Wyprzedaż polskiego majątku za rządów PO-PSL. Kontrowersyjna prywatyzacja Telekomunikacji Polskiej

2023-08-28, 09:46

Wyprzedaż polskiego majątku za rządów PO-PSL. Kontrowersyjna prywatyzacja Telekomunikacji Polskiej
Prywatyzacja Telekomunikacji Polskiej. Foto: Wlodzimierz Wasyluk / Forum

Przeprowadzona w latach transformacji prywatyzacja państwowych spółek miała zapewnić budżetowi państwa pokaźne wpływy, a firmom zagwarantować skuteczne, rynkowe zarządzanie. W grze były duże pieniądze, więc i duże pokusy. Łakomym kąskiem była zwłaszcza Telekomunikacja Polska. Wybór inwestora i sam proces prywatyzacji monopolistycznego molocha to przykład tego, jak biznes i polityka nie powinny iść ze sobą w parze.

Prywatyzację Telekomunikacji Polskiej rozpoczęto za rządów SLD-PSL, dokończono za czasów AWS-UW. Z pierwszego przetargu nic nie wyszło, ale w 1998 roku 15-proc. pakiet TP SA trafił na warszawską i londyńską giełdę. Akcje cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Redukcja zapisów w transzy inwestorów indywidualnych wyniosła 56 proc.

Drobni inwestorzy kupili 49 mln akcji, instytucjonalni 21 mln papierów. 140 mln akcji trafiło do zagranicznych inwestorów instytucjonalnych.

Cena emisyjna wynosiła 14,5 zł, ale wysoki popyt przełożył się na udany debiut i już na starcie notowania skoczyły o kilkanaście procent. Podobnym sukcesem zakończył się debiut telekomu na giełdzie londyńskiej.

Wyprzedaż państwowego majątku

Pierwszy etap prywatyzacji - czyli giełdowy debiut - wzbudził wiele emocji. Kolejny kontrowersji na wielu płaszczyznach, gdy w 2000 roku zdecydowano o sprzedaży 35 proc. akcji konsorcjum składającemu się z France Telecom i Kulczyk Holding, a rok później kolejnych 12,5 proc.

W następnych latach Skarb Państwa sprzedawał kolejne drobne pakiety. Ostatecznie pozbył się papierów TPSA w 2010 roku. Łącznie za akcje Telekomunikacji Polskiej zainkasował ponad 22 mld zł.

Warto z Kulczykiem

Francuzi od początku ostrzyli sobie zęby na przejęcie Telekomunikacji. Nie dziwi zatem, że gdy pojawiła się możliwość przejęcia firmy, postanowili zmaksymalizować swoje szanse i jak najmniej pozostawić przypadkowi. Pójście pod rękę z Kulczykiem miało sens pod wieloma względami.

Było wiadomo, że Jan Kulczyk to uznany biznesmen z doświadczeniem, który udowodnił już, że ma "dojścia". Jako przedstawiciel Volkswagena bez przetargu sprzedał MSW trzy tysiące samochodów dla policji, uczestniczył też w prywatyzacji browarów, z których utworzono później Kompanię Piwowarską.

Polski kapitał

To tam, podobnie jak później przy TP, wykorzystał trik na "polski kapitał". Jako przedstawiciel rodzimego kapitału miał gwarantować, że sprzedawana firma pozostanie w polskich rękach. Browary zamiast na giełdę trafiły do koncernu SAB. Akcje telekomu sprzedał Francuzom, którzy zostali największym udziałowcem.

Wcześniej Kulczyk podczas negocjacji z rządem ustalił, że ze sprzedawanych 35 proc. akcji przejmie ponad 13 proc., właśnie po to, aby Francuzi nie mieli pakietu kontrolnego. W 2001 r. konsorcjum odkupiło od Skarbu Państwa kolejne 12,5 proc. akcji, zwiększając swoje zaangażowanie do 47,5 proc. kapitału. Cztery lata później Kulczyka już tam nie było.

Pośrednictwo przy pseudoprywatyzacji

Uwagę zwracano na dość niską cenę, jaką France Telecom płaci za akcje Kulczyka - ok. 40 mln euro. Gdy jednak Kulczyk je "kupował", finansowanie tej operacji mieli zapewnić Francuzi w międzynarodowych bankach.

- Przy założeniu, że Jan Kulczyk nie zaangażował własnych pieniędzy, 40 mln euro to nie jest mały zarobek w ciągu czterech lat obecności w TP SA. Poza tym zyskał już kilkadziesiąt milionów złotych w formie dywidendy - komentował Michał Marczak, analityk DI BRE Banku na łamach portalu gazeta.pl.

40 mln euro za pośrednictwo i polski wkład, którego France Telecom potrzebował, aby pokonać inne międzynarodowe koncerny w wyścigu o Telekomunikację. W efekcie państwową firmę przejęła inna państwowa firma, ale zagraniczna. Nie brakowało głosów, że była to pseudoprywatyzacja.

Czytaj na portalu i.pl: Polityk PO potwierdza plany prywatyzacji. Powiedział to na imprezie Trzaskowskiego

Praca dla urzędnika

To jednak nie koniec kontrowersyjnych transferów. Te dotyczyły też ludzi. Po sfinalizowaniu transakcji prywatyzacyjnej z Ministerstwa Skarbu odeszła Grażyna Piotrowska-Oliwa, która przy niej pracowała po stronie resortu. Zatrudnienie znalazła w Kulczyk Holding, a potem w TP SA.

Stanowiska dla urzędników i polityków znalazły się też w kontrolowanej przez Kulczyka Warcie i przejętym browarze.

Utrzymany monopol

Wkład Piotrowskiej-Oliwy w kształt umowy prywatyzacyjnej wspominała w 2009 roku w wywiadzie dla Forbesa Anna Streżyńska. Dokument gwarantował m.in. nabywcy operatora, że monopol TP SA przez jakiś czas pozostanie nienaruszony. Sprzeciwiał się temu minister łączności, któremu doradzała wówczas Streżyńska, późniejsza szefowa UKE.

- Ona była głównym graczem w procesie prywatyzacji TP po stronie Ministerstwa Skarbu Państwa (chyba naczelnikiem w departamencie prywatyzacyjnym....), a ja doradcą i dyrektorem departamentu w Ministerstwie Łączności, które się sprzeciwiało sposobowi prywatyzacji TP SA. Byłyśmy i już od tamtego czasu jesteśmy stale po dwóch stronach barykady. To jej autorstwa była umowa regulacyjna, dodatkowa część do umowy prywatyzacyjnej TP SA, oddająca nabywcy nie tylko przedsiębiorstwo, ale i cały rynek, ja byłam głównym wrogiem tego pomysłu. Wtedy się poznałyśmy i doszło do pierwszego starcia. Wtedy przegrałam. To była bolesna przegrana nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich klientów TP, chociaż oni mieli się o tym dopiero przekonać - mówiła szefowa UKE.

Bez sumienia propaństwowego

Wyraziła też przekonanie, że "prywatyzacja była robiona bez sumienia propaństwowego". Pytana o ocenę France Telecom, jako inwestora dla narodowego operatora, przyznała, że ma "dosyć duże zastrzeżenia".

- Na plus można niewątpliwie zapisać takie rzeczy jak utrzymywanie przez pewien czas programu "praca za pracownika", który polegał na tym, że pracownicy zwalniani przez TP SA szli do zewnętrznych firm, ale razem z nimi mieli gwarancję zatrudnienia przy różnych pracach outsourcowanych przez TP. Ale nikt chyba nigdy nie sprawdził, w jakim stopniu kontrakt prywatyzacyjny został wykonany, bo tam były również zapisy dotyczące przypływu know-how, poziomu inwestycji. Nigdy nie widziałam żadnego raportu na ten temat. A fakty są takie, że TP SA zwolniła przez 5 lat 50 tys. pracowników, inwestycje zanikły, praktycznie rzecz biorąc, w ubiegłych latach ich w ogóle nie było, szczególnie w infrastrukturę podstawową, bardzo długo trwało, zanim TP się obudziła i stwierdziła, że pora iść w nowoczesne usługi - wyliczyła.

Czytaj także PAP: Premier: Ekipa Tuska wyprzedawała dobra narodowe; jak wróci to zacznie sprzedawać na potęgę

Jak podkreśliła w rozmowie z Forbesem, "umowa regulacyjna, którą wtedy zawarto, przyzwyczaiła inwestora do tego, że to on decyduje, jak jest rynek regulowany, więc po co się starać, skoro i tak nie będzie konkurencji".

Zarzuty korupcyjne

Wątpliwości co do prywatyzacji TP SA miała nie tylko Streżyńska. Interesowały się nią też służby śledcze, które przez lata wyjaśniały udział France Telecom i Kulczyk Holding w transakcji. Efektem tych działań było aresztowanie przez CBA pod zarzutem korupcji przy prywatyzacji TP Jana W. (byłego prezesa Kulczyk Holding) oraz Wojciecha J., który był wiceprezesem tej firmy.

Z drugiej strony warszawska prokuratura badała nieprawidłowości przy wyborze doradcy MSP na pierwszym i drugim etapie prywatyzacji TP SA.
Doniesienie o przestępstwie złożyła NIK, która podejrzewała manipulację i wcześniejsze ustalenie zwycięzcy. Śledztwo zostało umorzone.

Trybunał Stanu

Za nieprawidłowości przy prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej, ale też PZU i Domów Towarowych Centrum, Sejm postawił w 2005 roku przed Trybunałem Stanu Emila Wąsacza, ministra skarbu z rządu Jerzego Buzka.

Orzeczenie wskazało na przedawnienie sprawy i uchybienia formalne w akcie oskarżenia.

Czytaj więcej:

IAR/fc


Polecane

Wróć do strony głównej