"Miliony strat dla województwa, zwykli ludzie żegnali się z majątkami". Poznaj kulisy małopolskiego przekrętu stulecia

2022-10-07, 09:49

"Miliony strat dla województwa, zwykli ludzie żegnali się z majątkami". Poznaj kulisy małopolskiego przekrętu stulecia
Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego. Foto: Albin Marciniak/East News

Dziennik Polski odsłonił kulisy jednej z największych afer w Małopolskim Urzędzie Marszałkowskim, którym zarządzał marszałek Marek Sowa, obecnie poseł PO. - W tej aferze miliony straciła Małopolska, straciła Unia Europejska i stracili zwykli ludzie, którzy czasem żegnali się z majątkiem całego życia - podają autorzy Paweł Zastrzeżyński i Marcin Mamoń.

W Prokuraturze Regionalnej w Krakowie prowadzone jest obecnie śledztwo w sprawie "nieprawidłowości przy realizacji Małopolskiej Sieci Szerokopasmowej". Jego akta liczą już 310 tomów, każdy po ok. 200 stron.

Jak podają autorzy, Paweł Zastrzeżyński i Marcin Mamoń, "w tej aferze miliony straciła Małopolska, straciła Unia Europejska i stracili zwykli ludzie, którzy czasem żegnali się z majątkiem całego życia". Jak czytamy, "województwo Małopolskie, jedyny udziałowca Małopolskiej Sieci Szerokopasmowej, ostatecznie sprzedało ją anonimowej spółce - Hyperion SA. Spółkę kontrolował znany biznesmen Andrzej P., podejrzewany o korupcję przy prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw. Jej prezesem był z kolei Tomasz Sz. - działacz Unii Wolności, potem wiceprezydent Krakowa, w końcu poseł PO, przeciwko któremu toczyło się wówczas śledztwo w sprawie niegospodarności zarządu Krakowa. Chodziło m.in. o przyjmowanie łapówek".

Projekt zakładał budowę własnej sieci światłowodowej oraz wykorzystanie istniejącej infrastruktury operatorów telekomunikacyjnych. Miał on zapewnić do końca 2014 roku dostęp do usług szerokopasmowych 90 proc. gospodarstw domowych oraz 100 proc. instytucji publicznych i przedsiębiorstw w Małopolsce. Całkowity koszt projektu był szacowany na 192 miliony złotych, z czego ok. 64 milionów miała dać Unia Europejska.

Sprzedaż udziałów MSS

Autorzy tekstu cofnęli się do 8 lipca 2011 roku, kiedy to Radni Województwa, złożonego w większości z członków PO i PSL, powołali MSS Sp. z o.o. Prezesem Zarządu MSS, z rekomendacji Marka Sowy, został Sławomir Kopeć. W listopadzie samorządowcy publicznie zaprosili potencjalnych inwestorów do konkursu. Jak podają Zastrzeżyński i Mamoń, celem była sprzedaż udziałów inwestorowi, by pozyskać pieniądze na realizację inwestycji - budowę a następnie eksploatację MSS. Finalnie z ośmiu podmiotów na placu boju pozostały jedynie Telekomunikacja Polska SA z siedzibą w Warszawie (Orange) i MNI Telecom SA z siedzibą w Radomiu - znana na rynku m.in. z loterii SMS-owych czy sex telefonu 0700. 

TP SA wypadła z gry, gdy okazało się, że Województwo nie daje firmie gwarancji na uzyskanie kilkudziesięciomilionowej dotacji z UE. Autorzy teksty zastanawiają się jednak, czy taką pewność miał jej konkurent? "Odpowiedź znajdujemy w jednej z notatek CBA w aktach śledztwa. Czytamy w niej, że prezes spółki i znany od kilku lat prokuraturze były wiceprezydent Krakowa Tomasz Sz., miał nie tylko »pełen dostęp do dokumentów spółki MSS i wiedzę na temat sytuacji spółki.«, ale »ww. wiedzę mógł wykorzystać, przygotowując ofertę«".

Ludzie dawnych służb

Niedługo po zaproszeniu do negocjacji w sprawie zakupu MSS o spółce MNI zrobiło się głośno - przypominają dziennikarze. "Chodziło o zarzuty przyjmowania łapówek i prania brudnych pieniędzy m. in. przy prywatyzacji LOT-u i STOEN. Usłyszeli je mec. Michał Tomczak, którego kancelaria miała prowadzić obsługę spółek off-shore, gen. Gromosław Czempiński, były pułkownik MO, oficer SB i szef Urzędu Ochrony Państwa i Andrzej P., który był prezesem MNI, a jednocześnie współpracownikiem byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka z SLD, a w latach 80. tajnym współpracownikiem SB ps. »Jurek«. W styczniu 1990 roku, już po Okrągłym Stole, jego akta zostały zniszczone. Czyżby dlatego, że służby miały dla niego jakieś specjalne zadania w pokomunistycznej rzeczywistości?" - zastanawiają się Zastrzeżyński i Mamoń.

Dziennikarze skontaktowali się z byłym rzecznikiem prasowym grupy MNI, który - jak twierdzi - od 10 lat nie ma nic wspólnego z Andrzejem P. - Już chciałbym zapomnieć o tym panu, nie zapłacił mi. On chyba nikomu nie płacił - przyznał. Autorzy przypominają, że P. był oskarżany o nieprawidłowości podczas prywatyzacji TP SA. - Poprzez usługi doradcze brali pieniądze od inwestorów, którzy wygrywali przetargi. Ministrem skarbu w rządzie PO był Grad. A w MSS P. był zaangażowany poprzez spółkę, którą prowadziła jego żona. Według mnie to są ludzie dawnych służb. I tyle - podaje informator.

Autorzy przypominają, że w kwietniu 2012 roku na jednym z kolejnych posiedzeń Zespołu Zadaniowego ustalano szczegóły negocjacji z MNI Telecom SA. Spółka była wtedy w złej sytuacji finansowej. Z protokołu posiedzenia wynikało, że "podmiot nie jest w stanie samodzielnie uzyskać kredytu i być może uzyska go przy wsparciu innych spółek z Grupy MNI". 

"Zarząd Województwa nie mógł o tym nie wiedzieć. Marszałek Sowa i inni przed wydaniem ostatecznej decyzji mieli obowiązek śledzić negocjacje i czytać protokoły posiedzeń zespołu. Nie mogli też nie zauważyć, że pod cytowanym protokołem zabrakło podpisu przewodniczącego zespołu, a zarazem członka ZWM (nazwisko do wiad. red.). Dzisiaj ten człowiek przyznaje, że został odwołany w wyniku różnicy zdań z Sową. Przewodniczący nie chciał sprzedawać spółki w całości, tylko pozyskać inwestora, nad którym Województwo miałoby kontrolę. Dlaczego stało się inaczej? - Trudno mi zrozumieć - mówi. - Znając wewnętrzne układy i mechanizmy podejmowania decyzji, mogę się domyślić, że to było na prośbę marszałka." - czytamy.

Już w maju 2012 r. Zespół Zadaniowy, ale bez starego przewodniczącego, rekomenduje Zarządowi Województwa wybór MNI na oferenta do nabycia wojewódzkiej spółki.

Cała wiarygodność oparta na oświadczeniach spółki i wekslach

Tomasz Szanser, nowy szef zespołu, potwierdził, że wiarygodność finansowa MNI opierała się jedynie na oświadczeniach spółki i wekslach. Zaprzecza jednak, by miały być wywierane na niego naciski w tej sprawie. Dziennikarze dopytują jednak, dlaczego więc wybrali bankruta? - MNI na papierze wyglądało atrakcyjniej, więc zarekomendowałem ich wybór - przyznał Szanser, ale zastrzegł, że był zwolennikiem "podwójnego trzymania": aby Zarząd Województwa miał kontrolę przynajmniej nad tym, jak będzie wydawane dofinansowanie unijne.

"Jeszcze w tym samym miesiącu we wniosku z posiedzenia ZWM znalazły się jednoznaczne wytyczne w trybie pilnym (konsultowane wg naszych źródeł z Jackiem Krupą): »Ustalić ostateczną kwotę dofinansowania z MRPO (środki z UE) dla projektu i w przypadku jej zmiany dokonać korekty w odpowiednich dokumentach«. I dalej: Przygotować i w trybie pilnym podpisać preumowę na realizację w ramach MRPO projektu «Małopolska Sieć Szerokopasmowa». Przygotować i przedstawić na Sesji Sejmiku (…) projekt uchwały ZWM w sprawie wyrażenia zgody na zbycie udziałów spółki MSS Sp. z o.o.«".

Dziennik Polski przypomina, że radni (większość PO-PSL) oczywiście byli za. "Kupujący MSS chcieli mieć jednak absolutną pewność, że spółka wraz z dotacjami trafi w ich ręce. Kilka dni po przegłosowanej uchwale w Sejmiku prawnicy MNI Telecom SA składają pozew przeciwko Województwu Małopolskiemu". - Oni wiedzieli, że nie ma czasu i liczyli, że w ten sposób wywrą presję na Zarządzie, żeby przyjął ich ofertę - komentuje Szanser. Z kolei długi MNI rosły. "Firmę mogła uratować unijna dotacja. Ale do tego MNI musiało przejąć małopolską spółkę. To się udało: dwa miesiące później Andrzej P. i jego wspólnicy mogli otwierać szampana" - czytamy.

MSS trafia do spółki Hyperion SA

Autorzy przytaczają również zapis w Biuletynie Informacji Publicznej z 7.08.2012 r., w którym napisano, że "z uwagi na przebieg negocjacji i nikłe zainteresowanie oferentów w tej formule, Zarząd Województwa Małopolskiego uznał, iż w tej sytuacji powtarzanie postępowania jest nieuzasadnione, a jedyną procedurą, która może dać realną szansę na skuteczną realizację przedsięwzięcia, jest sprzedaż posiadanych udziałów i przekazanie realizacji projektu całkowicie w ręce prywatne".

Tydzień później ZWM podejmuje uchwałę o zgłoszenie do nabycia Spółki MSS za 2,5 mln zł. Pod uchwałą podpisani są ówcześni i wciąż aktywni politycy Platformy i PSL: Marek Sowa (dziś poseł PO), wicemarszałkowie Roman Ciepiela (dzisiaj prezydent Tarnowa), Wojciech Kozak (dziś sejmikowy radny z PSL), Stanisław Sorys (wojewoda małopolski w latach 2007-2010, dziś radny Sejmiku z PSL) i Jacek Krupa (były poseł PO, marszałek Małopolski w latach 2015-2018, od 2018 r. sejmikowy radny z klubu PO-Nowoczesna). "Każdy z nich jest odpowiedzialny za oddanie MSS w prywatne ręce i utratę kontroli nad wojewódzką spółką" - piszą autorzy.

"MSS ostatecznie nie trafia do MNI Telecom (pierwszy przetarg, gdzie spółka była jedynym oferentem, zakończył się bez rozstrzygnięcia), lecz do mało znanej wcześniej spółki Hyperion SA. - tak decyduje dwa tygodnie później zarząd województwa (wciąż w tym samym składzie). Firma zgłosiła się dwa dni po zakończeniu pierwszego przetargu i tak, jak wcześniej MNI, nie miała żadnej konkurencji. Oferent wymógł na sprzedającym zmiany w umowie, niezgodne z przedstawioną ofertą nabycia udziałów, uzależniając sfinalizowanie transakcji od tego, »czy spółka MSS podpisze umowę o dofinansowanie projektu ze środków unijnych«. Tak przynajmniej wynika z ustaleń CBA".

Tego samego dnia Prezesem Rady Nadzorczej Hyperion SA zostaje znany już Tomasz Sz., prezes MNI Telecom. Z kolei Kopeć, prezes MSS, niemal natychmiast składa na ręce Dyrektora Departamentu Funduszy Europejskich, Piotra Szymańskiego, wniosek o dofinansowanie MSS - podają autorzy. Pismo podpisał Hubert Guz, zastępca Szymańskiego. Na zaledwie kilkustronicowym dokumencie znajdujemy aż 14 zastrzeżeń. Czytamy, że "w wyniku przeprowadzonej oceny stwierdzono błędy/braki informacyjne w złożonej dokumentacji" i że "nawet jeśli dojdzie do wybudowania sieci, to nie wiadomo, jak będzie ona finansowana".

W marcu 2013 r. Zarząd Województwa Małopolskiego (M. Sowa, R. Ciepiela, W. Kozak, S. Sorys, J. Krupa) podejmuje uchwałę w sprawie wyboru dofinansowania MSS ze środków Funduszy Europejskich. "Dzień później zostaje podpisana umowa z Hyperionem SA reprezentowanym przez prezesa zarządu Tomasza Sz. Samorządowa spółka zostaje sprzedana za 2,6 mln zł. Z umowy, którą zabezpieczyło CBA, wynika, że nabywca »posiada pełną zdolność do zawarcia niniejszej umowy i wykonania swoich zobowiązań wynikających z niniejszej umowy«, a przedmiotem umowy nie jest zamówienie publiczne".

Inżynieria finansowa

Autorzy odsłaniają kulisy zastosowanej inżynierii finansowej. "Wygląda to tak: jedna ze spółek - w osobie jej właściciela, Andrzeja P. - wysyła do drugiej spółki, też należącej do Andrzeja P., pismo o gwarancjach do 80 milionów złotych dla sfinansowania projektu. P1, będący w poważnych tarapatach finansowych, zapewnia P2, który też ma puste kieszenie, że jeśli zabraknie mu pieniędzy, to mu je da. Skąd je weźmie? Od ludzi, którym - obiecując Eldorado - zabierze 50 milionów, wypuszczając cztery serie obligacji na inwestycję, która nigdy nie doczeka się realizacji."

Jak czytamy, "P2 (Hyperion SA), mając już w ręce kwit od P1 (MNI SA), wydaje dwa dni później oświadczenie, z którego można się dowiedzieć, że spółka już »posiada zabezpieczenie wkładu własnego w wysokości 80 mln złotych« a także że zgromadzenie podwyższyło kapitał zakładowy o ok. 24 mln, poprzez emisję ok. 24 mln akcji o wartości 1 zł. Prawie jak w Ziemi Obiecanej Reymonta: Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic (...). To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę".

Paweł Zastrzeżyński i Marcin Mamoń tłumaczą, że "pieniądze postanowiono więc zabrać ludziom, którzy nie mieli pojęcia, o co chodzi w tym »biznesie«. Wystarczyło, że słyszą: Urząd Marszałkowski i Unia Europejska za tym stoją. To budziło zaufanie". Dokument podpisał Tomasz Sz. Wkrótce w innej sprawie sąd I instancji nieprawomocnie uznał go za winnego korupcji i niegospodarności, w tym przyjęcia 120 tys. zł łapówki, skazując go na karę 3,5 roku pozbawienia wolności.

"Fundusze Europejskie w Urzędzie Marszałkowskim nie wypłacą jednak środków, jeśli inwestor nie przedstawi realnego planu, w jaki sposób będzie finansować kilkusetmilionową inwestycję. Hyperion SA nie miał pieniędzy. Trzeba więc było je »wymyślić«" - tłumaczą autorzy.

"Przed przekazaniem już zabezpieczonej dotacji z UE przez Urząd Marszałkowski, właściciele Hyperiona wpadają na pomysł, aby wypuścić obligacje i w ten sposób pozyskać gotówkę. Urząd Marszałkowski uznaje to za wiarygodne zabezpieczenie finansowania projektu. Gdy MSS jest już w rękach Hyperiona, spółka samodzielnie wypuszcza serie obligacji. W prospekcie emisyjnym przekonuje inwestorów, że zabezpieczeniem emisji obligacji będzie budowana infrastruktura światłowodowa, poręczenia majątkowe oraz akt notarialny, w którym Hyperion jako ew. dłużnik podda się egzekucji. Spółka zapewnia też, że jest w trakcie finalizacji rozmów z bankami o pozyskanie kredytu inwestycyjnego w kwocie 67 mln, jednak - jak wynika z zabezpieczonej w prokuraturze dokumentacji finansowej MNI i Hyperiona - żaden bank nie udzieliłby kredytu bez realnego zabezpieczenia" - czytamy.

"Zniknęły pieniądze z dotacji, obligacji, gwarancji. Wszystko zniknęło"

"Pod koniec czerwca 2013 roku zostaje podpisana umowa między Zarządem Województwa a Małopolską Siecią Szerokopasmową - należącą już nie do Województwa, a prywatnej firmy - o dofinansowanie projektu z Unii Europejskiej. W ten sposób Andrzej P. »kupił« 64 mln złotych z UE za ułamek procenta tej kwoty. Umowę podpisali Marszałek Sowa i Stanisław Sorys, koalicjanci z PO i PSL." Pozostało przelać kwotę na konto MSS. Nie było to jednak proste.

Jak czytamy, "niekończące się problemy spółek Hyperiona i MNI generują kolejne aneksy do umowy. Podpisują je Tomasz Sz. i - za Urząd Marszałkowski - Piotr Szymański i Hubert Guz. Szymański dziś jest dyrektorem kolejnej publicznej instytucji i dużej inwestycji realizowanej przez Miasto Kraków. Chodzi o Cogiteon, czyli Małopolskie Centrum Nauki, którego gmach za co najmniej 175 mln złotych powstaje na krakowskich Czyżynach. Hubert Guz, w tamtym czasie zastępca Szymańskiego, objął po nim stanowisko dyrektorskie".

"Projekt MSS otrzymuje prawie 90 proc. kwoty z dotacji UE w kilku transzach. Ostatnia wypłata ma miejsce dzień przed pierwszym posiedzeniem nowo wybranego Sejmu, gdzie większość zdobył PiS. Po stronie przegranych z Platformy posłem do Sejmu zostaje Marek Sowa, który w związku z tym przestaje pełnić funkcję Marszałka".

Dalej nie ma już nic - podają dziennikarze. "Zniknęły pieniądze z dotacji, obligacji, gwarancji. Wszystko zniknęło. W marcu 2017 r. Zarząd Województwa uznaje projekt za niefunkcjonujący, tj. nieukończony. Bardzo negatywnie ocenia działania urzędników w tej sprawie Najwyższa Izba Kontroli. W adresowanym do Marszałka Sowy piśmie pokontrolnym czytamy, że całe przedsięwzięcie »było nierzetelnie przygotowane, a jego koncepcja ulegała zmianom bez uzasadnienia (…). Sprzedano udziały w MSS przy odrzuceniu korzystniejszej pod względem finansowym oferty«. Zarzutów jest znacznie więcej."

- Jak u mnie na wsi podpinali światłowód, zapytałem się firmy prywatnej, czy biorą (za przyłączenie - red.) z MSS, a oni na to: Panie, nie ma tu czegoś takiego - mówi w rozmowie z Dziennikiem Polskim Piotr Gój, menadżer projektu w czasie, gdy właścicielem MSS było jeszcze województwo. Proceder sprzedaży obligacji przez Hyperion branżowy portal Business Insider nazwał "Małopolskim przekrętem stulecia".

"Najwięcej stracili zwykli ludzie"

Kto na tym stracił? - zastanawiają się autorzy. "Najmniej urzędnicy, którzy podpisali umowę o sprzedaży MSS. Żyją z polityki, pełnią odpowiedzialne funkcje publiczne, niektórzy odnaleźli się w biznesie. Trochę milionów straciła Unia Europejska. Najwięcej stracili zwykli ludzie".

- W 2014 roku przekazałem, kupując obligacje Hyperion, oszczędności życia na budowę sieci światłowodowej w Małopolsce - opowiada Dziennikowi Polskiemu jeden z nich, Arkadiusz Kupaj. - Miał być to projekt bezpieczny, współfinansowany przez Unię Europejską i koordynowany przez Małopolski Urząd Marszałkowski. Jestem drobnym inwestorem, który w dobrej wierze zainwestował dorobek życia w rozwój Małopolski i Polski, a tymczasem czuję się bezradny, mając przeświadczenie, że ktoś nas zwyczajnie oszukał i nie były to wyłącznie podmioty prywatne, ale przede wszystkim publiczne w postaci Urzędu Marszałkowskiego - zaznacza.

"Marek Sowa jako poseł opozycji jest znany z tropienia rzekomych nieprawidłowości w urzędach kierowanych przez PiS i prześwietlania karier menadżerów spółek skarbu państwa. Jednak w związku z projektem widmo, pod którym się podpisał, nie ma sobie nic do zarzucenia - choć przyznaje, że to Zarząd Województwa Małopolskiego podjął decyzję kierunkową w sprawie sprzedaży firmy, a on był wtedy jego pierwszoplanową postacią. Twierdzi, że wszystko było zgodne z przepisami, transparentne, publiczne. O tym, że firmy, którym oddał publiczny majątek, były bankrutami, miał nie wiedzieć" - puentują autorzy.

Czytaj więcej:

dn/koz/dziennikpolski24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej