Warszawa przejęła europejskie przywództwo w sprawach ukraińskich. Felieton Miłosza Manasterskiego

Dymisja Christine Lambrecht, ośmieszonej jako minister obrony narodowej RFN, została ogłoszona w dniu przyjazdu do Berlina premiera Mateusza Morawieckiego. I to nie jest wcale zbieg okoliczności - pisze w swoim nowym felietonie Miłosz Manasterski.

2023-01-17, 16:00

Warszawa przejęła europejskie przywództwo w sprawach ukraińskich. Felieton Miłosza Manasterskiego
Танк Leopard нямецкай вытворчасці . Foto: MON/twitter.com

Mówi się, że Rosja nigdy nie jest tak silna ani tak słaba, jak się wydaje. Podobną opinię można by wygłosić o niemieckich władzach – nie są ani tak etyczne, jak chciałyby być postrzegane, ani aż tak bardzo cyniczne, jak mogą się wydawać. Choć władze w Berlinie zdecydowanie skuteczniej sankcjonują (poprzez instytucje unijne) Polskę niż Rosję, nie jest też tak, że relacja z Kremlem jest dla nich ważniejsza niż wszystko inne. Opinia europejska i światowa dla Niemców jednak ciągle się liczy. I choć niemrawo, to jednak podejmują działania na rzecz Ukrainy, nieustannie "popychane" ze wschodu przez Warszawę, a z zachodu przez Londyn i Waszyngton.

"Stymulowanie" Niemiec przez polskie władze budzi nad Sprewą jednocześnie zdumienie i irytację. Zdumienie, bo jeszcze kilka lat temu Polska, w roli junior partnera Niemiec (jak to opisał prezes PiS Jarosław Kaczyński), nie ośmieliłaby się na żadną krytykę pod adresem rządu w Berlinie. Teraz Warszawa nie tylko wychodzi przed szereg, który próbuje ustawić w Europie kanclerz RFN, ale stanowczo naciska na zwiększenie pomocy militarnej i finansowej dla Ukrainy. To zaś stawia ospałe Niemcy, które widzą siebie jako niekwestionowanego lidera Europy (a nawet świata!), w bardzo złym świetle. Jakość niemieckiego przywództwa nie wytrzymuje próby, co powoduje irytacje zarówno część obywateli RFN, jak i tych Polaków, których Donald Tusk uczył liczyć zawsze na opiekuńcze skrzydła Berlina.

Dzisiaj punkt ciężkości Europy przesunął się na wschód, a rolę europejskiego lidera w sprawach konfliktu z Rosją przejęła Warszawa. Trzeba docenić te zdolności przywódcze, jakie łączą dzisiaj najważniejsze osoby zajmujące się bezpieczeństwem w państwie. Prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Mariusz Błaszczak w sprawie Ukrainy zawsze mówią jednym głosem. I jest to głos słyszany w Europie i na świecie. Głos poparty bardzo konkretnymi działaniami, a przez to trudny do zignorowania. Inaczej słucha się przecież lidera, który nawołuje innych do wydatków, a sam trzyma ręce w kieszeniach, a inaczej takiego, który sam daje dobry przykład. A polskie władze – w sprawie ukraińskiej całkowicie zjednoczone – pokazują, jak bezprecedensowo wspierać Kijów militarnie, finansowo i humanitarnie.

Tymczasem niemieckie media, zamiast się martwić o los bombardowanych ukraińskich cywili, są przerażone wizją, że Polska może się ośmielić przekazać kompanię czołgów Leopard bez zgody Berlina. Publicyści znad Sprewy używają określenia "śmiertelna zniewaga", nie czując nawet, jak żałosne są próby ratowania niemieckiego ego, gdy codziennie na Ukrainie giną niewinni ludzie. Nic tak nie podkopuje wizerunku RFN jako lidera Europy, jak opieszałość, niezdecydowanie i egoizm. Widać je na każdym kroku – zarówno jeśli chodzi o wstrzymywanie sankcji, jak i przekazywanie sprzętu wojskowego. Broń przekazana Ukrainie jest najwyraźniej dla Niemców bolesną stratą. Jak w starym żarcie, w którym Niemiec "płakał, jak oddawał", choć oddawał nie za darmo…

REKLAMA

Polska zmuszająca RFN do przekazywania Kijowowi broni jest dla kanclerza Scholza prawdziwym bólem głowy i to nie tylko z powodu skąpstwa. Cały czas w niemieckiej debacie publiczne pojawiają się głosy o konieczności szybkiego powrotu do relacji gospodarczych z Rosją. W ostatnich dniach poważne osobistości sugerowały konieczność natychmiastowej naprawy gazociągów Nord Stream 1 i 2. Takie pomysły muszą budzić śmiech na Kremlu. Gazociągi te zniszczone zostały, według wszelkiego prawdopodobieństwa przez samych Rosjan, po to, by Europa "zamarzła". Jest niemal pewne, że jeśli Niemcy je naprawią, Kreml każe ponownie je uszkodzić…

A jednak myślenie o powrocie do biznesów z Rosją pochłania Niemców tak dalece, że stają się ślepi nie tylko na wojenne okrucieństwa, ale i złość ich najbliższych partnerów w Europie Centralnej. A trudno być liderem, myśląc tylko o swoich potrzebach. Nie bez powodu premier Mateusz Morawiecki 16 stycznia br. w Berlinie przypominał, że wymiana handlowa między RFN a V4 (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry) jest nie tylko wielokrotnie większa niż między RFN a Federacją Rosyjską, ale jest większa nawet od niemieckiej wymiany z Chinami! Jakiego trzeba zaślepienia i poczucia zgubnej pewności siebie, żeby lekceważyć głos najbliższych sąsiadów, od których zależy niemiecki dobrobyt, z powodu chorej fascynacji rublem? Czy to dlatego, że relacje gospodarcze z Polską czy Czechami nie mają tego korupcyjnego akcentu, z którego słyną rosyjscy oligarchowie?

Niemcy wiedzą, że każdy leopard na froncie ukraińskim oddala ich od utrzymania na fotelu prezydenta Rosji Władimira Putina i jego dworu – ekipy, z którą tak dobrze im się współpracowało. Najlepszy scenariusz dla Niemców to szybki upadek Ukrainy, ewentualnie proces pokojowy, w którym Rosjanie biorą to, co chcą, a Ukraina popada w wewnętrzne konflikty. Nie są to plany nierealne. Dlatego też trwa polska ofensywa dyplomatyczna, która przełamała już jedno tabu – zakaz przekazywania Ukrainie najnowszych technologii zbrojeniowych. Ukraińcy mieli walczyć tylko na znanym sobie postsowieckim sprzęcie. A jednak udało się doprowadzić do przełomu, także w sprawie patriotów stanowiących najbardziej skuteczną obronę przeciwlotniczą na świecie. Teraz też, za sprawą polskich przywódców, leopardy, raczej wcześniej niż później, trafią na Ukrainę. Stanie się to być może bez formalnej zgody RFN. I będzie kolejnym kryzysem wizerunkowym rządu kanclerza Scholza, któremu pozostanie opowiadać żałosne historyjki o Polakach spotkanych podczas joggingu.

REKLAMA

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej