Zaskakujące ustalenia. Po katastrofie smoleńskiej Rosjanie zażądali raportu ws. casy. Co zrobił rząd Tuska?

2023-04-13, 19:35

Zaskakujące ustalenia. Po katastrofie smoleńskiej Rosjanie zażądali raportu ws. casy. Co zrobił rząd Tuska?
Pomnik w miejscu katastrofy CASY. Foto: Wikimedia/Wiew2/CC BY-SA 3.0

Mimo że strona rosyjska nie zrealizowała kluczowych postulatów Polski dot. katastrofy smoleńskiej, sama zażądała przesłania kopii sprawozdania dot. katastrofy casy z 2008 r. - Była to forma testu, na ile Polacy są w stanie znosić rosyjskie próby inwazyjnego ingerowania w suwerenność Rzeczpospolitej - ocenił na łamach portalu i.pl dr hab. Sławomir Cenckiewicz.

Jak ocenił dr hab. Sławomir Cenckiewicz, za czasów rządów PO mówiono o resecie polsko-rosyjskim. - W rzeczywistości był on próbą zerwania z polską polityką wspierania bloku niepodległych państw oddzielających Zachód od rosyjskiego Wschodu - wskazał. Jak dodał, celem rządów Donalda Tuska było m.in. udowodnienie, że "w Warszawie skończyła się epoka rządów rusofobów i Platforma ułoży na nowo stosunki z Rosją".

Na łamach portalu i.pl ekspert odniósł się do sprawy raportu powypadkowego CASY, którego od Polski zażądali Rosjanie. Zwrócił też uwagę na katastrofę smoleńską i na to, że strona rosyjska nie zrealizowała postulatów Polski o kluczowym znaczeniu dla czynności dowodowych - nie otrzymano m.in. dowodów rzeczowych, zapisów wideo i audio czy też kopii dokumentów. Mimo tego, 30 marca 2011 r. "Komitet Śledczy Rosji zażądał przesłania kopii sprawozdania końcowego Komisji Technicznej o dochodzeniu w sprawie wypadku lotniczego, katastrofy zaistniałej w dniu 23 stycznia 2008 r. samolotu CASA C-295M do badania i dołączenia do materiałów akt rosyjskiej sprawy karnej".

Sprawa CASY testem suwerenności Polaków

- Wniosek sformułowany był na tyle ogólnie, że oczywiste było, iż Rosjanie próbują pod legendą »wzajemnej pomocy prawnej« w sprawie 10 kwietnia 2010 r. wydobyć całość dokumentacji powypadkowej casy (wraz z wrażliwymi załącznikami odnoszącymi się bardzo szeroko do przyczyn katastrofy i kondycji Sił Powietrznych RP) - skomentował ekspert, dodając, że opublikowany wcześniej na stronach MON protokół badania wypadku casy "został w odpowiedni sposób »przygotowany«, tak by niektóre informacje nie naraziły WP i NATO na jakiekolwiek straty".

Jak wskazano, Kreml zdawał sobie sprawę, że protokół ten nie zawiera pełnych ustaleń Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. - Była to forma testu, na ile Polacy są w stanie znosić rosyjskie próby inwazyjnego ingerowania w suwerenność Rzeczpospolitej i wykorzystywania śledztwa w sprawie Smoleńska do zupełnie innych celów, narażając tym samym swój państwowy interes, pozycję międzynarodową i prestiż na oczywisty szwank - ocenił.

Podkreślił też, że strona rosyjska chciała w sposób formalny uzyskać dokument, "którego treść można było oficjalnie wykorzystać dla propagandowego opisu zaniedbań w Siłach Powietrznych RP, które doprowadziły zarówno do katastrofy w Mirosławcu, jak i w Smoleńsku".

Czytaj także:

Ile można było ujawnić Rosjanom?

Podczas prowadzonych działań Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która realizowała czynności związane z wnioskami Komitetu Śledczego Rosji, zwróciła się do Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów w Poznaniu o przesłanie "uwierzytelnionej kopii dokumentu końcowego" w sprawie katastrofy casy w celu przekazania jej Rosjanom. Jednak pod koniec 2011 r. szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów w Poznaniu płk. pil. Mirosław Grochowski "nabrał uzasadnionych wątpliwości co podstaw prawnych, na jakich Rosjanie mieliby uzyskać dostęp do raportu końcowego na temat katastrofy casy".

Zwrócił się więc z prośbą o opinię prawną do Departamentu Prawnego MON. Zastępca dyrektora płk Mariusz Tomaszewski uznał jednak, że zarówno na gruncie prawa polskiego, jak i w oparciu o umowę pomiędzy Polską a Rosją o pomocy i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych nie ma przeciwwskazań, by Rosjanie uzyskali dokument w sprawie casy, jeśli stosują się do przepisów ustawy Prawo lotnicze.

Ze względu na zamieszanie sprawa stanęła przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Poznaniu, który 14 lutego 2012 r. również stanął na stanowisku, że Rosjanie powinni otrzymać całość protokołu, ale bez załączników.

"Sumieniem państwa okazali się urzędnicy"

W związku z tą decyzją płk. pil. Mirosław Grochowski zwrócił się z prośbą o zajęcie stanowiska do szefa Sztabu Generalnego WP i ministra obrony narodowej gen. Mieczysława Cieniucha, który ocenił, że przekazywanie dla strony rosyjskiej wszelkiej dokumentacji jest niezasadne. Z kolei szef MON Tomasz Siemoniak poprosił swój Departament Prawny o opinię, z której wynikało jednoznacznie, że "nie ma przeszkód formalno-prawnych, aby udostępnić stronie rosyjskiej uwierzytelnioną kopię raportu".

Głos w tej sprawie zabrał także m.in. Radosław Sikorski, który w piśmie do Donalda Tuska ocenił, że "istnieje obawa, że jeśli rząd RP przekaże dokument, to możliwe jest wykorzystanie tego przez stronę rosyjską, która może powiązać w celach propagandowych obie katastrofy, tak by zachować ciągłość rosyjskiej narracji przedstawionej w tzw. raporcie MAK prezentowanym przez Anodinę".

Dr hab. Sławomir Cenckiewicz dodał, że na przełomie 2012/2013 r. w sprawę zaangażował się też Inspektorat Służby Kontrwywiadu Wojskowego w Poznaniu, który kategorycznie odradzał przekazania Rosjanom raportu w sprawie katastrofy casy, "uznając całą sprawę za niebezpieczny precedens o jednoznacznym charakterze wywiadowczym, którego skutkiem będzie wyciągnięcie informacji nigdy nieopublikowanych".

- Sumieniem polskiego państwa okazali się w ten sposób mało znaczący urzędnicy i funkcjonariusze. Polski premier i szef resortu obrony z tej roli abdykowali i niezależnie od finału sprawy ich zachowanie musi budzić sprzeciw i przerażenie. To paradoks, ale na ich tle postawa ministra Sikorskiego i szefa Sztabu Generalnego WP w tej konkretnej sprawie zasługuje na szacunek - skomentował dr hab. Sławomir Cenckiewicz.

Czytaj także:

ng/PR24/i.pl

Polecane

Wróć do strony głównej