"Szef też się spóźnił". Warszawiacy o korkach spowodowanych przyjazdem Zełenskiego

2024-07-09, 14:45

"Szef też się spóźnił". Warszawiacy o korkach spowodowanych przyjazdem Zełenskiego
Policja w centrum Warszawy podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Polsce. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Polsce sparaliżowała ruch w stolicy. Wielu mieszkańców spóźniło się w poniedziałek nie tylko do pracy czy lekarza, ale również na samolot, którym miało podróżować na wakacje. Zdaniem opozycji odpowiedzialność ponoszą rządzący. Politycy sejmowej większości przekonują, że nie dało się zorganizować tej wizyty inaczej.

Ze względów bezpieczeństwa poniedziałkowa wizyta prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w Polsce była utrzymywana w tajemnicy. Mieszkańcy stolicy dowiedzieli się o niej o poranku, w wielu przypadkach, gdy byli już w drodze do pracy. W godzinach porannych największe utrudnienia występowały w dzielnicach zlokalizowanych w pobliżu Lotniska Chopina - Ochota, Mokotów i oczywiście Włochy, gdzie znajduje się warszawski port. Przez pewien czas nieprzejezdna była jedna z głównych arterii w mieście, czyli Żwirki i Wigury. 

Ludzie spóźnili się do pracy czy lekarza

W kolejnych godzinach, gdy prezydent Zełenski dotarł już do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Belwederu, wyłączonych zostało kilka ulic w Śródmieściu i na Mokotowie, a korki rozlały się już niemal na całe miasto. - W Śródmieściu to wszystko stało. Miałem klienta, którego wiozłem do pracy. To po kilku minutach stania w kroku do skrętu w prawo zapłacił za kurs i poszedł pieszo. Nie tylko klienci się denerwowali, ale również my kierowcy. Gdybym wiedział, że tak będzie wyglądać, to pojechałbym nad Zegrze, a do pracy poszedł na nockę - mówi portalowi polskieradio24.pl jeden ze stołecznych taksówkarzy.

Wiele osób spóźniło się w poniedziałek do pracy. - Kwadrans, koleżanka 20 minut. Na szczęście szef też się spóźnił - mówi portalowi polskieradio24.pl Agnieszka pracująca w korporacji zlokalizowanej w dzielnicy Włochy. Niektórzy nie dotarli do celu. - Niestety, przemieszczałam się wczoraj po mieście. Na zakupy jechałam. Podróż trwała dwa razy tyle co zazwyczaj, i oczywiście nie dotarłam. Wysiadłam na przystanku najbliższym metra i wróciłam do domu - opowiada portalowi polskieradio24.pl seniorka, którą zagadujemy na przystanku. Kobieta relacjonuje, że jej koleżanka spóźniła się na długo wyczekiwaną wizytę do lekarza. - Termin jej przepadł. Zła była strasznie. Trudno się nie dziwić - dodaje.

Takich osób było więcej. "Nie mogłem dziś normalnie dotrzeć do lekarza tą promowaną komunikacją miejską" - napisał pan Roman na Facebooku. W najgorszej sytuacji byli właśnie ci, którzy jechali do lekarza lub na lotnisko. - To, że ktoś się spóźnił do pracy, to jeszcze pół biedy. Każdy szef chyba widział, co się stało. Kolega mi opowiadał, że wiózł ludzi na lotnisko. Mieli jakiś zapas czasowy, ale utknęli w korku. Skończyło się tak, że zostawił ich na najbliższej stacji SKM. Nie wiadomo, czy dotarli. Podobno na kolei też był jakiś problem z dojazdem rano - relacjonuje taksówkarz. Lotnisko Chopina poinformowało pasażerów o utrudnieniach. Wpis na ten temat w mediach społecznościowych pojawił się jednak dopiero w okolicach południa. Port Chopina rekomendował pasażerom podróż SKM lub Kolejami Mazowieckimi. 

REKLAMA

Zawiodła komunikacja?

Powroty z domu do pracy też nie należały do najprzyjemniejszych. - Wracałam do domu ponad półtorej. Nic nie jechało na Grochów. Autobus, którym się przemieszczałam, został skierowany na Rondo Jazdy Polskiej w kierunku Mokotowa - relacjonuje pani Renata. Ponad godzina na Żoliborz plus dodatkowa nadgodzina w pracy, bo mąż też nie dotarł po mnie na czas - dodaje pani Magda.

Pani Renata skarży się też na postawę służb. Tłumaczy, że policjanci nie byli w stanie udzielić przydatnych informacji. - Gdy prosiłam o wskazówki, to słyszałam najczęściej, że "nic nie wiedzą, bo nie są z Warszawy" - skarży się kobieta. Osoby, z którymi rozmawialiśmy, zgodnie przyznają, że tych problemów można było uniknąć.

- Ludzie zbyt późno zostali poinformowani o tym, że będą występować utrudnienia w ruchu. Wiele osób ma dziś możliwość pracy zdalnej. Część z nich pojechała wczoraj do biura, a mogła zostać w domu. Rozumiem, że ze względów bezpieczeństwa nie można było informować o przyjeździe prezydenta Ukrainy, ale przecież można było zapowiedzieć, że będą jakieś poważne utrudnienia - tłumaczy pani Karolina. - Gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądać, to wziąłbym wolne i pojechał na działkę - dodaje taksówkarz, z którym rozmawialiśmy.

- W Warszawie odbywają się różne marsze, protesty, wiele razy do miasta przylatywał również prezydent Stanów Zjednoczonych, kiedy też część ulic była wyłączona z ruchu. Nie było aż takiego paraliżu, bo wcześniej ostrzegano przed utrudnieniami. Te wczorajsze mnie osobiście zaskoczyły. Ktoś zawiódł - rzuca młody mężczyzna, którego spotykamy o poranku na przystanku. Czy wizytę ukraińskiego prezydenta można było przygotować lepiej, tak aby nie utrudnić życia mieszkańcom?

REKLAMA

Były szef MSWiA: wizyta wymagała "ponadstandardowych środków" 

Były minister spraw wewnętrznych i administracji, a obecnie europoseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Kierwiński tłumaczy, że on również miał wczoraj problemy z dotarciem do Sejmu. Przekonuje jednak, że wizyta ukraińskiego prezydenta wymagała podjęcia "ponadstandardowych środków bezpieczeństwa". - Nie można było o tej wizycie poinformować wcześniej. Przyjechał do nas prezydent walczącej Ukrainy. Wiemy, ile było prób zamachu Rosjan na jego życie - tłumaczy rozmówca portalu polskieradio24.pl. Dodaje, że w tym przypadku "waga geopolityki" był najważniejsza.

- To była ważna wizyta międzynarodowa, która trochę kształtuję kwestię polskiego bezpieczeństwa, na które będzie wpływał przebieg konfliktu na Ukrainie. Naturalne jest, że takie wizyty mogą powodować nieudogodnienia - tłumaczy rozmówca portalu polskieradio24.pl. Opozycji ta argumentacja jednak nie przekonuje. Winą za paraliż komunikacyjny w stolicy obarcza rządzących.

Opozycja krytykuje rząd

- Da się lepiej pewne rzeczy organizować. Pamiętamy wizyty w Warszawie prezydentów Stanów Zjednoczonych i takiego chaosu na ulicach nie było. Rząd nie popisał się w tej sprawie, to jest gigantyczny blamaż tych, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo, ochronę i organizację - mówi portalowi polskieradio24.pl Michał Woś z Suwerennej Polski. W tym kontekście wskazuje m.in. na MSWiA, SOP, ale też i służby podlegające władzom Warszawy. - To pokazuje, że Koalicja Obywatelska nie potrafi rządzić, nie potrafi nic zorganizować. Wielu mieszkańców stolicy przekonało się o tym na drobnym odcinku - dodaje. 

- Czy można było przejazdy przez Warszawę zorganizować lepiej? Zawsze można coś zrobić lepiej - odpowiada Marcin Kierwiński. - Chciałbym jednak, żebyśmy mieli na jednej szali wagę tej wizyty i nasze bezpieczeństwo, a na drugiej te drobne nieudogodnienia, które się pojawiły, za co przepraszamy - stwierdza polityk KO. 

REKLAMA

Prezydent Wołodymyr Zełenski przybył do Warszawy m.in. po to, aby podpisać z polskimi władzami umowę w dziedzinie bezpieczeństwa. Przewiduje ona m.in. współpracę militarną obu państw.

Czytaj także:

Michał Fabisiak, polskieradio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej