Pekin zrobi wszystko, by Tajwan wrócił do Chin. Jak może to osiągnąć?
Wizyta szefowej Izby Reprezentantów na nieuznawanym przez Chiny za niezależne państwo Tajwanie, choć pełna symboliki i deklaracji wsparcia, nie okazała się szczególnie istotnym wydarzeniem. To próba, podjęta przez kończącą swoje urzędowanie Nancy Pelosi, zapisania się na kartach historii i to bez szczególnej aprobaty dla takiego ruchu ze strony prezydenta USA, Joe Bidena. Niezwykle ważne jest jednak to, co wydarzyło się za kulisami tej wizyty. Wzajemna postawa chińskich władz i społeczeństwa tajwańskiego jest wskazówką co do tego, w którą stronę będzie zmierzać konflikt.
2022-08-03, 15:30
Chiny. Pekin. 1 lipca 2021 rok. Na największym placu na świecie (Tian'anmen chin. 天安门广场) stoi 70 tysięcy starannie wyselekcjonowanych uczestników wielkiej parady z okazji 100-lecia istnienia rządzącej partii komunistycznej. Nad wielkim obrazem Mao - pierwszego przywódcy Chin komunistycznych, na Bramie Niebiańskiego Spokoju, stoi człowiek, który krzyczy do mikrofonu: "My wszyscy... rodacy, po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej, musimy się zjednoczyć i zgodnie iść naprzód (...), aby powstrzymać wszelkie ruchy w kierunku niepodległości Tajwanu i stworzyć świetlaną przyszłość dla narodowego odrodzenia".
To słowa nikogo innego jak Xi Jinpinga - przewodniczącego partii Chin - nazywanego "sternikiem chińskiego odrodzenia". Lud Pekinu dobrze przyswoił sobie to przesłanie i realizuje cel wyznaczony przez przywódcę. W tym artykule przeanalizujemy, jakie nastroje panują w Waszyngtonie, Pekinie i Tajpej, oraz jakie skutki przyniesie ewentualna eskalacja konfliktu i co oznaczałoby to dla Zachodu?
Oczko w głowie świata
Dlaczego w ogóle zajmujemy się Tajwanem? Oczywiście można by powiedzieć, że każdego człowieka na Ziemi interesuje zachowanie pokoju na świecie. Ale z jakiegoś powodu media na całym świecie nie rozpisują się na temat wojny w Jemenie, gdzie panuje głód, kryzys humanitarny oraz olbrzymia susza. Tajwan mimo swojej małej powierzchni [jest mniejszy niż województwo mazowieckie - red.] zwraca uwagę wszystkich najważniejszych graczy politycznych współczesnego świata. Ta mała wysepka oddalona o 130 km od Chin kontynentalnych jest katalizatorem konfliktu dwóch największych mocarstw na świecie: USA i Chin. Według analityków wojna w tym regionie świata może rozpocząć III wojnę światową. Stąd, napięcie, jakie kumuluje się wokół wyspy, jest potencjalnie tak niebezpieczne dla nas wszystkich.
Istnieje też dodatkowy powód skierowania uwagi świata na tę wyspę. Z Tajwanu pochodzi 90% globalnej produkcji mikroprocesorów. Bez nich nie są w stanie działać komputery, telefony, telewizory, ale także np. pociski balistyczne. Większość tych procesorów jest tworzona przez jedną firmę - TSMC. Jest ona kartą przetargową rządu w Tajpej używaną wobec wszystkich agresywnych przeciwników Tajwanu. Zniszczenie, np. rakietami, fabryk tego przedsiębiorstwa oznaczałoby kilkuletnie przerwy w produkcji większości sprzętu elektronicznego na świecie. Firmy nie można też w łatwy sposób przejąć, gdyż większość produktów potrzebnych do produkcji tych urządzeń jest kupowana od zachodnich dostawców, którzy są niezmienni od 40 lat.
REKLAMA
Wyspa jest też miejscem nagromadzenia broni wyprodukowanej przez kraje zachodnie, która w łatwy sposób może być wykorzystana przeciwko Chinom. Utrata jej spowodowałaby, że USA straciłaby dostęp do Azji Południowo-Wschodniej.
