Federacja Europejska nam się nie opłaca. Felieton Miłosza Manasterskiego

2023-10-24, 08:35

Federacja Europejska nam się nie opłaca. Felieton Miłosza Manasterskiego
"Zgadzając się na federalizację, musimy nie tylko zapomnieć o uzyskaniu reperacji wojennych, ale przede wszystkim świadomość, że stajemy się częścią chorego organizmu" - pisze Miłosz Manasterski. Foto: carlo deviti/ Shutterstock

Odpowiedzią na brak sukcesów wspólnoty europejskiej ma być przyspieszenie jej federalizacji. To tak, jakby powierzyć bankrutowi wszystkie pieniądze w przekonaniu, że to złoty interes - pisze w najnowszym felietonie Miłosz Manasterski.

25 października w Parlamencie Europejskim odbędzie się głosowanie nad propozycją zmian traktatów UE. Wśród nich są m.in. likwidacja prawa weta w 65 przypadkach, euro jako obowiązkowa waluta, odchudzenie składu Komisji Europejskiej. To realizacja programu koalicyjnego niemieckiego rządu, który nawet nie kryje, że ma ambicje rządzić całym kontynentem.

Czasy świetności Europy Zachodniej dawno minęły. Wiek XIX to ostatni moment europejskiej potęgi globalnej. Dwie wojny światowe doprowadziły Europę do sytuacji, w której nie może funkcjonować bez opieki ze strony Stanów Zjednoczonych.

Owszem, zza żelaznej kurtyny państwa Zachodu nadal mogły przypominać raj. Dzisiaj jest to jednak raj utracony. To, co zachwycało obywateli Polski Ludowej – bezpieczeństwo publiczne, wolność słowa, sprawna organizacja, dobrobyt i kwitnąca gospodarka – nie już jest czymś oczywistym dla Francuza, Niemca czy Szweda. Te słowa zdecydowanie bardziej pasują do Europy Środkowo-Wschodniej, która ekspresowo nadrabia zaległości w rozwoju. Państwa zachodnie mają nadal zakumulowany kapitał i znaczącą siłę gospodarczą, ale w coraz mniejszym stopniu przekłada się ona na komfort życia zwykłego obywatela.

Jeśli nawet odrzucimy w naszych kalkulacjach kwestie dumy narodowej i tradycje walki narodowowyzwoleńczej, czysto ekonomiczny rachunek wcale nie zachęca do włączenia się do Federacji Europejskiej. Unia Europejska dzisiaj nie jest na etapie rozkwitu. Mitycznych pieniędzy w unijnym budżecie brakuje. Najpotężniejsze państwa UE mają przyrost gospodarczy w okolicach zera. Również w kategoriach obronnych nie możemy liczyć na militarną potęgę Niemiec czy Francji.

Jednym z najpoważniejszych problemów Zachodu są pełne napięć wieloetniczne społeczeństwa. Multikulturowość rodzi rozwój przestępczości i zagrożenia terrorystyczne, zjawiska niemal nieznane w naszej części kontynentu. W Europie, która była świadkiem Holokaustu, na nowo rozkwita antysemityzm importowany z Bliskiego Wschodu oraz eskaluje przemoc etniczna.

Jaki więc mamy interes, by podporządkować swój los Brukseli? Może widzieć w tym korzyść Ukraina, której egzystencja jest zagrożona, a samo państwo ukraińskie do tej pory nie spełniało wysokich standardów. Jednak dla Polski, Czech, Węgier czy Słowacji perspektywa federalizacji wcale nie jest atrakcyjna. Wygląda na to, że jest raczej odwrotnie – to państwa Zachodu wyciągną więcej korzyści z procesu demontażu niepodległości szybko rozwijających się krajów dawnego bloku wschodniego.

Za procesem federalizacji, jak za każdym istotnym trendem w UE, stoją oczywiście Niemcy. Dla RFN federalizacja to ucieczka do przodu, także ucieczka od odpowiedzialności. Roszczenia z tytułu II wojny światowej, jakie zgłaszają choćby Grecy i Polacy (a zainteresowanych może być dużo więcej) mogą być egzekwowane tylko na poziomie państwowym. Jeśli w ciągu najbliższej dekady nastąpi federalizacja UE, nie będzie miał ani kto płacić, ani komu płacić reparacji wojennych. Dla naszych sąsiadów zza Odry będzie to ostateczny moment odrzucenia ciężaru przeszłości. Już dzisiaj w maju Niemcy świętują wyzwolenie od faszyzmu, a zbrodni wojennych w Polsce czy na Ukrainie dokonywali bezpaństwowi naziści.

Po odłączeniu się od wspólnotowego projektu Wielkiej Brytanii wiemy już, że proces integracji nie jest jednokierunkowy. Wiemy również, jak trudno będzie w systemie federacyjnym równoważyć niemiecką dominację, jaką daje RFN ogromna gospodarka i demografia wspomagana przez miliony migrantów. Z sąsiadami warto żyć dobrze, ale czy należy im pozwalać wchodzić sobie na głowę? Zwłaszcza takim sąsiadom, którzy byli przekleństwem dla naszych przodków przez wiele wieków…

Zgadzając się na federalizację, musimy nie tylko zapomnieć o uzyskaniu reperacji wojennych, ale przede wszystkim mieć świadomość, że stajemy się częścią chorego organizmu. UE nie wykazało się nigdy zdolnością do zarządzania kryzysami, szybkością działania czy sprawnością kierujących nią polityków. Dzisiaj tłumaczone jest to koniecznością uzyskania konsensusu, ale przecież sprawy, w których panuje powszechna zgoda, również nie są dobrze zarządzane. Wystarczy przypomnieć kwestie zakupu szczepionek czy kwestię ochrony zewnętrznych granic. Nie od dzisiaj wiadomo, że łatwiej zarządzać mniejszym niż większym, nie brakuje więc opinii, jak na przykład prof. Przemysława Czarnka, że siłowe przepychanie federalizacji zakończy się katastrofą całego przedsięwzięcia, jakim jest UE.

Być może dla części społeczeństwa proces odrzucenia polskości i niepodległości Polski jest już czymś oczywistym. Warto jednak dostrzec, że na mapie świata jest ciągle dużo dobrze prosperujących krajów mniejszych terytorialnie i mniej ludnych niż Polska. Natomiast na żadnym kontynencie nie doszło do dobrowolnego stworzenia federacji złożonej z kilkudziesięciu państw. Największym krajem federacyjnym jest natomiast imperialna Rosja, zwana nie bez powodu "więzieniem narodów". Nie ma też żadnej oczywistości w wyrzekaniu się państwowości na rzecz de facto pokojowego podboju przez silniejszych sąsiadów. Rozbiory ani okupacja nie były dla Polaków czymś lepszym niż nawet słabe, ale własne państwo.

Jeśli jednak te argumenty nie trafią do zwolenników rezygnacji z suwerenności, pozostaje tylko zapytać, dlaczego nie rozważają oni jakiejś alternatywy? Dlaczego nikt nie postuluje zbliżenia z USA w ramach jakieś nowej formuły transatlantyckiego sojuszu? Relacja z Waszyngtonem dawałaby nam z pewnością więcej bezpieczeństwa i gospodarczego paliwa niż z Brukselą. A może powinniśmy myśleć o współpracy z Wielką Brytanią i jej partnerami? Dlaczego, skoro nasza państwowość dla niektórych to za mało, nie rozważamy budowania federacji w oparciu o koncepcję Międzymorza Józefa Piłsudskiego, w której to Warszawa, a nie Berlin, byłaby podmiotem twórczym? Od tego jest debata publiczna, by przedyskutować wszelkie, nawet pozornie mało realistyczne projekty, a nie by potwierdzać "jedynie słuszny kierunek". W przeciwnym razie może się okazać, że zaczniemy rozmawiać o problemach federalizacji, kiedy wycofanie się z niej będzie już bardzo trudne lub wręcz niemożliwe.

Miłosz Manasterski

[ZOBACZ TAKŻE] Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek gościem Polskiego Radia: 

mbl

Polecane

Wróć do strony głównej