Donalda Tuska list (prawie) miłosny do "Jego Ekscelencji". Felieton Miłosza Manasterskiego

2022-09-23, 10:11

Donalda Tuska list (prawie) miłosny do "Jego Ekscelencji". Felieton Miłosza Manasterskiego
Spotkanie Donalda Tuska z Władimirem Putinem 1 września 2009 r.Foto: Forum/Reuters/Peter Andrews

Język dyplomacji wymaga pewnych charakterystycznych formuł, jednak ilość wazeliniarstwa w korespondencji Donalda Tuska z Władimirem Putinem wygląda tak, jakby były premier próbował konkurować z najwierniejszymi ze sług rosyjskiego prezydenta, jak Alaksandr Łukaszenka czy Wiktor Janukowycz.

Michał Rachoń ujawnił w programie TVP Info "Jedziemy" nieznany dotąd list Donalda Tuska do Władimira Putina z czerwca 2008 r. Dziennikarz pokazał także treść innego dokumentu, z którym ówczesny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski pojechał do Moskwy na spotkanie z Siergiejem Ławrowem. Obydwa budzą ogromne kontrowersje.

Z jednej strony korespondencja dyplomatyczna zawiera zawsze elementy koloryzacji. Relacje z partnerami niemal zawsze określane są jako ważne i kluczowe, niemal zawsze doskonałe i świetnie się rozwijające. Z drugiej, są jednak kraje, w relacjach z którymi potrzeba więcej chłodu i ostrożności. Entuzjazm polskiego premiera w korespondencji z Kim Dzong Unem czy Baszszarem al-Asadem z pewnością byłby nie na miejscu. Szczególnym przypadkiem są relacje z Rosją, która rządzona przez Władimira Putina, już od momentu objęcia przez niego władzy, zaczęła odchodzić od demokracji w stronę coraz ostrzejszego autorytaryzmu.

W roku 2008, z którego pochodzi dokument ujawniony przez Michała Rachonia, postępy Rosji na tej drodze była bardzo zaawansowane. Prezydentem kraju został figurant Dmitrij Miedwiediew, wybrany w quasi-wyborach. Faktyczna władza spoczywała nadal w rękach Władimira Putina, który objął stanowisko szefa rosyjskiego rządu po to, by po przerwie jednej kadencji ponownie wrócić na fotel prezydenta. To, że mechanizmy demokratyczne w Rosji już nie funkcjonowały, wiedzieli dobrze nawet zwykli Rosjanie, wyrażający przekonanie, że jeszcze nie jest tak źle, bo zapewne może być gorzej. Kolejne lata rządów Putina pokazały, że właśnie tak się stało. Upłyną ledwo dwa miesiące od korespondencji Tuska, a Putin zaatakuje Gruzję.

"Nadal wierzą w demokratę Putina"

Tymczasem z listu i dokumentów wynika, że Donald Tusk i jego rząd są ostatnimi ludźmi na naszej planecie, którzy nadal wierzą w demokratę Putina. Co więcej, wierzą w to całkowicie wbrew faktom i z własnej nieprzymuszonej woli. "Doceniamy rolę Władimira Putina w obecnej fazie rozwoju Rosji. Świadomi jesteśmy wielkiej odpowiedzialności, jaką wziął na siebie. Chcemy być przekonani, że zamierza on czerpać z potencjału modernizacyjnego i demokratycznego, tkwiącego w narodzie rosyjskim, właściwie ukierunkowywać współzależności między demokracją a praworządnością i dyscypliną" – można przeczytać w dokumentach rządowych z tamtych czasów.

Oprócz tego, że to wiernopoddańczy hołd, to przede wszystkim – żarliwy akt wiary. To postawa raszystów, najzagorzalszych zwolenników Putina! "Chcemy być przekonani" – mówią dokumenty polskiego rządu, podkreślając, że to jego własna decyzja. Rząd nie oczekuje dowodów, że Putin zrobi cokolwiek dobrego. Rząd chce być przekonany i już! Jak dalekie to stanowisko od rzeczowych i chłodnych analiz, które powinno dostarczać zaplecze rządu premierowi i ministrowi spraw zagranicznych.

Dokumentacja pokazuje całkowite odwrócenie ról klient-sprzedający, ofiara-krzywdziciel. Nie Rosji ma zależeć na naprawie relacji z krajem i narodem, który dręczyła przez ostatnie wieki. Nie Rosji zależy na sprzedaży surowców energetycznych do Polski. To dyplomacja Tuska i Sikorskiego bardzo, ale to bardzo chce, by Putin pokochał ich całym swoim krwiożerczym sercem. Czy można się dziwić, że płaciliśmy za gaz drożej niż RFN?

"Ocieplanie stosunków polsko-rosyjskich poprzez przypominanie zaborów"

Zawarta w dokumentach koncepcja ocieplania stosunków polsko-rosyjskich poprzez przypominanie zaborów to pomysł w zasadzie szalony. Równie dobrze można by ocieplać tak relacje z Niemcami. Tylko ludzie mający do dyspozycji stery przekazu wszystkich głównych mediów mogliby wpaść na pomysł, żeby okres piętnastu lat tzw. Królestwa Kongresowego przyjąć za przykład owocnej współpracy obu państw. Albo raczej owocnej współpracy Polaków z carem Wszechrusi. Czy odwołanie się do tego punktu w historii pokazuje przyszłość, jaką rząd Donalda Tuska przygotowywał dla Polski? Czy mieliśmy stać się krajem kadłubowym, politycznie podporządkowanym Kremlowi, o formalnej tylko niezależności? Takim nowym Królestwem Kongresowym z carem Putinem i namiestnikiem Tuskiem, który w piśmie do ówczesnego wielkorządcy Rosji zwraca się wprost: Jego Ekscelencjo???

Łacińskie słowo "excellentia" oznacza wyższość i pierwszeństwo. Nie mamy w naszej republikańskiej językowej kulturze zwyczaju często go używać. Nie zwracamy się tak nawet do głowy państwa, zakładając, że zwrot "Szanowny Panie Prezydencie" jest całkowicie odpowiedni dla demokratycznie wybranego pierwszego obywatela RP. Dlaczego Donald Tusk jako premier używa tego określenia wobec człowieka na równorzędnym stanowisku szefa rządu innego kraju? Dlaczego sytuuje siebie samego w sytuacji poddaństwa wobec Ekscelencji (cara?) obcego (i wcale nie przyjaznego) państwa? I dlaczego "Jego Ekscelencja" mówią o Putinie także Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun? Byli z Donaldem Tuskiem na tym samym szkoleniu z dobrych manier na Kremlu?

Język dokumentów dyplomatycznych i listu Donalda Tuska do Putina to jedno. Treść wprawia w jeszcze większą konsternację. Oto bowiem polski premier zabiega o osobiste spotkania, by skutecznie promować rosyjskie interesy gazowe w Unii Europejskiej. Ktoś mógłby powiedzieć, że to spryt pochlebcy, który ten wykorzystuje, żeby osiągnąć jakieś korzyści. Bardzo możliwe – pytanie jednak, jakie są to korzyści?

Angela Merkel będzie mogła zawsze się wytłumaczyć, że przymykała oczy na to, co robi Putin dla dobra niemieckich interesów. I niezależnie od tego, że etycznie nagannie, te interesy – choćby tanie surowce energetyczne, ale także lukratywne kontrakty niemieckich firm – były realnym faktem. A co zrobili Tusk, Pawlak i Sikorski? Nie wykorzystali tych "ciepłych, osobistych relacji" żeby zbudować w Polsce potężną armię gotową odstraszyć każdego przeciwnika. Tani gaz i ropa dla Polski? Obie nitki Nord Stream przeszły przez polskie i ukraińskie terytorium, zamiast je omijać? Dlaczego nie możemy sobie przypomnieć ani jednego lukratywnego interesu, który w jakimś stopniu mógłby tłumaczyć uniżoność i wazeliniarstwo? Jakie interesy w takim razie zrealizował rząd Tuska z Jego Ekscelencją? Czy mają one jakiś związek z tragedią smoleńską?

Miłosz Manasterski

Polecane

Wróć do strony głównej