Polacy wobec konfliktu Izrael-Iran: dystans zamiast mobilizacji
Konflikt Izraela z Iranem nie wzbudza silnych emocji wśród Polaków, a zagrożenia ze Wschodu nie przekładają się na społeczną mobilizację - uważa socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego dr Marek Szopski. - Odnoszę wrażenie, że naszemu społeczeństwu udaje się tworzyć pewnego rodzaju barierę - wskazuje specjalista w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.

Patrycja Misiun
2025-06-24, 16:29
Polacy wobec konfliktu Izrael-Iran. "Większość nie jest zainteresowana"
Izrael rozpoczął działania militarne przeciwko Iranowi 13 czerwca. W ramach operacji "Powstający Lew" Tel Awiwi chciał uniemożliwić Teheranowi wejście w posiadanie broni atomowej - twierdził izraelski rząd. W konflikt włączyły się Stany Zjednoczone na czele z Donaldem Trumpem.
Z badania przeprowadzonego 20 czerwca przez pracownię SW Research na zlecenie "Rzeczpospolitej" wynika, że ponad połowa Polaków (52,3 proc.) negatywnie ocenia operację Izraela skierowaną w Iran. Jednak również prawie połowa ma pozytywny stosunek (17,1 proc.), jest obojętna (14,1 proc.) lub w ogóle nie słyszała o operacji "Powstający Lew" (16,5 proc.).
- Większość społeczeństwa nie jest szczególnie zainteresowana wydarzeniami, które dzieją się dalej od nich. Im bardziej są one nieprzystające do ich codziennego doświadczenia tym bardziej nie powodują emocjonalnego zaangażowania - uważa socjolog dr Marek Szopski. Jak dodał, konflikt na Bliskim Wschodzie może jednak potwierdzać niektóre stereotypy powielane przez Polaków na temat tamtejszych społeczeństw. Socjolog z UW wskazał na pogłębiający się w naszym społeczeństwie etnocentryzm. - Chociażby ostatnie wybory prezydenckie, a szczególnie I tura, pokazały, że nastąpiło pogłębienie stereotypów związanych z różnymi mniejszościami. Uwidoczniła się również postawa, którą określiłbym jako etnocentryczną, a która w odniesieniu do własnego społeczeństwa traktuje zewnętrzne grupy jako pewnego rodzaju zagrożenie - mówi dr Szopski.
Brak bezpośredniej traumy wojennej - brak mobilizacji
REKLAMA
W opinii specjalisty niski poziom bezpośredniego doświadczenia traumy wojny w społeczeństwie sprawia, że skala mobilizacji wśród Polaków nie jest wysoka w stosunku do potencjalnego zagrożenia. - Polskie społeczeństwo w ciągu ostatnich 80 lat nie doświadczyło wielu traumatycznych doznań, które były charakterystycznym doświadczeniem świata (...). Sytuacja za naszą wschodnią granicą mogłaby powodować znacznie wyższy poziom mobilizacji społecznej w obliczu takiego zagrożenia. Fakt, że istnieje niski poziom doświadczenia społecznego jeżeli chodzi o bezpośrednio doświadczaną traumę wojenną, być może nie daje takiego silnego efektu. On nie jest bardzo silny - podkreślił socjolog.
- Odnoszę wrażenie, że naszemu społeczeństwu udaje się w jakimś sensie tworzyć pewnego rodzaju barierę, która powoduje, że te doświadczenia są odbierane inaczej niż mogłyby być. To znaczy, poziom zagrożenia wynikający z faktu, którym jest tak liczna obecność społeczności ukraińskiej, będąca bezpośrednim uczestnikiem tych wydarzeń, nie wydaje się generować aż tak silnego poczucia solidarności, rozumianej jako wspólne przeżywanie traumy. Raczej wiąże się to z odczuciami współczucia czy chęci pomocy, ale nie powoduje aż tak daleko idącego przekonania, że zagrożenie, przed którym stoimy jest wręcz egzystencjalne - dodaje i wskazuje, że może to być mechanizm, który chroni naszą codzienność. - Być może jest to pewien mechanizm samoobronny. Niedostrzeganie zagrożenia może być formą utrzymywania się w stanie poczucia własnego bezpieczeństwa, które w przeciwnym razie wymagałoby zbyt silnej reakcji - podsumowuje specjalista.
Jakie sygnały świadczą o tym, że społeczeństwo jest świadome zagrożenia?
Dr Marek Szopski zapytany o to jakie w takim razie są sygnały świadczące o tym, że społeczeństwo jest świadome zagrożenia, wskazał na solidarność społeczną. - Po pierwsze musiałby nastąpić wyższy poziom konsolidacji, co do tego jakie zadania stoją przed całym społeczeństwem. Pewien poziom mobilizacji, chociażby w kategoriach czysto politycznych. Mówimy ostatnio o stosunkowo wysokiej frekwencji i zaangażowaniu politycznym, ale muszę przyznać, że moje doświadczenie akurat w tym względzie pokazuje, że w społeczeństwach doświadczających wysokiego poziomu zagrożenia, poziom mobilizacji potrafi być znacznie wyższy - w granicach 90 proc. To są takie wskaźniki, które pokazują, że w sytuacji zagrożenia mogłoby następować większe zrozumienie, że współdziałanie jest ważniejsze w takim momencie niż próba znajdowania różnic i podziałów - podsumowuje dr Marek Szopski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Czytaj także:
- Netanjahu zlekceważył apel Trumpa. Powiedział, że nie odwoła ataku na Iran
- Rosja o NATO. Padły oskarżenia o "niepohamowaną militaryzację"
- Ukraina i Wielka Brytania łączą siły. Rusza "megaprojekt"
Źródło: PolskieRadio24.pl/pjm
REKLAMA
REKLAMA