Amerykanie i Polacy przywrócą bezpieczeństwo Europie. Felieton Miłosza Manasterskiego
Dwoje naszych sojuszników z NATO i dwa zupełnie inne podejścia do wojny na Ukrainie. Amerykanie właśnie utworzyli w Poznaniu pierwszy w Polsce garnizon swoich wojsk. Niemiecka (państwa!) poczta ogłosiła swój powrót do prowadzenia działalności kurierskiej na terenie Federacji Rosyjskiej - pisze w felietonie Miłosz Manasterski.
2023-03-21, 12:50
O europejskiej armii, która zastąpi na naszym kontynencie amerykańskie wojsko, mówiono już dawno w Paryżu i Berlinie. Francusko-niemieckie marzenia o samodzielności militarnej Europy rozbiła w pył rosyjska inwazja na Ukrainę. Przede wszystkim dlatego, że w planach głównych graczy "starej UE" nie była konfrontacja z zagrożeniem ze Wschodu, tylko wkomponowanie Rosji w struktury bezpieczeństwa. To mniej więcej tak, jakby wpuścić piranię do stawu z rybami.
Jakby dzisiaj nie wydawało się to absurdalne, Niemcy i Francuzi w ostatnich latach traktowała Rosję jako sojusznika, nie tylko wzmacniając ją handlowo, ale także transferując technologię wojskową. Zachodnie programy obronne były rządowymi programami oszczędnościowymi, na co ostro zwracał uwagę poprzedni amerykański prezydent Donald Trump. Były gospodarz Białego Domu mówił, że Europejczycy żyją na koszt USA, które zapewnia im bezpieczeństwo.
Zachodnioeuropejskim politykom nie chodziło jednak o poczucie komfortu z powodu amerykańskich wojsk stacjonujących m.in. w Niemczech. Wręcz przeciwnie, euro elity miały z tego powodu dyskomfort. W kalkulacjach Berlina czy Paryża amerykańska obecność była nie tyle parasolem ochronnym dla Europy, co zagrożeniem. Wojska USA w Europie miały być prowokacją wobec Rosji i otwierać pole konfrontacji. Zmniejszenie liczby wojsk USA, a najlepiej w ogóle ich wyjazd, według strategów znad Sekwany i Sprewy miał więc europejskie bezpieczeństwo poprawić!
Koncepcja stworzenia armii Unii Europejskiej miała być nie tyle realną siłę militarną wzmacniającą NATO, co stanowić pretekst do podziękowania Waszyngtonowi za bezpośrednie zaangażowanie. Jakby wyglądała armia UE, możemy sobie łatwo wyobrazić już dzisiaj - w końcu obecna szefa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen to były minister obrony RFN. Bundeswera na papierze pozostaje jedną z potężniejszych armii świata, ale głównie za sprawą generowanych kosztów. W rzeczywistości m.in. dzięki von der Leyen jest w stanie opłakanym. Wojsko RFN nie jest w stanie realizować zamówień, zapewnić sobie ciągłości dostaw części zamiennych, a w przypadku konfliktu sami niemieccy generałowie oceniają, że amunicji wystarczy na góra dwa dni. Wojsko wśród Niemców nie cieszy się ani zaufaniem, ani prestiżem. Gdyby przekazać więc wszystkie siły zbrojne UE pod kierownictwo Komisji Europejskiej otrzymalibyśmy rezultat identyczny albo i jeszcze gorszy.
REKLAMA
To, że tak chybione koncepcje mogły powstać daleko od granic Federacji Rosyjskiej, możemy spróbować rozumieć. Najgorsze jednak jest to, że za swoje własne uznał je rząd Donalda Tuska. Zapraszanie Rosji do NATO przez byłego ministra spraw zagranicznych w rządzie PO Radosława Sikorskiego było tutaj najmniejszym problemem. Likwidacja wojsk na wschód od Wisły, ograniczanie armii, rezygnacja z amerykańskiej tarczy antyrakietowej, intensyfikowanie współpracy z rosyjskimi wojskami - to polska realizacja europejskiej strategii "nie drażnijmy rosyjskiego niedźwiedzia". Polskie wojsko niczym Bundeswera nie wykonywało nawet swojego skromnego budżetu i cofało jak nadal od granic potencjalnego agresora.
Jak idiotyczna okazała się strategia "rozbrajania dla pokoju" okazało się w lutym 2022 r. Rosjanie, licząc na brak zdolności obronnych Ukrainy, planowali zająć Kijów w ciągu trzech dni. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej niemiecki Onet groził nam, że Rosjanie są w stanie wejść do Warszawy w ciągu 5 dni, kwestionując sens znacznego zwiększenie nakładów na wojsko przez rząd Zjednoczonej Prawicy.
Ukraina nie jest członkiem NATO, ale reakcja na rosyjską agresję krajów członkowskich dała dużo do myślenia. Nie wiemy oczywiście, jak postąpiliby nasi zachodni sąsiedzi, gdyby któryś z europejskich członków paktu musiał odwołać się do artykułu 5 Paktu Północnoatlantyckiego. Wbrew deklaracjom polityków powtarzających o jedności, agresja rosyjska ujawniła bardzo silne podziały w NATO, także na poziomie myślenia strategicznego. Zwolennikami militarnej pomocy Ukrainie okazały się USA, Wielka Brytania i Polska wraz z blokiem Bukaresztańskiej Dziewiątki. W Berlinie i Paryżu, zamiast natychmiast wyciągnąć broń z magazynów i przekazać ją Kijowowi, rozpoczęły się kolejne tury negocjacji z Moskwą. Kolejne telefony, nic niedające spotkania i deklaracje, które nie powstrzymały rosyjskiego bestialstwa i nie uratowały ani jednego ukraińskiego życia.
Gdyby Unia Europejska osiągnęła do lutego 2022 r. "militarną suwerenność" pozbywszy się Amerykanów, zapewne konflikt na Ukrainie zakończyłby się szybko rozbiorami tego państwa usankcjonowanymi przez "ratujących pokój" Putina, Scholza i Macrona. A za nimi pojawiły się kolejne roszczenia Federacji Rosyjskiej kierowane w stronę krajów bałtyckich, Mołdawii a na końcu także Polski.
REKLAMA
Dlatego tak ważne są relacje transatlantyckie i cementujące je polsko-amerykańskie partnerstwo. Zaś uruchomienie kolejnego, ósmego w Europie garnizonu wojsk USA z siedzibą w Poznaniu jest więc w niesmak zarówno na wschodzie, jak i dla wielu na zachodzie. Dla Rosjan stała siedziba garnizonu w Poznaniu jest problemem oczywistym. Na zachód od Odry powstaje największa w Europie siła militarna wspierana przez coraz liczniejsze amerykańskie wojsko. To klin wbity między pragnących pokoju za wszelką cenę i interesów z Rosją.
Nie ma alternatywy dla polskiego bezpieczeństwa od relacji transatlantyckiej. Jeśli myślimy o zmniejszeniu zależności od amerykańskiego wsparcia w przyszłości, to nie poprzez niebezpieczne mrzonki o euro armii, tylko poprzez rozwój własnych sił zbrojnych do poziomu gwarantującego bezpieczeństwo nam i naszym sąsiadom. Polska siła militarna projektowana przez rząd Prawa i Sprawiedliwości ma mieć zdolność zatrzymania rosyjskiej. W polityce Zjednoczonej Prawicy chodzi jednak o wyższe cele. Polskie siły zbrojne połączone wyjątkowym sojuszem z USA i Wielką Brytanią będą w stanie zapewnić bezpieczeństwo całej Europie Środkowo-Wschodniej. Musimy to zrobić nie tylko dla dobra Polski i Polaków, ale całej Europy, a nawet świata. W końcu obie wojny światowe zaczęły się właśnie na naszym kontynencie. Zaś naszym zachodnim sąsiadom zależy najbardziej na tym, żeby zgadzała się kasa na ich koncie. Los Ukraińców, Polaków, Bałtów czy Mołdawian nie powinien w tym przeszkadzać.
Miłosz Manasterski
REKLAMA