Protesty "żółtych kamizelek". Ekspert: pokazały brak poparcia dla reform Macrona

2020-02-03, 16:09

Protesty "żółtych kamizelek". Ekspert: pokazały brak poparcia dla reform Macrona
"Żółte kamizelki" podczas jednego z protestów w Paryżu w 2019 r.Foto: PAP/EPA/CHRISTOPHE PETIT TESSON

Francja na myśl powinna przywodzić sztukę czy słynne budynki, a ostatnio kojarzy się przede wszystkim z protestami. Od ponad półtora roku nie ma miesiąca, by na ulicach któregoś z miast nie demonstrowano. Wszystko na dobre zaczęło się od ruchu "żółtych kamizelek", którego członkowie sprzeciwiali się wzrostom cen paliw. Co się z nim dziś dzieje i czy jego sformowanie się stanowi dowód, że kraj nad Sekwaną gospodarczo słabnie?

  • Protesty zainicjowane przez ruch "żółtych kamizelek" wybuchły we Francji w listopadzie 2018 r., na początku obfitowały w starcia z policją
  • Ruch "żółtych kamizelek" nadal działa, choć ostatnio o nim mniej głośno - od czasu do czasu wciąż organizuje manifestacje
  • - Protesty przyniosły już pewne wymierne efekty. Rząd wstrzymał podwyżki paliwa i zaoferował dodatkowe pieniądze dla najmniej zamożnych - mówi dr Małgorzata Bonikowska, europeista
  • Zdaniem socjologa kultury wzrost cen paliwa był tylko pretekstem do protestów, a rzeczywiste ich powody tkwią dużo głębiej
  • - Emmanuel Macron nie rezygnuje ze swojej reformy dotyczącej podwyższenia wieku emerytalnego - mówi dr Marcin Darmas. To jedna z planowanych zmian, którą Francuzi oprotestowali

Francuskie protesty charakteryzują się tym, że mają burzliwy przebieg. Ludzie wychodząc na ulice czy to większych, czy mniejszych miast nie ograniczają się do niesienia transparentów i krzyczenia różnych haseł. Manifestują wyjątkowo ostro, nierzadko decydując się na dewastacje i starcia z policją. Nie inaczej było w przypadku "żółtych kamizelek", czyli strajkujących ubranych w "odblaski".

Powiązany Artykuł

PAP Francja protest strażacy 1200.jpg
Protesty strażaków w Paryżu. W ruch poszły pałki i armatki wodne

- We Francji ludzie swoje przekonania chcą wyrażać nie tylko wrzucając do urn karty do głosowania. Czują się zaangażowani politycznie także w inny sposób i traktują to poważnie. Protestując na ulicach demonstrują swoje wartości polityczne - wyjaśniał pod koniec 2018 r. w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl prof. Cyrille Bret z Institut d'études politiques w Paryżu.

Dlatego "żółte kamizelki" zdecydowanie okazały swoje niezadowolenie wobec decyzji rządu. Tylko w dwa ostatnie weekendy listopada 2018 r. manifestantów zgromadziło się ok. 400 tys., a do końca tamtego roku ich demonstracje doprowadziły do walk ze służbami mundurowymi, w efekcie których zginęło 10 osób, a rannych zostało ponad 800 protestujących i ponad 200 policjantów.

"»Żółte kamizelki« to zjawisko innego typu"

Protesty "żółtych kamizelek" rozpoczęły się po roku prezydentury Emanuela Macrona. Ich bezpośrednim powodem był wzrost cen benzyny i oleju napędowego. Jednak podłoże tych demonstracji miało miejsce w reformach przeprowadzanych przez francuskiego prezydenta. Już podczas kampanii wyborczej, wiosną 2017 r., zapowiadał, że zmian wymaga m.in. gospodarka. Niemal z marszu po wygranej przystąpił do realizacji swojego planu, co od razu nie spodobało się Francuzom. Od razu dali też temu wyraz - we wrześniu manifestowali pracodawcy w związku ze zmianami w prawie pracy, w marcu i kwietniu 2018 r. demonstrowali urzędnicy i kolejarze. Ale o ile w tych protestach brali udział przedstawiciele konkretnych grup zawodowych, o tyle w przypadku "żółtych kamizelek" protestowali wszyscy, głównie mieszkańcy małych miast i wsi.

- We Francji często strajkują pracownicy różnych central i związków zawodowych, staje metro, pociągi.  Jednak "żółte kamizelki" to zjawisko innego typu. Przede wszystkim to nie fala strajkowa ani nie partia polityczna, lecz właśnie ruch społeczny, bez przywódcy, struktur i programu. Ludzie sami się organizują i skrzykują, aby wyjść na ulice - wyjaśnia dr Małgorzata Bonikowska, europeista, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych.

Ruch "żółtych kamizelek" charakteryzował się nie tylko tym. Dołączyło do niego kilka znanych twarzy, które do tej pory nie angażowały się w aktywność publiczną. Jedną z takich osób był piosenkarz Francis Lalanne.

Powiązany Artykuł

żółte kamizelki 1200 shutterstock.jpg
Francja: prawie 90 proc. społeczeństwa uważa, że kraj przeżywa kryzys społeczny

Na początku była petycja

Jak jednak doszło do tego, że ruch "żółtych kamizelek" zgromadził na ulicach miast setki tysięcy ludzi? Wszystko zaczęło się od petycji. Dotyczyła obniżki cen paliw na stacjach benzynowych, którą skierowano do ministra ds. solidarnej transformacji ekologicznej. Petycję - utworzoną w październiku 2018 r. przez Priscillę Ludosky z departamentu Seine-et-Marne na wschód od Paryża na stronie change.org - poparło w ciągu miesiąca prawie milion osób. Z dnia na dzień stawała się coraz bardziej popularna, aż w końcu internauci postanowili się skrzyknąć i wprowadzić blokady na drogach.

Porozumieli się o tym oczywiście w sieci. W realnym świecie postawili na fluorescencyjne kamizelki, dzięki którym - wsuniętym pod przednią szybę - rozpoznawali się na ulicach i parkingach. Z czasem ten element ubioru, charakterystyczny dla np. pracowników budów dróg, wyjęli z samochodów i zakładając na siebie ruszyli protestować.

Protesty z początku miały być tylko kolejnym sygnałem ostrzegawczym w stronę rządu. Początkowo planowano zablokować jedynie obwodnicę Paryża, jednak blokady pojawiły się całym kraju. A tworzyły je w sumie właśnie setki tysięcy ludzi.

Dr Małgorzata Bonikowska nie wyklucza, że w rozpromowaniu tych protestów palce mogli maczać Rosjanie.

- Za sprawą m.in. algorytmów Facebooka informacje o tym były nagłaśniane w całym kraju. Niektórzy twierdzą, że do popularności ruchu "żółtych kamizelek" przyczyniły się także rosyjskie "trolle", które "podbijały" posty na temat protestów - mówi.

Efekty protestów

Ruch "żółtych kamizelek" nadal działa, choć ostatnio o nim mniej głośno. Głównym postulatem pozostaje zmuszenie prezydenta do rezygnacji ze stanowiska, co oczywiście jest nierealne.

- Jednak protesty przyniosły już pewne wymierne efekty. Rząd wstrzymał podwyżki paliwa i zaoferował dodatkowe pieniądze dla najmniej zamożnych, co zapewne pobudzi konsumpcję. Prezydent, oskarżany o elitaryzm, zaczął dialog ze społeczeństwem, objeżdża kraj i spotyka się z ludźmi - wymienia dr Małgorzata Bonikowska.

Powiązany Artykuł

francja1200.jpg
Protesty "żółtych kamizelek" we Francji. Czy udało im się coś osiągnąć?

Protesty "żółtych kamizelek" spowodowały, że o Francji pod kątem niepokoju społecznego zrobiło się głośno nie tylko w Europie. Jednak to zwłaszcza na Starym Kontynencie wielu socjologów i obserwatorów życia politycznego zaczęło stawiać sobie pytanie, czy sformowanie się tego ruchu nie stanowiło ewidentnego dowodu, że kraj nad Sekwaną gospodarczo coraz bardziej słabnie.

"Gospodarka francuska coraz mniej konkurencyjna"

Na pewno francuska gospodarka wciąż zalicza się do jednych z najsilniejszych, bo zajmuje siódme miejsce na świecie pod względem wielkości PKB. Jednak, jak podkreślają eksperci, wciąż boryka się ze sporymi problemami.

- Największym obciążeniem jest rozbudowany system opieki społecznej. Jest on najhojniejszy w Unii Europejskiej nie licząc Włoch. Liczba różnych uprawnień pracowniczych, ulg i dodatków jest imponująca, Francja wydaje na te świadczenia prawie 20 proc. swojego PKB. Zasiłki dla bezrobotnych wynoszą prawie 70 proc. ich ostatniej pensji, więc nie opłaca się pracować. Dlatego Francja ma niski współczynnik zatrudnienia osób w wieku produkcyjnym, który kształtuje się na poziomie ok. 70 proc. - mówi dr Małgorzata Bonikowska.

Dodaje, że w wielu zawodach jest brakuje chętnych do pracy, a tych co pracują trudno zwolnić, bo są prawnie zabezpieczeni. - Widać to zwłaszcza w sektorze publicznym, na który Francja wydaje najwięcej ze wszystkich unijnych krajów. To prawie 57 proc. PKB - podkreśla.

- Gospodarka francuska jest coraz mniej konkurencyjna, bo jest zwyczajnie za droga - uważa dr Marcin Darmas, socjolog kultury z Ośrodka Kultury Francuskiej Uniwersytetu Warszawskiego. I podaje przykład: - Na zbrojenie z Francji nie stać nikogo. Francuski rząd od dłuższego czasu nie potrafi nikomu na świecie sprzedać samolotów myśliwskich Dassault. One są wyposażone w zaawansowaną technologię i powinny być łakomym kąskiem, ale ich ceny są zbyt wysokie i odstraszają.

Powiązany Artykuł

shutterstock żólte kamizelki 1200.jpg
Protesty "żółtych kamizelek" słabną. Najniższa liczba uczestników w historii ruchu

"To był tylko pretekst"

Zdaniem socjologa kultury to powyższe aspekty stanowiły iskrę, która spowodowała wybuch masowych protestów. - Wzrost cen paliwa był tylko pretekstem. Rzeczywiste konflikty społeczne znajdują się pod powierzchnią i są o wiele głębsze niż rosnące ceny - uważa dr Marcin Darmas.

Obserwatorzy życia społeczno-kulturalnego i politycznego Francji podkreślają, że przyczyną tego jest myślenie anachroniczne wielu Francuzów. Sam ekspert z UW jest zdania, że kraj nad Sekwaną żyje jeszcze mentalnością lat 80., kiedy ekonomiczna koniunktura pozwalała na życie na dobrym poziomie. Emmanuel Macron widząc, że jego państwa nie stać już na tak szerokie socjalne zapomogi, chce to zmienić. Stąd próbuje wprowadzać reformy, m.in. dotyczące emerytur oraz podniesienia cen dóbr i produktów, a to odbija się na nastrojach mieszkańców, którzy się temu sprzeciwiają.

>>>[CZYTAJ RÓWNIEŻ] Francja: rocznicowe protesty "żółtych kamizelek". Są aresztowani

Czy zatem polityczne decyzje Emmanuela Macrona zamiast służyć francuskiej gospodarce, źle na nią wpływają? Na pewno, jak podkreśla dr Małgorzata Bonikowska, prezydent stara się uelastycznić i uprościć ten system, ale to napotyka ogromny opór.

- Macron wcale nie rezygnuje ze swojej reformy dotyczącej podwyższenia wieku emerytalnego. Oczywiście używa mowy-trawy, że "jesteśmy niezwykle wrażliwi na głosy protestujących", "będziemy się spotykać ze stroną związkową" i "musimy wypracować jakiś kompromis", ale ani razu nie powiedział, że tę reformę będzie cofał. Wie, że musi ją doprowadzić do końca, bo Francja jest potworem, który zjada własny ogon. W końcu bankier zdaje sobie z tego sprawę, a bankierem Macron był bardzo dobrym - mówi dr Marcin Darmas.

Poparcie niskie, ale rośnie

Powiązany Artykuł

Shutterstock żółte kamizelki protesty we francji free 1200.jpg
Protesty we Francji. Ekspert: są one jednym z sygnałów narastającej frustracji klasy średniej

To może oznaczać, że Emmanuel Macron dołączy do Francois Hollande’a i Nicolasa Sarkozego, których prezydentura kończyła się po jednej kadencji. Skoro podjął się niepopularnych reform, a Francuzi nie stoją za nim murem, reelekcja w jego przypadku wydaje się mało prawdopodobna. Tym bardziej, że mimo wygranych wyborów jego mandat społeczny był słaby. A jak zaznaczają niektórzy politolodzy i socjologowie, aby dokonywać radykalnych zmian w systemie i na tym nie tracić, trzeba mieć niezwykle silne poparcie. - Tu po półtora roku "rozrób" "żółtych kamizelek" widać, że Macronowi tego poparcia zabrakło - podkreśla dr Marcin Darmas.

Obecnie według sondaży francuskich ośrodków badań opinii społecznej na obecnego prezydenta Francji głos w wyborach oddałoby 35 proc. Francuzów. Poparcie to nie rzuca na kolana, ale jest wyższe niż rok temu.

>>>[CZYTAJ TAKŻE] Trzy czwarte Francuzów niezadowolonych z rządów Macrona

- Emmanuel Macron przeczekał najostrzejszą falę protestów "żółtych kamizelek" i poczekał na zmęczenie ludzi ciągłym chaosem. Nawet niechętni mu Francuzi doceniają aktywność prezydenta w Unii Europejskiej i na arenie międzynarodowej - mówi dr Małgorzata Bonikowska.

Przypomina, że Macron nie tylko przywrócił Francji blask i powagę, które straciła za jego poprzednika Francois Hollande’a, ale także próbuje przewodzić Europie, nie czekając na Niemców. - Zgłasza propozycje, przedstawia swoje wizje rozwoju europejskiego projektu. A to Francuzom się bardzo podoba - kończy.

Bartłomiej Bitner, portal PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej