Wybory 2023. Głosowali, znając już wyniki exit poll. Czy to mogło wpłynąć na decyzję?

15 października 2023 Polacy wybrali posłów i senatorów na kolejną kadencję. Głosowanie prowadzone było od godz. 7 do 21 i wtedy właśnie zakończyła się cisza wyborcza. Jednak w kilku miejscach w kraju przed komisjami nadal stały kolejki głosujących, liczące nawet kilkaset osób. Ludzie ci mogli oddać głos, choć w przestrzeni publicznej dostępne już były wyniki exit poll. 

2023-10-21, 18:25

Wybory 2023. Głosowali, znając już wyniki exit poll. Czy to mogło wpłynąć na decyzję?
Wybory 2023. Głosowali, znając wyniki exit poll. Czy to mogło wpłynąć na decyzję przy urnie?. Foto: PAP/Łukasz Gągulski

Cały kraj obiegły obrazki Warszawy, Krakowa czy Wrocławia gdzie głosowanie trwało de facto do późnych godzin nocnych, czy wręcz porannych. W czasie, gdy w telewizyjnych studiach komentatorzy i eksperci omawiali już wyniki, do urn nadal wpadały karty, mogące wpłynąć na ostateczny wynik wyborów. 

W komisji przed 21

Wszystko zgodnie z obowiązującymi przepisami. Wyborcy, którzy stawili się w komisji przed godz. 21, mają prawo oddać głos, nawet jeśli w rzeczywistości dzieje się to po formalnym zakończeniu głosowania.

"O godzinie zakończenia głosowania przewodniczący obwodowej komisji wyborczej zarządza zakończenie głosowania. Od tej chwili mogą głosować tylko wyborcy, którzy przybyli do lokalu wyborczego przed godziną zakończenia głosowania" - czytamy w Kodeksie wyborczym.

Jeśli tacy wyborcy "last minute" nie mieszczą się w lokalu komisji i tworzą kolejkę jeszcze na zewnątrz o godz. 21, na jej końcu staje "znacznik" - członek komisji, który w ten sposób wyznacza ostatnią głosującą osobę. 

REKLAMA

Lekkie i ogromne opóźnienia

Takich sytuacji, gdy komisje pracowały jeszcze po 21, było więcej. W podległej delegaturze katowickiej komisji 28 w Rudzie Śląskiej głosowanie przedłużyło się do godz. 22. Pojedyncze przypadki były też w Łodzi czy Poznaniu. W Gdańsku aż 8 komisji nie zdążyło obsłużyć wyborców w założonym czasie, ale nie były to duże opóźnienia. Ostatnia komisja skończyła pracę o 22:10, ale wśród "spóźnialskich" był też wynik 21:04 czy 21:17. 

Trudno jednak porównywać te sytuacje z tym, co miało miejsce na warszawskiej Woli w komisji 280 przy ul. Grabowskiego 1, gdzie głosowanie zakończyło się dopiero kolejnego dnia, czyli już po północy. Bliscy i znajomi osób czekających na głosowanie donosili im czapki, kurtki, jedzenie i herbatę. Jeden z okolicznych przedsiębiorców zafundował nawet pizzę. 

Brak danych

Jak donosiły media, w Krakowie przed kilkunastoma komisjami ustawiały się kolejki, a kilkaset osób czekało przed obwodową komisją wyborczą numer 124 w VII LO przy ulicy Skarbińskiego. 

W ilu konkretnie komisjach był taki problem, tego delegatura Krajowego Biura Wyborczego w Krakowie nie chciała zdradzić, informując, że nie dysponuje takimi danymi. Także Warszawa nie była skłonna udzielić odpowiedzi, tłumacząc, że nie ma jeszcze takiego zestawienia. 

REKLAMA

Inne delegatury, z którymi się kontaktowaliśmy, nie miały takich problemów ze statystyką. W tym ta we Wrocławiu, gdzie znalazła się rekordzistka - komisja nr 148 na Jagodnie. Tam głosowanie trwało do 3 nad ranem. Szef delegatury, Tadeusz Szczepański wskazał, że wiadomo o dwóch komisjach we Wrocławiu, które nie zdążyły przed 21. 

Dopisani wyborcy

Tamtejsza delegatura zdążyła już nawet przeprowadzić wstępną analizę tego, co się wydarzyło na Jagodnie. Do tej komisji przyporządkowanych było blisko 2,5 tys. wyborców, w ostatnich dniach przed wyborami dopisało się ponad 1,6 tys. 

Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że to napływ dodatkowych wyborców spowodował, że ta wrocławska komisja znalazła się na ustach całej Polski. Choć do głosowania tam uprawnionych było ponad 4,1 tys. osób, ostatecznie z urny wyjęto 2740 kart. - Czyli niewiele więcej niż było pierwotnie przypisanych - zauważył Tadeusz Szczepański. 

Na ostatnią chwilę

Co zatem poszło nie tak? Szef delegatury odsyła do danych frekwencyjnych, z których wynika, że wyborcy w komisji 148 rzucili się do głosowania na ostatnią chwilę. O godz. 12, gdy frekwencja w całej Polsce wyniosła średnio ponad 22 proc., na Jagodnie było to niecałe 16 proc. O godz. 17 frekwencja w komisji 148 nie dobiła nawet do 30 proc., podczas gdy w całym kraju było to już ponad 57 proc. 

REKLAMA

- Od godz. 7 do 17, przez 10 godzin, zagłosowało 1200 osób. Po godz. 17 ponad 1500 - wylicza Szczepański. 

Ostatecznie frekwencja w tej komisji wyniosła nieco ponad 66 proc., czyli sporo poniżej średniej krajowej (74,38 proc.), nie mówiąc już o samym Wrocławiu, gdzie do urn poszło w sumie ponad 80 proc. uprawnionych. 

Warunki głosowania

We wcześniejszych wyborach prezydenckich w komisji na Jagodnie nie było takich problemów. Szef delegatury zauważa jednak, że obecne wybory cechowały się nie tylko wysoką frekwencją, ale też sama obsługa była bardziej czasochłonna. Zamiast jednej karty A4 wydawane były trzy, członkowie komisji musieli też odnotowywać przypadki, gdy wyborca nie chciał którejś pobrać. 

Szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak podczas jednej z konferencji prasowych po wyborach mówiła, że jeśli chodzi o długie kolejki do komisji, to "nie mieliśmy w ogóle na to wpływu, ale mocno nas zabolało patrzenie, w jakich warunkach wyborcy oddają głos".

REKLAMA

Odpowiedzialność samorządu

Argumentowała, że zgodnie z przepisami Kodeksu wyborczego "obsługę i techniczno-materialne warunki pracy obwodowych komisji wyborczych oraz wykonanie zadań związanych z organizacją i przeprowadzeniem wyborów na obszarze gminy zapewnia wójt, burmistrz, prezydent miasta".

- Dziewięć osób wchodzących w skład Państwowej Komisji Wyborczej nie jest w stanie przygotować wyborów - tłumaczyła. 

Głosowanie po terminie

Niezależnie od przyczyn i procedur, efekt był taki, że w niektórych komisjach setki ludzi głosowały już po ogłoszeniu sondażowych wyników i mogły się nimi kierować. To siła, która w skali komisji może stanowić 1/3 czy 1/4 wszystkich głosów i znacząco wpłynąć na wynik. A przecież były miejsca, gdzie różnice między kandydatami były minimalne i o wyborczym sukcesie lub porażce decydowało kilkanaście, kilkadziesiąt wskazań. 

Taka sytuacja, jak zauważa politolog Andrzej Anusz, miała miejsce w Kielcach, gdzie minimalna różnica zdecydowała o tym, że KO zdobyła czwarty mandat, a PiS stracił dziewiąty. 

REKLAMA

Podatni na medialny przekaz

O tym, jak duże może to mieć znaczenie, pisał w opublikowanym przez Wydawnictwo Adam Marszałek opracowaniu pt. "Czy polski model ciszy wyborczej wymaga zmiany?" dr hab. Bartłomiej Michalak. Zwracał on uwagę, bazując na badaniach prowadzonych przez Elisabeth Noelle-Neumann, że "wyborcy niemający w pełni sprecyzowanych preferencji politycznych (tzw. niezdecydowani) mają tendencję do odkładania decyzji, o tym na kogo będą głosować do samego końca".

Tłumaczył, że wyborcy tacy poszukują argumentów i przesłanek ułatwiających im podjęcie decyzji.

"Konformizm, uleganie sugestiom ze strony otoczenia z powodu strachu przed izolacją, stosowanie reguły »społecznego dowodu słuszności« powodują, że wyborcy tacy są bardzo podatni na to, co widzą w mediach" - czytamy.

Ciszę można przedłużyć

Przypomnijmy - w czasie wyborów obowiązuje cisza wyborcza. Zabronione jest podawanie do publicznej wiadomości wyników sondaży i wyników wyborów. 

REKLAMA

Czy zatem cisza wyborcza nie powinna być przedłużana? W przeszłości zdarzały się takie decyzje.

