"Walić wyłącznie w jedną stronę". Kabaret w swym szlachetnym wymiarze to historia zamknięta
W ostatnim czasie przez polskie media i portale społecznościowe przetoczyła się fala komentarzy na temat wulgarnego skeczu jednego z popularnych kabaretów. O to czy kabarety jeszcze śmieszą, jaka jest ich kondycja i poziom oraz czego oczekuje publiczność zapytaliśmy Marcina Wolskiego, pisarza, dziennikarza i satyryka.
2022-08-17, 20:00
Ewa Zarzycka, portal PolskieRadio24: Co spowodowało, że Pan przestał się interesować twórczością kabaretową?
Marcin Wolski: Odpowiedzi jest kilka. Człowiek interesuje się jakąś dziedziną wtedy, gdy sam ją jeszcze uprawia i chce się orientować, co robią inni. A ja uważam, że kabaret jest zjawiskiem pokoleniowym - nie ma nic smutniejszego niż ktoś, kto - jak np. mój kolega Kryszak, na stare lata się wygłupia. W tym wieku, jeżeli ma się coś do powiedzenia należy pisać pamiętniki! Kabaret zawsze, a przynajmniej w mojej epoce, był zabawą ludzi stosunkowo młodych. A że widownia starzeje się razem z artystą to, gdy parę lat temu jeszcze występowałem z Janem Pietrzakiem, mieliśmy, jak to się mówi nieelegancko, target 70 plus.
To jeden powód. A inne?
To, co bardziej przeczuwam i słyszę w opiniach innych - że poziom dzisiejszego kabaretu różni się od tego czym był, choćby w PRL-u, a nawet w okresie stanu wojennego.
To znaczy?
Zacznę od cytatu z Sandauera "Odwaga staniała, rozum zdrożał". Nawet drobna krytyka pod adresem władzy w PRL groziła poważnymi represjami, a przynajmniej reperkusjami. Dzisiejsze jeżdżenie po władzy jak po burej suce niczym nie grozi, a przynosi tani poklask. W związku z tym to jest ulubione zajęcie młodych kabaretów, dowalanie władzy.
Przecież dawny kabaret też to czynił. Na tyle, na ile mógł, rzecz jasna.
Tak, ale dziś kabaret stracił to, co miał w latach minionych, czyli rozsądek. Kabaret mojej młodości podszyty był dość dużym rozumem politycznym, dzisiaj, z małymi wyjątkami, do których zaliczam Kabaret Moralnego Niepokoju i personalnie Roberta Górskiego, tego nie widzę. Zmieniły się również dwie rzeczy. Po pierwsze funkcja kabaretu, a po drugie czynniki, od których zależało czy kabaret jest dobry, czy zły.
REKLAMA
Co to za czynniki?
Kilka rzeczy. Znakomite teksty, znakomita muzyka (polski kabaret stał literacką piosenką) i pewien stopień odwagi politycznej, chociaż były kabarety, które programowo odwagi nie miały a czasami ją pozorowały - przykładem "Piwnica pod Baranami". I poziom aktorstwa. W kabaretach występowali albo zawodowi aktorzy, albo autorzy, którzy nie popadali w tanią zgrywę (udawanie staruszka, baby, pederasty i mówienie śmiesznym głosem), tylko chcieli powiedzieć w mniej czy bardziej zawoalowanej formie to, co im w duszy grało. Obecnie jedynym wyznacznikiem poziomu jest skala rechotu publiczności.
Publiczność oczekuje takiego kabaretu?
Taki dostaje. Dawny kabaret był robiony pod gust i możliwości percepcyjne górnych 10 proc. widowni, obecnie pod dolnych 90 proc., ponieważ liczy się wymierny zysk materialny. Kiedyś kabaret nie był przedsięwzięciem wyłącznie komercyjnym, zwłaszcza kabaret studencki. Pamiętam, jak się dostało za koncert skrzynkę piwa na zespół, to był świetny zarobek. Albo nagrodę na festiwalu. W tej chwili młody człowiek natychmiast wpada w młyn show biznesu. Wyjdzie na scenę, kogoś rozśmieszy i już rusza w trasę koncertową. Dla nas trasy koncertowe to była już wisienka na torcie. Kiedy się zdobyło popularność, wygrało parę festiwali, można było jechać w Polskę, przy czym już ta działalność przez młodych kabareciarzy nazywana była chałturą lub, bardziej elegancko, odcinaniem kuponów.
Mówi Pan, że zmieniła się też funkcja kabaretu. Jak?
Kabaret literacki był, w przypadku Polski, bo gdzie indziej czegoś takiego nie było, unikalnym erzacem wszystkiego. Był zamiast. W gazecie nie można było nic przeczytać - ale można było iść do kabaretu. Kabaret z konieczności był forum wyrażania opinii społecznej itd. W związku z tym to było niesłychanie ważne miejsce, niezastąpione. Był jak lufcik, przez który wpadała odrobina świeżego powietrza. Natomiast to, co mamy dzisiaj, nie ujmując indywidualnych zdolności, to jest zupełnie inne zjawisko. To tak, jakby porównywać karawele Kolumba z luksusowym wycieczkowcem, który przemierza tą samą drogą Atlantyk. Tamten kabaret służył różnym wspaniałym celom, ten służy dla przyjemności. Jedyne podobieństwo to mikrofon, scena i widownia.
Ale co stoi na przeszkodzie, by dzisiejszy kabaret poruszał ważne, niekiedy kontrowersyjne tematy?
Nikt dziś nie szuka w kabarecie debaty. Kabaret o określonym profilu przekonywałby tylko przekonanych, a wrogowie rzucaliby w występujących jajami. Taki mamy poziom debaty. Wraz z pierwszymi wolnymi wyborami prezydenckimi w Polsce skończył się kabaret, który bawił wszystkich. Zauważyłem to w latach 90-tych. Kiedy mówiłem żart o Wałęsie śmiała się jedna połowa sali, druga wrogo milczała. Gdy mówiłem o Kwaśniewskim - podobnie. Już nie było tak, że cała sala śmiała się z tego samego. W PRL zaś istniała prosta linia podziału. Społeczeństwo z kabaretem, władza odosobniona. Jeszcze w czasach polskiego ZOO pewne rzeczy były możliwe, od tego czasu tolerancja na krytykę u wszystkich spadła. Jeżeli bym dzisiaj zrobił szopkę, pod warunkiem, że graliby w tym dobrzy aktorzy, to musiałaby być to szopka z okopów.
REKLAMA
To znaczy?
Walić wyłącznie w jedną stronę. Szopka, w której nawet łagodniej śmielibyśmy się z swoich, jest nie do pomyślenia. Wyobrażam już sobie te interwencje różnych posłów. Ostatnią osobą, która mogłaby się obrazić, jest Jarosław Kaczyński. To kolejne potwierdzenie, że kabaret nie ma racji bytu.
W Polsce, czy na świecie w ogóle?
Kiedy świat stał się wreszcie dostępny, zacząłem zadawać pytania i samemu szukać odpowiedzi, jak wygląda to zjawisko na świecie? Ze zdumieniem dowiedziałem się, że kabaret, taki jak my go rozumiemy, w świecie nie istnieje… Owszem, są stand-uperzy, ale oni głównie się lubują w wulgaryzmach. Kabaret, jak życie na Ziemi, jest możliwy w określonych warunkach, określonych temperaturach. Istnieje w stanie półwolności. Dlatego egzystował w Republice Weimarskiej, w Niemczech przed Hitlerem. Dlatego przez krótki czas, między rewolucją lutową a październikową istniał w Rosji. Rozkwitał w PRL, która słusznie nazywana była najweselszym barakiem w obozie. Ale pełna wolność prowadzi do komercjalizacji, w której zły pieniądz wypycha dobry pieniądz. Może to kiedyś się zmieni, ale ludzkość musiałaby otrzeźwieć i pojawić się światły mecenat . Np. milioner, który uwielbia kabaret i dla swojej uciechy płaci ludziom, by robili go fajnie i inteligentnie. Może zachęciłby innych, może stałoby się to cool? Bo każda władza zawsze chce chwalenia, a nie krytykowania. Dla mnie kabaret w swoim szlachetnym wymiarze to historia zamknięta. Oczywiście kabaret przetrwa, na takiej samej zasadzie, na jakiej przetrwały gatunki sztuki niegdyś potężne, dziś zepchnięte na margines. Nadal istnieje pantomima, nieźle się ma opera, mimo że są to formy anachroniczne i na mapie rozrywki mało istotne.
- Piwnica pod Baranami. "Enklawa wolności, kuźnia estradowych cnót"
- Wiesław Michnikowski. Legenda "Kabaretu Starszych Panów"
paw/
REKLAMA
REKLAMA