykan. Konserwatywni politycy w mediach również potępiliby takie postępowanie proboszcza i wskazywali daleko idącą niestosowność. Ów hipotetyczny ksiądz zostałby co najmniej zawieszony w pracy duszpasterskiej i to tylko w przypadku podjęcia adekwatnej pokuty i zadośćuczynienia. Gdyby zaś uważał, że nie ma sobie nic do zarzucenia, prawdopodobnie zostałby wydalony ze stanu duchownego, sąd zaś z pewnością skazałby go co najmniej na prace społeczne.

Rzecz w tym, że sprawa drag queen Mariolkaa Rebell jest dokładnie na drugim biegunie tej reakcji. Żadna instytucja unijna nie zainteresowała się atakiem na ważnego polskiego biskupa. Parlament Europejski, owszem, potępił, ale... Polskę, za rzekome złe traktowanie mniejszości seksualnych. Nie słychać deklaracji ze strony środowisk mniejszości czy wspierających je mediów i partii politycznych, że "tak nie wolno". Czy możemy się dziwić, że wobec ogólnego przyzwolenia na symboliczne zabijanie księży w Polsce poznański sąd orzekł, że nie ma z tym żadnego problemu?

Czy mamy już prawo mówić o dyskryminacji katolików? Schemat wygląda bardzo podobnie jak występujące przed laty postępowanie amerykańskich sądów, policji i instytucji wobec Afroamerykanów. Odnotowano wiele rozpraw, na których sędzia odwracał sytuację i czarnoskóra ofiara stawała się sprawcą, wbrew dowodom, ale za to zgodnie z przekonaniem sędziego. W wielu przypadkach sama amerykańska policja za domyślnie winnych uznawała "kolorowych" obywateli, nie dbając o szczegóły.

W Polsce mamy do czynienia z podobną sytuacją, choć nie chodzi tu o rasizm, ale o wyznanie, poglądy polityczne, pracę. Wyroki sądów, takie jak orzeczenie z Poznania, dekretują, przyzwolenie na agresję wobec policjantów, strażników granicznych, osoby wierzące i obiekty kultu.

Niestety wyroki w sprawach o zabarwieniu politycznym nie są w naszym kraju "salomonowymi werdyktami", które mają wskazywać drogę pokojowej koegzystencji ludzi o różnych, czasem skrajnie odmiennych, poglądach. Orzeczenia stają się polityczną deklaracją sądu, który nie objawia nam sprawiedliwości i obiektywizmu, ale w sposób czytelny prezentuje swoje indywidualne preferencje wyborcze czy poglądy społeczne.

Tymczasem Polska nie jest krajem, w którym sugestia zabijania duchownych może być traktowana jako "niewinny żart" czy rodzaj "publicystycznej wypowiedzi". Osoby duchowne były ofiarami nazistowskiej eksterminacji. W samym obozie koncentracyjny w Dachau Niemcy zamordowali 868 polskich duchownych. Księży, zakonników i zakonnice mordowali także komuniści w PRL - historycy wskazują na ponad sto takich ofiar. Wśród nich najsłynniejszym męczennikiem polityki i wiary był bł. Jerzy Popiełuszko. Ale przecież śmierć z rąk mordercy mogła spotkać także samego polskiego papieża, św. Jana Pawła II, który cudem przeżył zamach w 1981 r.

Miłosz Manasterski

Czytaj także:

Polecane

Wróć do strony głównej