Czternasta emerytura kontra "zabierz babci dowód". Felieton Miłosza Manasterskiego

Mówi się, że wiek emerytalny jest po to, by zrealizować wszystkie swoje niespełnione plany. Do wielu z nich potrzeba jednak jeszcze czegoś więcej niż dużej ilości wolnego czasu: także pieniędzy.

2022-06-29, 12:28

Czternasta emerytura kontra "zabierz babci dowód". Felieton Miłosza Manasterskiego
Czternasta emerytura kontra "zabierz babci dowód". Foto: Shutterstock/Ivica Drusany

System emerytalny opiera się na umowie pokoleniowej: pracujący dzielą się swoimi dochodami z pokoleniem, które karierę zawodową już zakończyło. Aktywni zawodowo godzą się na utratę części przychodu, wiedząc, że w przyszłości to oni znajdą się na "utrzymaniu" młodszych obywateli. Harmonijne życie społeczne wymaga wypracowania rozsądnego kompromisu - co do zasad, wieku emerytalnego, wielkości składek i wysokości emerytur. Składki nie mogą być zbyt duże - bo staną się nadmiernym obciążeniem dla pracujących. Ale nie mogą być także symboliczne - ponieważ nie wystarczą na sfinansowanie godnych emerytur. A im niższe emerytury, tym większa pokusa uciekania od składek emerytalnych przez pracujących, którzy zdają sobie sprawę, że ich również czeka niewesołe życie emeryta.

Sztuką jest takie skalkulowanie składek i emerytur, by dochody po zakończeniu pracy pozwalały na bezpieczne życie, także tym, którzy w swojej pracy nie sięgnęli szczytów drabinki płacowej. Z kolei pracownicy powinni widzieć swój najlepszy interes, oddając do systemu emerytalnego niemałą cześć swoich zarobków.

To pewien ideał, a praktyka w III Rzeczypospolitej była przez lata od niego bardzo daleka. Syte emerytury ograniczone były do wąskich grup zawodowych: sędziów, lekarzy, wysokich urzędników czy - o zgrozo - przedstawicieli komunistycznego aparatu, także służb. Zwykły obywatel mógł liczyć tylko na głodowe sumy i to nawet jeśli wcześniej jego wypłata nie należała do najniższych. To powodowało, że składki emerytalne wiele osób postrzegało jako nadmierną, nieuprawnioną daninę na rzecz państwa, a nie tworzenie komfortowej przyszłości dla siebie.

Pewną poprawę mogła przynieść reforma systemu emerytalnego z czasów rządów AWS, która dała możliwość Polakom odkładania na emeryturę poza ZUS, czyli w tzw. II filarze. Wiele osób przekonało się wówczas do myśli, że składki społeczne to pewnego rodzaju inwestycja w ich własną przyszłość. To przekonanie umacniał Zakład Ubezpieczeń Społecznych, pokazując powiązania składek z przyszłą wysokością emerytury. System OFE nie był idealny, ale dawał dodatkowe środki warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, wzmacniając nasz rozwój gospodarczy.

REKLAMA

Aż przyszedł rząd Donalda Tuska i zaczął majstrować przy emeryturach. Tzw. skok na OFE i podniesienie wieku emerytalnego bez żadnych uzgodnień z Polakami spowodowało ponowną utratę zaufania do systemu i organizującego go państwa. Radykalne podniesienie wieku emerytalnego (zwłaszcza dla kobiet - o 7 lat!) nie przekładało się wcale na wymierne korzyści ani dla przyszłych, ani obecnych emerytów, których wypłaty były rewaloryzowane symbolicznie. Większość wypłacanych emerytur w Polsce sprowadzała egzystencję seniorów do roli obywateli III, a nawet IV kategorii. Jednocześnie rozpowszechniły się wśród osób młodych tzw. umowy śmieciowe, omijające składki społeczne i oferujące korzyści tu i teraz, bez tworzenia zabezpieczenia emerytalnego. Bo i po co je tworzyć, skoro koalicja PO-PSL pokazała, że rządzący zawsze mogą opóźnić wypłatę emerytury (w kolejnym kroku na po 70. roku życia) i zrobić, co chcą, z naszymi oszczędnościami gromadzonymi w II filarze.

W efekcie więc w systemie emerytalnym było coraz mniej środków, a wśród pracujących coraz więcej chętnych, by go opuścić. Pracujący czuli się oszukani przez państwo, a emeryci zaś „głodzeni”. Na tę sytuację Prawo i Sprawiedliwość postanowiło zareagować, przywracając stare reguły odchodzenia na emeryturę (60 lat dla kobiet, 65 lat dla mężczyzn, zamiast 67 dla obu płci) i pracując nad poprawą jakości życia seniorów.

Na poprawę tę złożyły się nowe programy społeczne, ze słynnym już "jarkowym", czyli trzynastą emeryturą, zmianą systemu podatkowego, uwalniające z rąk fiskusa 30.000 złotych rocznie (czyli 2.500 złotych co miesiąc!), bezpłatne leki i wreszcie, zatwierdzoną w poniedziałek przez prezydenta Andrzeja Dudę "czternastą emeryturę". Emeryci lada dzień odczują też pozytywnie kolejną obniżkę podatku PIT, od 1 lipca 2022 r. ich dochody powyżej kwoty wolnej będą obciążone jedynie 12 proc. podatkiem (w czasach rządów PO-PSL emerytury były opodatkowane 18 proc. stawką PIT). Jeśli dodamy do tego realną waloryzację emerytur, to możemy śmiało podsumować, że okres rządów PiS to najlepszy w III RP czas dla emerytów.

Rząd Prawa i Sprawiedliwości swoją polityką senioralną przywraca zaufanie do państwa i systemu emerytalnego, bardzo zdewastowane przez rządy PO-PSL. Zaufanie, które jest kluczowe dla skutecznej realizacji umowy pokoleniowej.

REKLAMA

Politycy nieprzywiązujący wagi do dochodów emerytów i rencistów uczą tak naprawdę egoizmu i egocentryzmu. Wszelkie kpiny opozycji z „rozdawnictwa”, opowieści o "moherowych beretach" czy akcje typu „zabierz babci dowód”, będące wyrazem pogardy dla osób starszych, to akty odroczonej w czasie autodestrukcji ich uczestników i organizatorów. W społecznym interesie jest wspieranie rządu PiS, jeśli chodzi o wzmacnianie pozycji ekonomicznej seniora, jak i wypracowanie kompleksowej polityki senioralnej. Dbając o komfort i bezpieczeństwo ekonomiczne starszego pokolenia, dbamy przecież nie tylko o własnych rodziców i dziadków, ale również o nasze dobre życie za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat.

Miłosz Manasterski

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej