Piła Nitrasa, czyli Campus bez przyszłości. Felieton Miłosza Manasterskiego

2022-08-30, 17:21

Piła Nitrasa, czyli Campus bez przyszłości. Felieton Miłosza Manasterskiego
Piła Nitrasa, czyli Campus bez przyszłości. Felieton Miłosza Manasterskiego. Foto: Forum/Jacek Szydlowski

Politycy i celebryci zaproszeni przez Rafała Trzaskowskiego w Olsztynie udają, że rozmawiają o przyszłości. Mentalnie jednak czerpią z lat 60. i 70. ubiegłego wieku na Zachodzie i idei sowieckich ze Wschodu - pisze w najnowszym felietonie Miłosz Manasterski.

Sektor bankowy w Polsce jest niezwykle nowoczesny i korzysta z najnowszych narzędzi informatycznych. Wypada zaskakująco dobrze w porównaniu z Europą Zachodnią, wbrew wciąż rozpowszechnionemu przekonaniu, że na Zachodzie wszystko mają lepsze.

Jak to się stało, że polska bankowość uciekła technologicznie zachodniej? Informatycy i bankowcy mówią o drodze na skróty, którą przebyliśmy wychodząc z gospodarki PRL. Po prostu pewnych etapów rozwoju u nas nie było, zostały wdrożone od razu najnowsze i najlepsze rozwiązania, na które zachodnie banki dopiero powoli się przestawiają, spłacając koszty poprzednich modernizacji. Zjawisko to określane jako "premia technologiczna" jest obecne także w wielu innych sektorach gospodarki, m.in. telekomunikacji.

Co ma wspólnego nowoczesna bankowość z "Campus Polska Przyszłości" i jego prelegentami? Otóż całkiem sporo. Wszyscy wolelibyśmy, żeby historia potoczyła się inaczej i Polska nigdy nie znalazła się za "żelazną kurtyną". Skoro jednak tak się stało, to mamy obowiązek nawigować na skróty, omijając mielizny i rafy, na których ucierpiały burty okrętów Europy Zachodniej. Nie wolno nam bezmyślnie powtarzać błędów, które popełniono tam w poprzednich dziesięcioleciach. A przecież błędów i wynikających z nich problemów jest co nie miara. Od dezintegracji wielokulturowych społeczeństw idącą za tym wysoką przestępczość i islamski ekstremizm, brak przywiązania nowych obywateli do własnego państwa, laicyzacja państwa i upadek tradycyjnego systemu wartości, klęskę tradycyjnej rodziny oraz ujemny przyrost naturalny wśród rdzennych narodów kontynentu.

Tymczasem prelegenci na Campusie Polska Przyszłości marzą o tym, żeby zrekonstruować w Polsce rewolty społeczne z lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Są przekonani, że postęp Polski oznacza konieczność przejścia przez wszystkie choroby Zachodu. I to wbrew opiniom licznych gości z Francji, Hiszpanii czy Włoch, którzy odwiedzając Polskę cieszą się, że u nas jeszcze jest tak "normalnie" i "europejsko".

Sławomir Nitras, jeden z liderów olsztyńskiej grupy rekonstrukcyjnej, zasłynął w ubiegłym roku obrazoburczymi atakami na kościół katolicki. W tym roku wtóruje mu Majka Jeżowska, oburzona na społeczność Nowego Sącza pielęgnującą polskie tradycje i duchowość. Nitras zaś w ramach dalszego "opiłowywania katolików" chce zerwania konkordatu. Konkordat jest międzynarodową umowa zawartą pomiędzy Polską a Stolicą Apostolską, regulującą funkcjonowanie kościoła katolickiego. Tłumaczenie, że zerwanie konkordatu będzie dla wszystkich korzystne, brzmi podobnie jak stwierdzenie, że zerwanie stosunków dyplomatycznych z jakimś państwem poprawi z nim relacje.

Nitras wraz z kolegami chcą maksymalnie osłabić instytucjonalnie kościół, ponieważ według nich jest on dzisiaj opresyjny i ogranicza prawa jednostki. Ograniczenie to wynika z nauczania kościoła, z którym nie od dzisiaj wielu członków PO prywatnie się nie zgadza. I nie chodzi tu tylko o sprawę aborcji czy ochrony instytucji małżeństwa. Liczni politycy PO mają kłopoty także z wydawałoby się mniej kontrowersyjnymi elementami nakazami jak "nie składaj fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu" czy "nie kradnij".

Czytaj także:

Wrogości Sławomira Nitrasa do kościoła i jego nauki nie zmieni na swój sposób szokująca tegoroczna deklaracja, że jako dobry katolik modli się dwa razy dziennie. Nie mnie żartować z cudzej wiary, ale chętnie bym zapytał o co się modli i do kogo. Chrześcijaństwo nie zostało jeszcze głęboko przyswojone przez wielu polityków opozycji. Wystarczy przypomnieć sobie kolegę Nitrasa, posła PO Arkadiusza Myrchę, który twierdził, że w ekipie Trzech Króli był Kacper, Melchior i... Belzebub. Ryszard Petru, założyciel Nowoczesnej, koalicjanta PO, był znów przekonany, że Trzech Króli było sześciu. Z kolei lider PO Donald Tusk, też katolik, w proroczym szale ogłosił, że jak ktoś wierzy w Boga to nie może głosować na partię o biblijnej nazwie Prawo i Sprawiedliwość. Zaś Szymon Hołownia, znany niegdyś jako katolicki publicysta, wspierał ze wszystkich sił Strajk Kobiet (razem z "katolikami" Trzaskowskim i Tuskiem).

Unowocześnianie Polski przez prelegentów Campusu Trzaskowskiego jest więc nam mniej więcej tak samo potrzebne, jak wprowadzenie w sektorze bankowym na powrót czeków w miejsce płatności elektronicznych. Owszem, pomogłoby to w walce z cyfrową przestępczością, ale jednocześnie cofnęłoby naszą gospodarkę o dekady. Ślepe małpowanie Zachodu przez Platformę Obywatelską i jej sojuszników przypomina kult cargo. Trzaskowski, Nitras i Tusk patrzą na Berlin i Paryż i wyciągają błędne wnioski. Bogactwo czy siła tych stolic nie jest wcale rezultatem rewolucji seksualnej ani ruchów pacyfistycznych. Wręcz przeciwnie, zmiany społeczne, które rozpoczęły się w II połowie XX wieku sprawiły, że nasz kontynent stracił dominującą pozycję na świecie, już nie tylko na rzecz USA, ale także szybko rozwijającej się Azji.

Tymczasem Trzaskowski, Nitras i spółka chcą nas "odpiłować" od tego, co stanowi naszą siłę zamiast wyciągnąć wnioski ze skutków wojny w Europie. Adekwatną odpowiedzią na wyzwania naszych czasów nie jest wojujący antyklerykalizm po części inspirowany rodzimym dorobkiem PZPR, ani idee pacyfistyczne, których rozwój tak chętnie wspierał ZSRS. Tymczasem prelegenci Campusów widzą naszą przyszłość na modłę hipisowskich lat 70., postulując rozbrojenie, demilitaryzację, likwidację państwowych granic i aprobatę dla migracji z dowolnego kierunku, w dowolnych ilościach. To zawsze był i będzie wyłącznie przepis na katastrofę.

Europa Zachodnia musi dokonać zmian społecznych, żeby znaleźć się bliżej punkty w którym my jesteśmy. My zaś nie możemy biec w stronę miejsca, z którego Europa próbuje wyjść.

Niemcy dopiero muszą przywrócić swojej armii prestiż - u nas mundur jest wciąż przez większość Polaków szanowany. Nie wstydzimy się też naszej historii, kultury ani pochodzenia, a przynajmniej stawiamy opór tym, którzy wstydzić się nam każą. W przeciwieństwie do Francuzów życie duchowe Polaków ciągle nie ustało, a rodzina jest ciągle na pierwszym miejscu deklarowanych wartości. Te zaś wciąż oparte są na dekalogu i poczuciu miłości do bliźniego, czego Polacy dowiedli masowo przyjmując pod swoje dachy uchodźców z Ukrainy. Nie zrobili tego Francuzi, Belgowie, Niemcy czy Holendrzy. Podobnie jak ich rządy nie potrafią przekazać Ukrainie proporcjonalnej do polskiej pomocy militarnej (Polska przekazała tyle samo czołgów Ukrainie, ile francuska armia w ogóle posiada!). Dzisiaj to my ich możemy uczyć jak być Europejczykami a nie odwrotnie. A możemy to robić, bo głos katolickiego kościoła, nawet jeśli zagłuszany i wyśmiewany, jest ciągle w Polsce słyszalny.

Miłosz Manasterski

Czytaj także:

Polecane

Wróć do strony głównej