Debata w Waszyngtonie
Sama wizyta szefowej Izby Reprezentantów jest przedmiotem poważnych dyskusji wewnątrz administracji prezydenta USA. Joe Kirby, rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA, powiedział wczoraj późnym wieczorem na konferencji w Białym Domu, że "Joe Biden respektuje prawo członków kongresu amerykańskiego do odbywania wizyt międzynarodowych". Na pytanie dziennikarza z sali, czy prezydent popiera wizytę Nancy Pelosi, rzecznik odpowiedział: "Prezydent respektuje wizytę". Ta wymiana zdań tuż przed lądowaniem Air Force One na lotnisku w Tajpej pokazuje, że prezydent nie zgadza się na konfrontacyjną postawą Pelosi wobec Chin i może uważać ją za zbyt ryzykowną.
Już na kilka tygodni przed wizytą pojawiały się przecieki z Białego Domu, że w sprawie wizyty Pelosi istnieje spór, czy polityk powinna lecieć na Tajwan, gdy wojna na Ukrainie powoduje, że każdy incydent może przerodzić się w poważną wojnę, tak jak to wydarzyło się przed trzema dniami na granicy serbsko-kosowskiej. Obawy potwierdza w analizie dla CNN Stephan Collins, stały reporter tej stacji w Białym Domu. Pisze on, że "wizyta Pelosi, może trwale pogorszyć i tak już słabe stosunki amerykańsko-chińskie i przynieść nieuniknioną w ocenie wielu konfrontację supermocarstw oraz może również stać się ogromnym błędem w rachubach [geopolitycznych - red.]".
Jednak wizyta szefowej Izby jest spójna z ofensywną retoryką, jaką zdecydował się prowadzić aparat polityczny w Białym Domu, wobec mocarstw, które USA uważa za największe zagrożenie. Podczas konferencji w Jerozolimie prezydent Joe Biden w obecności gospodarza - premiera Jaira Lapida - ogłosił, że Stany Zjednoczone zdecydują się użyć całej swojej siły, aby powstrzymać Iran przed stworzeniem własnej broni jądrowej, łącznie z siłą militarną. To bardzo jasny sygnał, że Waszyngton planuje prowadzić politykę stabilizacji w różnych regionach, poprzez grożenie użyciem siły w celu odstraszania przeciwników. W takim kontekście wizyta Pelosi jest spójna z ostatnimi działaniami dyplomacji amerykańskiej.
REKLAMA
Blokada Tajwanu
Nerwowa reakcja Chin na wizytę amerykańskiej polityk - w postaci podjęcia przygotowań do przeprowadzenia na akwenach wokół Tajwanu ćwiczeń wojskowych, które mają rozpocząć się w czwartek w południe czasu tajwańskiego - pokazuje, jak bardzo Chinom zależy na tej wyspie. Pekin nie decyduje się na otwarte zaatakowanie wyspy, gdyż według analityków rozpoczęcie konfrontacji z USA miałoby opłakane skutki dla gospodarek obu państw. Według RAND Corp. roczna wojna pomiędzy krajami obniżyłaby produkt krajowy brutto USA o 5% do 10%. Minister gospodarki Tajwanu Wang Mei-hua powiedziała w poniedziałek dziennikarzom, że - o czym wspominaliśmy już powyżej - gdyby Chiny miały dokonać inwazji na Tajwan, to półprzewodniki z tego kraju nie byłyby dostępne dla świata, co spowodowałoby poważne problemy gospodarcze.
Chiny jeszcze z jednego powodu nie zdecydowały się na przyjęcie otwarcie konfrontacyjnej postawy. Rząd w Pekinie wyciągnął bowiem lekcję z wojny na Ukrainie. Rosja, która zaatakowała Ukrainę, nie osiągnęła swoich podstawowych celów, jakie postawił przed jej armią Władimir Putin, czyli nie zajęła stolicy - Kijowa - i w konsekwencji nie doprowadziła do zmiany władz ukraińskich na bardziej przychylne Moskwie. Reżim Putina zajął się w tej sytuacji tworzeniem podwalin dla nowej tożsamości możliwej do przyjęcia przez Ukraińców, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z Rosją.
W rozmowach, które przeprowadził portal PolskieRadio24.pl, specjaliści podzielają tę opinię. Jak uważa Radosław Pyffel, analityk ds. chińskich, Chiny nie chcą mieć przeciwko sobie Tajwańczyków, którzy w 95% etnicznie są Chińczykami. Zdaniem prof. Bogdana Góralczyka z Uniwersytetu Warszawskiego Pekin nie chce atakować Tajwanu militarnie, ponieważ musiałby wziąć na siebie konsekwencje wizerunkowe możliwej masakry ludności cywilnej. Po drugie, koszty interwencji byłyby olbrzymie, gdyż nie byłaby to łatwa inwazja. Jak podkreślił profesor: "Ja tej interwencji nie wykluczam, choć bardziej przewiduję, że Chiny dokonają blokady wyspy". Zdaniem Piotra Plebaniaka, autora książki "Sun Zi i jego Sztuka wojny", który na co dzień mieszka na Tajwanie, Chiny nie zdecydują się na otwarty atak na wyspę, gdyż dzisiaj bardzo łatwo byłoby Amerykanom odciąć Państwo Środka od dostaw surowców, w tym ropy i gazu [Chiny importują ponad 80% zużywanej przez siebie ropy naftowej - red.]. Jak dodał, Chiny znalazły się teraz "w potrzasku".
Największym zagrożeniem nie wydaje się dziś jednak chiński militarny atak na wyspę. W czwartek w południe czasu lokalnego, chińska armia rozpoczyna ćwiczenia wojskowe na akwenach wokół Tajwanu. MSZ w Pekinie wydało zalecenia, by żadne statki nie podpływały w pobliże miejsc prowadzenia ćwiczeń. Dotyczy to też samolotów latających nad przewidywaną strefą manewrów. Rzecznik tajwańskiego MSZ na konferencji z dziennikarzami powiedział, że działania te mają znamiona blokady wyspy.
Jeżeli ćwiczenia będą trwać dłużej niż do 7 sierpnia, jak deklarują to władze w Pekinie, to stworzy to prawdziwy problem - po pierwsze dla mieszkańców Tajwanu, którzy są zależni od dostaw z zewnątrz, a po drugie dla USA, które jawnie stoją po stronie władz wyspy. Amerykanie przeżyli już podobną konfrontację, podczas trwającej blisko rok, w latach czterdziestych, blokady przez ZSRR Berlina Zachodniego. Wtedy to USA, wraz z zachodnimi sojusznikami, dostarczały leki, paliwo oraz żywność ludności miasta. Decyzja o blokadzie chińskiej miałaby olbrzymi wpływ na równowagę sił w rejonie Azji Południowo-Wschodniej. Byłaby też dla Amerykanów testem prawdziwości ich deklaracji o wsparciu sojuszników, oraz ich skuteczności. Blokada ta nie musiałaby się jednak przerodzić w otwarty konflikt. Sam fakt przeprowadzenia ćwiczeń pokazuje, że scenariusz odcięcia Tajwanu od przepływu towarów i ludzi z zewnątrz jest przez chińskie władze poważnie brany pod uwagę.
Nowa tożsamość Tajwanu
Społeczeństwo Tajwanu przechodzi olbrzymie zmiany w sposobie patrzenia na swoją tożsamość. Na naszych oczach rodzi się nowy Tajwańczyk, który czuje bytem odrębnym od człowieka z kontynentalnych Chin. I to mimo tego, że 2 mln Tajwańczyków prowadzi swoje biznesy w ChRL, a wielu młodych mężczyzn wyjeżdża z wyspy, by szukać przyszłej żony w ChRL. Dzietność Tajwańczyków jest w tej chwili jedną z najniższych na świecie - wskaźnik urodzin wynosi około 1,10 - 1,15 pkt. To stanowczo za mało, by nastąpiła zastępowalność pokoleń. Według badań tajwańskiego centrum analitycznego NCCU liczba Tajwańczyków chcących unifikacji z Chinami kontynentalnymi jest najniższa od czasów rozpoczęcia badań [od 1994 roku - red.] i wynosi zaledwie 1,4% ogółu społeczeństwa. Za to od 2019 roku, czyli od czasu protestów ulicznych w Hongkongu przeciwko zjednoczeniu z Chinami, wzrósł dwukrotnie [do poziomu 25,2% - red.] odsetek ludzi, którzy chcą niepodległości wyspy. Według tego samego badania już ponad 63% mieszkańców wyspy uznaje się za rodowitych Tajwańczyków, bez chińskiej tożsamości. Trend ten wzmacnia się z roku na rok. Rozwój postaw protajwańskich może skutecznie utrudnić pokojowe zjednoczenie krajów, choć według Fundacji Opinii Publicznej Tajwanu, cytowanej przez BBCC, około 65% mieszkańców wyspy sądzi, że do wojny z Chinami ostatecznie nie dojdzie.
Łukasz Kozłowski
REKLAMA
- Chińskie myśliwce w pobliżu Tajwanu. To reakcja na przylot Nancy Pelosi
- Nancy Pelosi na Tajwanie: przybywamy w pokoju dla regionu
- Likwidacja lidera Al-Kaidy. Amerykanie ostrzegają przed odwetem
REKLAMA