Bezlitosne oko rejestratorów. W dwie sekundy od ciężkiej nogi do lekkiego portfela
Ponad 35 tysięcy naruszeń przepisów wykryły w pierwszej połowie bieżącego roku urządzenia rejestrujące przejazd na czerwonym świetle. Najwięcej na jednym z łódzkich skrzyżowań - blisko 4 tysiące. Dla kierowców najgroźniejszy jest rejestrator znajdujący się w podwarszawskiej Jabłonnie, gdzie przejazd na czerwonym świetle przez całe skrzyżowanie może zakończyć się utratą prawa jazdy.
Michał Fabisiak
2024-08-07, 19:18
Działają od blisko dekady, niedawno ich liczba została zwiększona. Mowa o rejestratorach przejazdu na czerwonym świetle. Obecnie w Polsce może spotkać je w 44 lokalizacjach. Główny Inspektor Transportu Drogowego przekonuje, że poprawiły bezpieczeństwo w tych miejscach. Nie wszyscy kierowcy zgadzają się z tą tezą - duża część zmotoryzowanych traktuje je jako maszynki do zarabiania pieniędzy i zwiększania wpływów do budżetu.
- Celem przewodnim jest zwiększenie bezpieczeństwa samych kierujących, jak i innych uczestników ruchu drogowego, w tym pieszych. Wciąż rejestrujemy rażące naruszenia, kiedy przy zmianie cyklu świateł pieszy ma już sygnał zielony, a mimo to pojazd przejeżdża przez skrzyżowanie - mówi portalowi polskieradio24.pl Wojciech Król, rzecznik prasowy głównego inspektora transportu drogowego.
Z danych GITD wynika, że w pierwszym półroczu 2024 roku urządzenie te zarejestrowały 35 tysięcy przypadków złamania przepisów polegających na przejeździe na czerwonym świetle. Najwięcej, 4 tysiące, na Rondzie Inwalidów w Łodzi, czyli na ulicy Rokicińskiej. Kolejne miejsca w tych statystykach zajmują: skrzyżowanie alei Pokoju i Nowohuckiej - 2,6 tys. oraz ulica Tuwim w Olsztynie - 2,3 tys.
Jeden przejazd może zakończyć się utratą prawa jazdy
Zdecydowanie najgroźniejszym, z punktu widzenia kierowców, jest rejestrator zlokalizowany przy Rondzie Biskupów Płockich w Jabłonnie pod Warszawą. Dlaczego? Otóż w tym miejscu kierowcy jadący na wprost mijają dwa systemy RedLight, a skręcający w lewo aż trzy. Jeśli ktoś nie zdąży wyhamować przed zapaleniem się czerwonego światła i zdecyduje się na przejazd, to może zostać ukarany aż dwukrotnie lub nawet trzykrotnie, bo każda sygnalizacja jest traktowana przez GITD jako odrębne wykroczenie. Za przejazd na czerwonym świetle grozi 500 złotych mandatu oraz 15 punktów karnych. Oznacza to, że jednorazowy przejazd przez to skrzyżowanie na czerwonym świetle może kierowcę kosztować 1500 złotych i 45 punktów karnych, a w konsekwencji utratę prawa jazdy.
REKLAMA
To właśnie kierowcy przejeżdżający przez to skrzyżowanie zwracają uwagę na problem. - Te rejestratory prowadzą do wielu niebezpiecznych sytuacji. Kierowcy, którzy wiedzą o ich obecności, chcąc uniknąć mandatu, często gwałtownie hamują już na żółtym świetle, a jadący za nimi, którzy np. nie wiedzą o obecności tych urządzeń, liczą, że poprzedzający je pojazd przejedzie na żółtym. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, co w takiej sytuacji może się wydarzyć - mówi portalowi polskieradio24.pl jeden ze stołecznych kierowców. Na temat skrzyżowania w Jabłonnie krąży nawet legenda, że w pobliżu zawsze zlokalizowana jest jakaś laweta, która tylko czeka, by ruszyć na miejsce stłuczki.
Czytaj także:
- Alarm dla Odry. Wykryto obecność złotych alg. "Ponad 1700 nielegalnych wylotów"
- Wizz Air mógł wprowadzać klientów w błąd. Chodzi o dodatkowe opłaty
- "Niewinna" zabawa psa powerbankiem mogła doprowadzić do tragedii. Strażacy apelują
Inny z kierowców tłumaczy, że bezpieczeństwo poprawiłaby instalacja sekundników odmierzających czas do zapalenia się czerwonego światła. - Kierowca, który jedzie te 70-80 km na godzinę i którego kilka metrów przed skrzyżowaniem łapią czerwone światła, woli dodać gazu i przejechać, niż "złapać dzwona". Gdyby jakieś urządzenie odmierzało czas przed sygnalizatorem, to wtedy wystarczająco wcześnie można byłoby wyhamować. Dlatego według mnie nie chodzi tu o żadne bezpieczeństwo, tylko o wyciąganie pieniędzy od kierowców - tłumaczy rozmówca portalu polskieradio24.pl.
Z podliczenia liczby ujawnionych wykroczeń wynika, że w pierwszym półroczu rejestratory zarobiły 17,5 mln złotych, z czego co najmniej 2 mln złotych na jednym z łódzkich skrzyżowań. Rzecznik GITD podkreśla jednak, że od czasu uruchomienia tych urządzeń liczba zarejestrowanych wykroczeń spadła, co świadczy o tym, że poprawiają bezpieczeństwo. - Kierujący mają więc świadomość tego, że ich zachowanie jest obserwowane na skrzyżowaniu, a to niewłaściwe może skutkować nałożeniem mandatu karnego - wyjaśnia rozmówca portalu polskieradio24.pl.
Jak działa rejestrator? Kierowcy mają 2 sekundy
Zauważyć rejestrator przejazdu na czerwonym świetle nie jest łatwo. Polskie prawo nie wymaga, aby był poprzedzony znakami informującymi o jego obecności, jak ma to miejsce w przypadku fotoradarów. - System działa na zasadzie wideodetekcji. Składa się z kilku kamer, część z nich jest skierowana na sygnalizatory - wychwytują one sygnał czerwony, następnie rozpoczyna się rejestracja pasów i każdego pojazdu przejeżdżającego wówczas przez skrzyżowanie. Takie nagranie jest następnie przekazywana do Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym, gdzie jest weryfikowane przez pracownika. Jeśli potwierdzi, że doszło do naruszenia przepisów, to wysyła wezwanie do właściciela zarejestrowanego pojazdu - tłumaczy Król.
REKLAMA
Okazuje się jednak, że nie każdy kierowca, który przejedzie na czerwonym świetle, musi spodziewać się mandatu. - System jest tak skonfigurowany, żeby uwzględniał czas reakcji kierującego. W szczególności dotyczy to tak zwanej zielonej strzałki, kiedy kierujący zatrzyma się przed sygnalizatorem i w momencie ruszania strzałka zgaśnie. Chcemy unikać wątpliwości, dlatego stosowana jest zwłoka 2 sekund. Dopiero po ich upływie urządzenie zaczyna rejestrować przejazd - mówi rzecznik GITD.
- Podstawową zasadą jest dostosowanie prędkości do warunków ruchu i zachowanie szczególnej ostrożności przy wjeżdżaniu na skrzyżowanie, tak żeby mieć czas na zatrzymanie się, gdy zapali się żółte, a następnie czerwone światło - podkreśla Wojciech Król.
Michał Fabisiak, polskieradio24.pl/wmkor
REKLAMA