"Misia" wraca do stolicy. Co nam sprywatyzuje? Felieton Miłosza Manasterskiego

2023-06-06, 17:47

"Misia" wraca do stolicy. Co nam sprywatyzuje? Felieton Miłosza Manasterskiego
Maria Wasiak właśnie została powołana przez Rafała Trzaskowskiego na stanowisko sekretarza miasta. Foto: PAP/Tytus Żmijewski

Maria Wasiak, zwana przez przyjaciół "Misią", to trochę już zapomniana bohaterka jednego z najgłośniejszych skandali czasów rządów PO-PSL. Polityk właśnie została powołana przez Rafała Trzaskowskiego na stanowisko sekretarza miasta.

Włodzimierz Karpiński, poprzedni sekretarz miasta stołecznego Warszawy, przebywa w areszcie jako podejrzany o załatwianie wartych 600 mln zł kontraktów z Miejskim Przedsiębiorstwem Oczyszczania w Warszawie. Bliski współpracownik Tuska usłyszał zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w kwocie prawie 5 mln zł. Rafał Trzaskowski, chcąc nie chcąc, musiał poszukać nowej osoby na kluczowe stanowisko w swoim urzędzie. I zdaje się, że znalazł godną następczynię.

Miasto ogłosiło konkurs, który został mocno skrytykowany przez radnych Prawa i Sprawiedliwości za brak transparentności. Konkurs wygrała Maria Wasiak. O swojej koleżance z rządu Ewy Kopacz prezydent stolicy mówi, że to osoba o "niesłychanych kompetencjach". Trochę się Rafał Trzaskowski tutaj zapędził, bo o pani Wasiak słychać było wiele razy i niekoniecznie w dobrym kontekście.

Maria Wasiak to kolejna osoba na szczytach władzy warszawskiego ratusza, której związki z Warszawą są mało czytelne. Nowa sekretarz miasta pochodzi z Radomia, gdzie poznała się i zaprzyjaźniła z inną radomianką – Ewą Kopacz. Do Warszawy przeprowadza się z Bydgoszczy, gdzie była wiceprezydentem miasta.

Zacznijmy jednak od początku. Kariera polityczna Marii Wasiak rozwinęła się u boku Tadeusza Syryjczyka, ministra transportu w rządzie Jerzego Buzka. Wasiak w 1998 r. została szefową jego gabinetu politycznego. W tym okresie m.in. opracowywała plan podziału Polskich Kolei Państwowych na kilkadziesiąt spółek. Dawało to możliwość nie tylko stworzenia ogromnej liczby dobrze opłacanych stanowisk w zarządach, ale także otworzyło drogę do ich prywatyzacji. Do tego jeszcze wrócimy.

Następny etap kariery Marii Wasiak to właśnie zarządy spółek grupy PKP, zwieńczone objęciem prezesury PKP S.A. w 2011 roku. To już czasy ministra Sławomira Nowaka, który rządził resortem transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. Nie jest to w żadnym razie złoty czas polskiej kolei. Wręcz przeciwnie, to czarne dni PKP. Połączenia kolejowe z małymi miejscowościami są brutalnie cięte. Kolej trapią poważne problemy infrastrukturalne, które przekładają się na rekordową liczbę katastrof (w latach 2010-2012 aż dziewięć!) pociągających za sobą dużą liczbę rannych i ofiar śmiertelnych.

Choć pasażerowie obawiają się, czy dojadą żywi i zdrowi do celu, pod rządami Wasiak i Nowaka PKP realizuje program zakupu pociągów wysokich prędkości. Mają one jeździć do największych polskich miast. Inwestycja w słynne Pendolino kosztowała nas gigantyczną sumę 665 milionów euro za 20 składów. Od początku był to zakup bardzo kontrowersyjny. Za tę cenę można było kupić kilkadziesiąt składów więcej u polskich producentów. Byłyby to jednak pociągi wolniejsze, mogące poruszać się z maksymalną prędkością 160 km/h. Rządzący postawili na szybkość i zamówili drogie pociągi, które mogły rozwijać aż 250 km/h.

Tyle że przy ówczesnym stanie infrastruktury Pendolino nie mogło jeździć w Polsce z taką prędkością. W dodatku kupiono wariant bez wychylnego pudła, z którego ten pociąg właśnie słynie (pendolino to po włosku wahadełko). Kolejnym wątpliwym urokiem tych pociągów okazał szybko brak WiFi dla pasażerów. Już pod rządami PiS kolej sporym nakładem środków uzupełniała ten brak. Choć dzisiaj PKP Intercity wykorzystuje i rozpędza Pendolino do coraz wyższych prędkości, to najłagodniej można uznać jego zakup za o dziesięć lat przedwczesny.

"Sukcesy" Marii Wasiak w kolejnictwie zostały nagrodzone awansem. Kiedy po ucieczce Donalda Tuska do Brukseli stanowisko premiera przejęła "charyzmatyczna" Ewa Kopacz, wezwała koleżankę do objęcia teki ministra infrastruktury. Wtedy wybuchł skandal. W PKP Wasiak zarabiała "tylko" 42,5 tys. zł miesięcznie, ale sprytnie napisany kontrakt umożliwił jej otrzymanie dodatkowo 510 tys. zł odprawy z kolejowej kasy!

"Super Express" 30.09.2014 pisał: "Minister infrastruktury to prawdziwa bogaczka. Jak wynika z opublikowanego właśnie oświadczenia majątkowego, Maria Wasiak, przez przyjaciół zwana "Misią", w tym roku zarobiła razem z odprawą aż 812 tys. zł".

Zrobiła się potężna afera. Przed zbliżającymi się wyborami władze PO "naciskają" na Wasiak, żeby coś z tym zrobić. Na oddanie środków PKP jest za późno. Pozostaje przekazać je na cel społeczny. "Fakt" 30.09.2014 r. uspokaja: "Po medialnej awanturze w sprawie gigantycznej odprawy z PKP, Maria Wasiak (54 l.), obecna minister infrastruktury, całą kwotę postanowiła oddać na cel dobroczynny. Z 510 tys. zł na konto stowarzyszenia Arka wpłynie jednak tylko ok. 274 tys. zł. (…) Marii Wasiak hojny gest opłaci się, bo dzięki temu będzie mogła skorzystać z ulgi podatkowej. I państwo w przyszłym roku zwróci jej niemal 18 tysięcy złotych!".

Jako minister infrastruktury Wasiak robi to, do czego przygotowania czyniła jeszcze w rządzie Jerzego Buzka: doprowadziła do sprzedaży kluczowej spółki z grupy PKP. To PKP Energetyka, która wróciła niedawno do skarbu państwa, wykupiona po latach przez rząd PiS. W obce ręce podszedł strategiczny z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa podmiot zapewniający obsługę sieci trakcyjnej oraz jej zasilanie, a także dostawy paliwa do lokomotyw spalinowych. Wasiak sprzedała spółkę z pozycją monopolisty, który po prywatyzacji mógł dyktować ceny całemu PKP. Wszystko wskazuje na to, że gdyby Wasiak i Kopacz porządziły jeszcze dłużej, to zagranicznym koncernom sprzedałyby nawet tory kolejowe.

Po wyborach Marię Wasiak "skierowano" do bydgoskiego ratusza na stanowisko wiceprezydenta. To powołanie mocno zirytowało wielu bydgoszczan i lokalnych polityków, także Lewicy. Mówiono o układach koleżeńskich i partyjnych. Teraz też wygląda na to, że Wasiak "przeniesiono" na niższe, ale zapewne lepiej płatne stanowisko w stolicy. Pytanie tylko, jaką odprawę zapłaci jej z tego tytułu bydgoski magistrat.

Czytaj także:

Miłosz Manasterski

Polecane

Wróć do strony głównej