W 2007 roku cisza wyborcza zakończyła się dopiero o 22:55 i przedłużano ją kilkukrotnie. Powodem było m.in. otwarcie z opóźnieniem lokalu wyborczego w Płocku, po tym, jak zaciął się zamek w szafie pancernej, w której przechowywano dokumenty wyborcze.

W Pile uszkodzeni uległa pieczęć, a w dwóch komisjach w Warszawie zbyt późno zorientowano się, że zabraknie kart i nie dostarczono ich w porę z rezerwy. 

Śmierć śmierci nierówna

Także w 2015 roku cisza wyborcza trwała dłużej po tragicznych wydarzeniach na Śląsku. W lokalu wyborczym w Kowalach zmarła kobieta i był on przez 1,5 godz. niedostępny dla głosujących.

REKLAMA

Teraz do podobnego zdarzenia doszło w Łodzi. 

"Tuż po godz. 7.00, po rozpoczęciu głosowania, rano w Obwodowej Komisji Wyborczej nr 183 w Szkole Podstawowej nr 41 przy ul. Rajdowej, w przedsionku lokalu wyborczego zmarła jedna z osób głosujących" - informował lokalny oddział TVP. 

Członkowie komisji musieli stanąć przed decyzją, czy zamknąć lokal na ten czas, kiedy zmarła osoba leżała w przejściu. Komisja uznała, że nie zamknie lokalu wyborczego - mówił cytowany przez stację Robert Sira z Okręgowej Komisji Wyborczej w Łodzi.

Nadzwyczajne wydarzenia uniemożliwiające głosowanie

Jak wyjaśnia Gazeta Prawna, "głosowanie może zostać przedłużone w wyniku nadzwyczajnych wydarzeń, czyli np. powodzi, zalania lokalu wyborczego, katastrofy budowlanej, komunikacyjnej czy konieczności dodrukowania kart do głosowania. Chodzi o przeszkody, które utrudniają bądź paraliżują pracę obwodowej komisji wyborczej i wykluczają lub w poważnym stopniu ograniczają dotarcie wyborców do lokalu wyborczego".

REKLAMA

Tym razem jednak nic takiego nie miało miejsca. Pojawienie się tłumu wyborców pod koniec wyznaczonego na głosowanie czasu nie jest przesłanką do przedłużenia ciszy wyborczej. 

Kontrowersyjna interpretacja

- To interpretacja idąca w tym kierunku, że głos kilkuset osób, które nawet znają wstępne wyniki wyborów i na tej podstawie mogą zmieniać decyzję, bo np. lubią głosować z wygranymi albo właśnie chcą poprzeć tych, którzy mają gorszy wynik, nie ma wpływu na całościowe wyniki wyborów - mówi Andrzej Anusz. - Interpretacja budząca kontrowersje - dodaje. 

Jego zdaniem, przy wyrównanym wyniku wyborów wchodzimy w bardzo konkretną dyskusję o wpływie.

Głosowanie zakończone

- Teoretycznie głosowanie zakończyło się o 21 we wszystkich miejscach - powiedział rzecznik PKW Marcin Chmielnicki. Wskazał, jest świadomy głosów publicystycznych w tej kwestii, ale PKW postępuje zgodnie z przepisami. 

REKLAMA

Wyjaśnił, że to obwodowe komisje zgłaszają ewentualny problem, potem okręgowe, a PKW tylko zatwierdza przedłużenie ciszy wyborczej, jeśli są ku temu prawne przesłanki. - W powszechnym odbiorze rola PKW w tej kwestii jest przeceniana - ocenił. 

Przyznał, że sondaże exit poll są w Polsce robione solidnie i faktycznie odpowiadają późniejszym oficjalnym wynikom. 

- Nikt nie stał w kolejce, kiedy PKW podawała wyniki - podkreślił.

Fikcyjna cisza, prawdziwy problem

Andrzej Anusz ocenił, że w erze mediów społecznościowych kwestia ciszy wyborczej, kiedy głosowanie w niektórych lokalach się przedłuża, to kompletna fikcja. - Każdy w tym samym momencie może się zapoznać z wynikiem w telefonie - dodał. 

REKLAMA

Zwrócił też uwagę na zjawisko rozwijającej się turystyki wyborczej i łatwość uzyskania zaświadczenie o prawie do głosowania lub zmiany miejsca głosowania poprzez platformę mObywatel.

- Możemy sobie wyobrazić sytuację, że jakieś środowisko przyjmie taką strategię, że będzie rozwoziło po Polsce grupy zmobilizowanych wyborców i oni będą czekać na ostatni moment, de facto będą czekać na wyniki wyborów i dopiero będą wtedy głosowali - przyznał. 

.fc

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej