Sąd ponownie zajął się sprawą serialu "Nasze matki, nasi ojcowie". Bez prawomocnego wyroku
Krakowski sąd apelacyjny zajął się we wtorek sprawą serialu "Nasze matki, nasi ojcowie", który został wyprodukowany przez UFA Fiction oraz ZDF (II program niemieckiej telewizji). W sprawie nie zapadł jednak prawomocny wyrok, ponieważ pełnomocnicy producentów złożyli wniosek o wyłączenie jednego z sędziów.
2020-12-08, 15:03
Proces wytoczyli producentom serialu 96-letni obecnie żołnierz Armii Krajowej Zbigniew Radłowski oraz Światowy Związek Żołnierzy AK, a jego przebieg monitoruje i wspiera Reduta Dobrego Imienia. Jak twierdzi szef RDI Maciej Świrski, strona pozwana, czyli "Niemcy dążą do tego, żeby sprawy takie jak ta albo o »polskie obozy« toczyły się przed niemieckimi sądami".
Powiązany Artykuł
"Nasze matki, nasi ojcowie". "Z serialu wynika, że Niemcy byli ofiarami wojny"
Według prokuratury film przedstawia Armię Krajową jako organizację antysemicką, a patologię pokazano w nim jako normę.
Dwa lata temu krakowski sąd okręgowy orzekł, że producenci mają opublikować przeprosiny, w których znajdzie się stwierdzenie, że serial "Nasze matki, nasi ojcowie" "zawiera w swej treści nieuprawnione sugestie dotyczące rzekomego współdziałania Armii Krajowej w przeprowadzeniu Holokaustu" oraz iż "nieuprawiona jest też sugestia, że wszyscy żołnierze AK reprezentowali postawy antysemickie i nacjonalistyczne".
Przeprosiny mają być opublikowane w TVP1 oraz w kanałach telewizji niemieckiej: ZDF, ZDFneo i Sat3 (stacje te wyemitowały serial). Mają się one ukazać się także na stronach internetowych ZDF i UFA Fiction i być tam zamieszczone przez trzy miesiące.
REKLAMA
Na skutek wywiedzionych apelacji sprawą ponownie zajął się we wtorek Sąd Apelacyjny w Krakowie. Podczas rozprawy pełnomocnicy producentów, którzy chcą uchylenia wyroku w całości, zwracali uwagę m.in. na kwestię wolności artystycznej.
- To jest tak naprawdę sprawa dotycząca wyłącznie przebiegu granicy wolności, twórczości artystycznej. To nie jest sprawa oceniająca polską czy niemiecką politykę historyczną - wyjaśnił dziennikarzom adw. Piotr Niezgódka.
"Aby we wszystkich miejscach pojawiły się przeprosiny"
Z kolei reprezentująca żołnierzy AK Monika Brzozowska-Pasieka w rozmowie z dziennikarzami wskazała, że apelacja wywiedziona w imieniu jej klientów "idzie trochę w kierunku edytorskim". Podkreśliła, że zależy im na tym, aby tablica z przeprosinami wyświetlana była przez czas dłuższy, niż zdecydował sąd pierwszej instancji.
- Chcemy także, żeby w tych wszystkich miejscach, gdzie ten serial był puszczany, pojawiły się przeprosiny. To jest dla nas istotne, dlatego, że sąd pierwszej instancji stwierdził, że (będzie to) tylko w polskich i niemieckich kanałach, my chcielibyśmy iść dalej - dodała Brzozowska-Pasieka.
REKLAMA
Reduta Dobrego Imienia/youtube
Termin kolejnej rozprawy nie został ustalony, ponieważ reprezentujący producentów złożyli wniosek o wyłączenie jednego z sędziów zasiadających w składzie orzekającym. Sąd zatem wyznaczy termin dopiero po rozpoznaniu tego wniosku.
Według Macieja Świrskiego "niemiecką butą" jest stwierdzenie adwokata ZDF, że "film nie pokazuje Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, więc nie narusza ich dóbr". Podobnie ocenił inne słowa adwokata: "w ogóle jak można było naruszyć dobre imię Armii Krajowej, skoro AK już nie istnieje".
"Pokazują Armię Krajową jako antysemitów"
Zdaniem prezesa Reduty Dobrego Imienia "niemiecki film zniesławia żołnierzy Armii Krajowej". - Niemcy pokazują Armię Krajową jako antysemitów; oczywiście musi być sprostowanie i przeprosiny - podkreślił.
REKLAMA
Świrski odniósł się do stanowiska pełnomocników strony przeciwnej. - Z wywodu apelacyjnego strony pozwanej, czyli niemieckiego producenta tego filmu należy zapamiętać dwa wątki: w jaki sposób - jak powiedział jego adwokat - mogą być naruszone dobra osobiste Armii Krajowej, skoro Armia Krajowa już nie istnieje. To dowodzi sposobu myślenia niemieckiej strony - mówił.
W ocenie prezesa RDI "to jest całkowita niewrażliwość na polski kod kulturowy, polską tradycję i polskie myślenie o przeszłości". - Trzeba pamiętać, że jeżeli Niemcy mają takie myślenie, to Polacy muszą się bardzo mocno zastanowić, na czym polega niemiecka narracja historyczna, obecna także w Polsce. Ten proces jest de facto obroną polskiej polityki historycznej i polskiej narracji historycznej, a nie tylko kwestii dóbr osobistych - ocenił.
Prokuratura uznała, że apelacja producentów nie powinna być uwzględniona i przychyliła się do apelacji powodów. Termin kolejnej rozprawy nie został ustalony, ponieważ reprezentujący producentów złożyli wniosek o wyłączenie jednego z sędziów zasiadających w składzie orzekającym. Sąd zatem wyznaczy termin dopiero po rozpoznaniu tego wniosku.
bartos
REKLAMA
REKLAMA