Minister edukacji i nauki zapowiada: minimum 7,8 proc. podwyżki dla nauczycieli od przyszłego roku

2022-08-29, 09:37

Minister edukacji i nauki zapowiada: minimum 7,8 proc. podwyżki dla nauczycieli od przyszłego roku
Przemysław Czarnek został powołany na stanowisko ministra edukacji i nauki 19 października 2020 roku. Foto: MATEUSZ SLODKOWSKI / FotoNews / Forum

- To są założenia budżetowe, które zostały przyjęte przez Radę Ministrów jeszcze kilka tygodni temu, uwzględniające inflację. Ponieważ inflacja się zmienia, w związku z tym ten wskaźnik może ulec zmianie. Wszystkie szczegóły będą nam znane już w trakcie następnego miesiąca - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.

Zbliża się 1 września, nowy rok szkolny. W wywiadzie z ministrem edukacji Przemysławem Czarnkiem porozmawialiśmy o planowanych zmianach w maturze, nowym przedmiocie historia i teraźniejszość, podwyżkach dla nauczycieli, sympatiach i antypatiach młodych ludzi, Taco Hemingwayu oraz o tym, czy minister jest otwarty na to, aby iść na kawę z Donaldem Tuskiem.

Łukasz Kozłowski, PolskieRadio24.pl: Za trzy dni w szkołach w całej Polsce pierwszy dzwonek po wakacjach. Czy pamięta Pan swój pierwszy dzień w szkole jako uczeń?

Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki: Pamiętam na pewno 1 września 1992 roku, kiedy szedłem do liceum Zamoyskiego w Lublinie. A ponieważ przeprowadzałem się z dalekiej ziemi łódzkiej, więc było to podwójne przeżycie dla mnie. Ten dzień pamiętam dokładnie, w szczegółach. Pamiętam nawet, jaka była wtedy pogoda - rano było bardzo gorąco, a po południu zrobiło się zimno. To wszystko jest w mojej pamięci, jakby wydarzyło się wczoraj. 1 września 1984 roku, kiedy szedłem do pierwszej klasy szkoły podstawowej, pamiętam, ale bez szczegółów.

Ł.K.: Jakie zmiany czekają dzieci w nowym roku szkolnym? Czego mogą się spodziewać 1 września?

P.Cz.: Przede wszystkim wielkiej nowoczesności w szkole. Pamiętajmy, że przez ostatnie kilka miesięcy szkoły zrealizowały nasz projekt "Laboratorium przyszłości" za 1 mld zł. We wszystkich blisko 12 tys. szkół podstawowych w Polsce znajdują się ultranowoczesne pracownie z drukarkami 3D, z robotami, z nowoczesnymi studiami nagrań, na najwyższym światowym poziomie. W wielu szkołach na Zachodzie takiego sprzętu nie ma.

Możemy od 1 września spodziewać się nowego przedmiotu historia i teraźniejszość, w miejsce wiedzy o społeczeństwie i częściowo historii. Możemy też się spodziewać nowych elementów programowych w edukacji dla bezpieczeństwa.

Nowa matura

Ł.K.: Od nowego roku licealiści zaczną przygotowywać się do nowej matury, na której pojawi się nowy wymóg zdawania rozszerzonych przedmiotów na poziomie minimum 30 proc. Szkoły będą musiały poradzić sobie z przyjęciem dodatkowych uczniów z Ukrainy. MEiN zaplanowało również zmiany w Karcie Nauczyciela. Czy jest zagrożenie, że 1 września pojawi się chaos w edukacji z powodu ilości wprowadzanych zmian?

P.Cz.: Na pewno zmiany są wprowadzane bardzo rozsądnie i powoli. Zmiany w podstawie programowej w edukacji dla bezpieczeństwa, dotyczące nauki budowy broni, bezpiecznego posługiwania się nią i nauki strzelania, są rozłożone na lata. Jeśli chodzi o HiT, to nauczyciele, którzy uczyli WOS-u, zaczną uczyć nowego przedmiotu. Jeśli chodzi o Kartę Nauczyciela, to zmiana jest oczekiwana przez samych nauczycieli. Upraszcza ona ścieżki awansu zawodowego i wprowadza bardzo duże podwyżki, 20-procentowe, dla najmniej zarabiających nauczycieli.

Ł.K.: Z czego wynikają zmiany przy egzaminach maturalnych, które Państwo wprowadzają?

P.Cz.: To są zmiany wynikające z likwidacji gimnazjów i wydłużenia nauki w liceach, wprowadzone jeszcze przez moją poprzedniczkę, panią minister Annę Zalewską. Uczniowie techników będą mieć jeszcze przez rok starą maturę, a uczniowie liceów przygotowują się do nowej matury od trzech lat. Pamiętajmy, że zmniejszyliśmy wymogi matury wobec tego, co było przewidywane na początku, z powodu pandemii koronawirusa i nauczania zdalnego. Wciąż trwają dyskusje, jak odpowiedzieć na postulaty młodzieży i nauczycieli, by maturę dostosować do możliwości przygotowania się do niej, jakie uczniowie mieli w trakcie lockdownów.

Ł.K.: Czy uważa Pan, że za dużo osób zdaje maturę w Polsce? Procent uczniów, którzy podchodzą do matury, jest teraz wyższy niż na przykład w latach 90. Czy matura powinna być bardziej elitarna?

P.Cz.: Tu nie chodzi o elitarność matury. Chodzi o umiejętne przystosowanie poziomu trudności matury do ilości wiedzy, jaką dzieci i młodzież mogli posiąść i posiedli podczas swojej edukacji. Kiedy istniał system 6+3+3 z gimnazjami, to było niemożliwe. Wtedy poziom matur, w porównaniu z latami 90. czy 80., pewnie uległ jakiejś zmianie, jednak teraz ta siatka przedmiotów jest znacznie bardziej zracjonalizowana. Kiedy ja byłem w liceum, na maturze nie było konieczne wspomaganie się korepetycjami, aby zdać dobrze język polski, historię czy matematykę. W czasach systemu z gimnazjami niestety ta siatka była tak ułożona, że bez korepetycji o dobrym wyniku można było zapomnieć. Wracamy do czasów, kiedy można będzie zdobyć wiedzę w szkołach bez przymusu wspomagania się korepetycjami, by dobrze zdać maturę. Poziom trudności na maturze będzie adekwatny do poziomu wiedzy, jaki mogą zdobyć uczniowie w szkołach.

Dzieci z Ukrainy w polskich szkołach

Ł.K.: Czy wiemy, ile dzieci z Ukrainy będzie uczęszczać do polskich szkół?

P.Cz.: Nie wiemy jeszcze, czekamy na efekty rekrutacji. Na razie nie mamy informacji na temat nowej liczby uczniów. Nabór jeszcze trwa. Jesteśmy przygotowani, jeśli chodzi o system, który został wypracowany z samorządami, aby można było elastycznie przyjmować ukraińskie dzieci do szkół.

Ł.K.: Czy grozi nam sytuacja, że nauczyciele będą mieli za mało czasu dla dzieci, które już korzystają z systemu, z powodu dodatkowych obowiązków, jakie będą mieć wobec młodych uchodźców z Ukrainy?

P.Cz: To jest umiejętne korzystanie z przepisów, które w sposób elastyczny przygotowaliśmy dla szkół, nauczycieli i samorządów. Jeśli uczeń z Ukrainy włada swobodnie językiem polskim, tak by mógł swobodnie uczyć się po polsku, to powinien być w klasie polskiej. Jeżeli uczeń z Ukrainy nie włada w sposób komunikatywny językiem polskim, to powinien być w klasie ukraińskiej. Jesteśmy na to wszystko przygotowani i systemowo, i finansowo. A konkretne rozwiązania w przypadku poszczególnych uczniów należą do nauczycieli i szkół, którzy mogą korzystać z przepisów, które przygotowaliśmy.

Ł.K.: W trakcie przygotowywania się do wywiadu poprosiłem dzieci, które przecież znają szkołę od podszewki, by zapisały pytania do Pana ministra. Dostałem m.in. list od 11-letniej Bereniki. Napisała ona tak: "są dzieci [z Ukrainy - red.], które doświadczyły traumatycznych doświadczeń i potrzebują zapewnienia poczucia bezpieczeństwa. W naszych szkołach mogą czuć się zagubione. Co ze stawianiem im wymagań i z ocenianiem? Może w szkołach warto zorganizować klasy, w których nauczanie odbywałoby się w ich ojczystym języku"?

P.Cz.: Takie klasy zostały przygotowane. Nazywają się one oddziałami przygotowawczymi. Płacimy więcej pieniędzy samorządom za prowadzenie takich klas niż za przyjmowanie ukraińskich uczniów do oddziałów polskich. Jeśli uczeń nie rozumie języka polskiego, powinien być najpierw przyjęty do klasy ukraińskiej, gdzie podstawowym wymogiem jest uczenie się języka polskiego. Mówi się tam w klasie w języku ukraińskim. Dzieci przebywają wtedy w środowisku ukraińskim i nie stresują się dodatkowo. Zgadzam się zatem z Bereniką i zapewniam, że odpowiednie przepisy istnieją od początku wojny na Ukrainie.

Podwyżki dla nauczycieli

Ł.K.: Trwają prace nad nowym budżetem na przyszły rok. Czy jego projekt zakłada nowe podwyżki dla nauczycieli, choćby od września przyszłego roku? Czy rozmawiał Pan może już o tym z ministrem finansów? Czy jakiekolwiek rozmowy trwają w tej sprawie?

P.Cz.: Rozmawialiśmy już o tym i na Radzie Ministrów, i z ministrem finansów, i z panem premierem Mateuszem Morawieckim. Wszyscy mamy świadomość tego, że jeżeli będzie konieczne zwiększenie wynagrodzeń dla sfery budżetowej, to w tym liczymy także nauczycieli. Jeżeli będzie podwyżka dla budżetówki, to nauczyciele też dostaną podwyżki.

Ł.K.: Czy zakłada Pan taką możliwość, by podwyżka dla nauczycieli była wyższa niż dla reszty budżetówki?

P.Cz.: Taka możliwość jest zakładana w naszym projekcie zmian systemowych, w statusie zawodowym nauczyciela. Przypominam, że ja zakładałem 36 proc. podwyżki dla mniej zarabiających i około 27-28 proc. podwyżki dla tych najlepiej zarabiających. I mówimy tu o wynagrodzeniu zasadniczym, bo wynagrodzenie średnie byłoby jeszcze wyższe. Oczywiście takie zmiany systemowe nie będą możliwe w tym roku, ponieważ zostały one zablokowane przez związki zawodowe, a więc mówimy o takich podwyżkach, które dotyczą całej sfery budżetowej.

Ł.K.: Czy możemy powiedzieć o konkretnej liczbie, jak duża będzie ta podwyżka dla sfery budżetowej?

P.Cz.: 7,8 proc. To są założenia budżetowe, które zostały przyjęte przez Radę Ministrów jeszcze kilka tygodni temu, uwzględniające inflację. Ponieważ inflacja się zmienia, w związku z tym ten wskaźnik może ulec zmianie. Wszystkie szczegóły będą nam znane już w trakcie następnego miesiąca.

Nowy przedmiot: historia i teraźniejszość

Ł.K.: Porozmawiajmy teraz o przedmiocie HiT. Kiedy rozmawiałem z politykami PO, to prywatnie przyznawali oni, że sama stojąca za tym idea, żeby uczyć w szkołach historii współczesnej, jest dobra. Czy jednak realizacja tego pomysłu jest błędna? Padają zarzuty o wprowadzanie tylnymi drzwiami wartości konserwatywnych.

P.Cz.: Jak można mówić o realizowaniu tej idei, kiedy nie zaczęliśmy jej jeszcze realizować. Przedmiot wchodzi we wrześniu. Wtedy jest pierwszy dzwonek. Wykonanie należy do nauczycieli. My stworzyliśmy podstawy programowe tego przedmiotu. Natomiast nauczyciele wybiorą podręcznik, z jakiego będą korzystać podczas zajęć i czy w ogóle będą korzystać z jakichkolwiek podręczników. Trudno jest mi przewidzieć, jak będzie realizowana ta idea. Ufam, że bardzo dobrze.

Ł.K.: Pojawiły się informacje na temat drugiego podręcznika do HiT, wydawnictwa WSiP. Czy widział go Pan?

P.Cz.: Nie widziałem ani tego podręcznika, ani podręcznika prof. Roszkowskiego. Oczywiście jego podręcznik siłą rzeczy oglądałem w tych fragmentach, które wzbudzały kontrowersje w niektórych momentach. Natomiast minister nie jest od czytania tego czy innego podręcznika. Zwłaszcza że jestem prawnikiem, a podręcznika do prawa nie ma w szkołach ponadpodstawowych. Dlatego nie czuję się kompetentny, by oceniać podręczniki. Od tego są eksperci, by recenzować podręczniki i by dawać opinie czy dopuszczać je do użytku w szkołach, czy też nie.

Ł.K.: Jest taka organizacja, która nazywa się "Wolna Szkoła". Ona nadaje "odznaczenia" szkołom, które nie będą korzystać z podręcznika prof. Roszkowskiego. Nawet nadają oni tytuł "szkoła wolna od (s)HiT-u". Jak Pan ocenia takie inicjatywy?

P.Cz.: To jest wolny kraj! Mamy w Polsce wolność słowa, na dużo większą skalę niż w Niemczech czy w innych krajach Europy Zachodniej. Brakuje nam wolnych sądów niestety, ponieważ są one bardzo upolitycznione. UE nie pozwala ich reformować. W wolnym kraju każdy może mówić, co chce, nawet największe głupoty, chyba że narusza prawa osób trzecich. Ta tzw. wolna szkoła atakuje wolność i pluralizm w szkołach. Trudno, w wolnym kraju także tak nierozsądne działania są możliwe.

Czytaj także:

Nowe podejście

Ł.K.: Odejdźmy teraz od rozmowy stricte o edukacji. Czy słucha Pan rapu?

P.Cz.: Przy okazji, czasem, kiedy jadę samochodem. Ewentualnie z moimi dziećmi, kiedy puszczają one swoje stacje radiowe, to tak, nie przeszkadza mi to. Ale nie jestem miłośnikiem tego typu muzyki.

Ł.K.: Pytam o to nie bez powodu. Chciałbym porozmawiać o tym, jak młodzi ludzie odbierają otaczający nas świat i system edukacji w Polsce. Jest taka piosenka rapera Taco Hemingwaya "Polskie tango". Przytoczę krótko jej słowa: "Mój kraj wyszedł z klatki, teraz się mota. Moim krajem może rządzić byle miernota. W moim kraju ta oświata to ciemnota. Z jednej strony jarmark, a z drugiej Europa". Czy zgadza się Pan ze słowami Taco Hemingwaya?

P.Cz.: Nie zgadzam się z takimi słowami. To jest pedagogika wstydu właśnie i wpychanie polskich dzieci w kompleksy, i uznawanie faktycznej ciemnoty i niekiedy zdziczenia Zachodu za coś lepszego. Bo jeżeli ktoś nie jest w stanie odróżnić kobiety od mężczyzny, męża od żony, małżeństwa od jakiegoś związku wolnej grupy ludzi, no to to jest właśnie niebywała ciemnota. Ta ciemnota postępuje na zachodzie Europy. W ten sposób to postrzegam. A jeżeli część młodych ludzi niestety została wciągnięta w taki wir rewolucji obyczajowej i kulturowej, to to jest fakt. I na ten fakt trzeba odpowiadać.

Ł.K.: Czy Pana zdaniem obserwujemy u młodzieży zwrot w lewą stronę? Jeśli tak, to z czego to wynika?

P.Cz.: Młodzież zawsze jest bardziej lewicowa. Później staje się konserwatywna, odpowiedzialna. Ale tak, ta lewicowość dziś jest trochę mocniejsza, aniżeli kiedyś. To wynika z rewolucji, która rozpoczęła się na dobre w 1968 roku. To nie jest nic nowego. I obserwujemy to teraz w Polsce. To są konsekwencje tego, co się stało na zachodzie Europy. Zachód żniwo tego zbiera bardzo okrutne. Jeżeli w niektórych krajach, jak w Szwecji, stosunkowo często starsi ludzie umierają w samotności, i to w mękach, a ich krewni znajdują się dopiero, kiedy szukają ich spadku, to jest to efekt rozpadu rodziny i więzów społecznych. Efekt rewolucji kulturowej i społecznej, na którą my nie chcemy pozwolić. Chcemy, by nasze dzieci żyły w normalnym świecie, gdzie wiadomo, co to jest rodzina, kto to jest kobieta, kto to jest mężczyzna, kto to jest żona, kto to jest mąż. Chcemy żyć w świecie, który jest solidarny również wobec przyszłych pokoleń. To, do czego doprowadziła rewolucja kulturalna na Zachodzie, to jest skrajny egoizm. Jakaś część młodych ludzi temu uległa, to jest fakt. Ja tego nie neguję, dlatego na to reagujemy.

Ł.K.: Jak można Pana zdaniem zmienić taki trend?

P.Cz.: Jedyna recepta to jest stanie na gruncie prawdy, pokazywanie faktów i prawdziwej wizji człowieka. Jeśli się ulegnie absurdalnym wizjom człowieka, to niczego nie uratujemy. Jeżeli ktoś patrzy na krowę i mówi, że to jest koń, to stoi na gruncie fałszu, który do niczego nie doprowadzi. Nie ma szczęścia społecznego bez zachowania norm społecznych i zachowania solidarności pokoleniowej. Nasi pradziadkowie byli z nami solidarni. Walczyli o wolność, swoje życie poświęcali za nasz kraj. Żyli w dużo gorszych warunkach. I nie mieli możliwości mieć mieszkania na własność, a jednak potrafili być solidarni. Musimy się tą solidarnością wykazać wobec przyszłych pokoleń. Tego nie da się zrobić bez stanięcia na gruncie prawdy.

Reparacje wojenne od Niemiec

Ł.K.: 1 września to nie tylko nowy rok szkolny. To również 83. rocznica wybuchu II wojny światowej. Rząd chce reparacji wojennych od Niemiec. Czy jest sens dziś, po tak długim czasie, walczyć o wypłatę reparacji?

P.Cz.: Zdecydowanie tak. Jest sens pokazywania prawdy o Polsce i Polakach. Ponieważ ta prawda była fałszowana w drugiej połowie XX wieku. Ta prymitywna pedagogika wstydu wtłaczała w nas poczucie winy za II wojnę światową, za Holokaust, za który byli winni Niemcy i Austriacy. My byliśmy największą ofiarą II wojny światowej, czyli ofiarą bestialstwa Niemców i Sowietów. Mamy obowiązek domagać się reparacji od Niemców, w imię solidarności. Mamy małą wiedzę na temat tego, co robiliśmy w trakcie II wojny światowej.

Ł.K.: Wierzy Pan, że faktycznie Niemcy wypłacą te setki miliardów reparacji? W dzienniku "Die Welt" opublikowano artykuł, w którym autor pisze, że Polska jest źle traktowana przez rząd niemiecki. Czy wierzy Pan w zwrot w niemieckich elitach, w to, że zaczną one mieć inne podejście do polskiego rządu i do polskiego narodu?

P.Cz.: To nie jest kwestia wiary, tylko czynów. Jeśli się nie domagamy, to nie miejmy złudzeń, że Niemcy same z siebie dadzą nam reparacje. Żeby nam dali reparacje, musimy się ich domagać. Musimy zatem podliczyć i powiedzieć, co się stało podczas II wojny światowej i kto jest temu winien. Tego nie było do tej pory. To jest konieczne i cieszy, że nastąpi to 1 września. To jest trochę jak z kuponem w totolotku: nie wygra się w loterii, jeśli się nie wypełni kuponu. Nie da się odzyskać reparacji bez ubiegania się o nie.

Ł.K.: Dlaczego przez 30 lat wolnej Polski praktycznie nie poruszano tego problemu? Nie zostały w dużej mierze wypłacone większe pieniądze.

P.Cz.: Przez ponad 20 lat III Rzeczpospolitej panowała pedagogika wstydu. W tym czasie Niemcy wybielali się z II wojny światowej, wydawali olbrzymie pieniądze na filmy typu "Nasze matki, nasi ojcowie", gdzie Niemcy byli uznawani za bez winy, tylko jacyś naziści, kosmici ich najechali. Wtedy myśmy wydawali filmy "Pokłosie", "W ciemnościach", gdzie pokazywano Polaków w najczarniejszych barwach, jako szmalcowników. Na tym skupiły się tzw. elity, antypolskie elity. Tymczasem żeby dojść do prawdy, trzeba siebie szanować. Pokażmy, kim jesteśmy i kim byliśmy naprawdę w przytłaczającej większości, po to, by móc domagać się sprawiedliwości.

Relacje z szefem PO Donaldem Tuskiem

Ł.K.: Chciałbym, żeby Pan minister dobrze zrozumiał intencję mojego pytania. W ostatnim czasie zapowiedział Pan, że złoży pozew przeciwko Donaldowi Tuskowi. Może lepiej, by Panowie się spotkali na żywo i porozmawiali oraz wyjaśnili sobie wszystkie różnice. Może nie warto, by Polacy się kłócili wewnątrz naszego kraju i na arenie międzynarodowej?

P.Cz.: Ja uważam, że ma Pan rację, ale czy zaproponował Pan to samo Donaldowi Tuskowi?

Ł.K.: Nie miałem okazji się z nim spotkać w ostatnim czasie.

P.Cz.: Niech Pan zaproponuje Donaldowi Tuskowi, żeby przestał mnie atakować w sposób bezczelny i kłamliwy, na forum publicznym i na spotkaniu z wyborcami. Jeżeli ma on jakieś wątpliwości, to niech przyjdzie, ja go z chęcią podejmę kawą w ministerstwie. Mam czas dla każdego, w tym dla Tuska. Tylko niech Pan zaproponuje to też Tuskowi, ponieważ ja nie atakuję Tuska, tylko się bronię. Bronić też się trzeba, jeżeli jest się atakowanym.

Ł.K.: Bardzo dziękuję za poświęcony czas i za rozmowę.

Rozmowę z ministrem edukacji i nauki Przemysławem Czarnkiem przeprowadził Łukasz Kozłowski. 

Czytaj także:

Polecane

Wróć do strony głównej