Debata prezydencka USA. Artur Wróblewski: tak ostrej wymiany zdań między kandydatami jeszcze nie było
Wzajemne złośliwości i osobiste wycieczki - tak debatę prezydencką przed wyborami w USA podsumowuje Artur Wróblewski, politolog z Uczelni Łazarskiego. - Tak naprawdę przegranymi tej debaty są widzowie - dodaje ekspert.
2020-09-30, 13:24
Wydarzenie odbyło się w Case Western Reserve University w Cleveland w stanie Ohio. Prowadził je dziennikarz telewizji Fox News Chris Wallace. 90-minutowy pojedynek został podzielony na sześć części tematycznych: przeszłość kandydatów, nominacja do Sądu Najwyższego, COVID-19, gospodarka, relacje rasowe i przemoc w amerykańskich miastach oraz uczciwość procesu wyborczego.
Powiązany Artykuł
"Remis, ewentualnie delikatna wygrana Trumpa". Kożuszek o debacie prezydenckiej w USA
- Jesteś najgorszym prezydentem, jakiego kiedykolwiek miała Ameryka - mówił o Trumpie Biden. Nazwał szefa państwa "klaunem" i "pieskiem Putina". - Przez 47 lat nie zrobiłeś niczego - stwierdził natomiast obecny gospodarz Białego Domu, nawiązując do tego, jak długo w polityce działa jego 78-letni rywal.
Donald Trump kwestionował natomiast dokonania Joe Bidena jako polityka i ostrzegał przed oszustwami wyborczymi. Kandydat demokratów przekonywał, że prezydenta USA nie obchodzi los zwykłych ludzi.
- "Dużo epitetów, osobistych wycieczek". Wybranowski o debacie prezydenckiej w USA
- Sondaż: większość Amerykanów uważa, że debaty nie mają wpływu na ich wyborczą decyzję
Joe Biden przedstawiał prezydenta Trumpa jako polityka, który nie dba o zwykłych Amerykanów, reprezentuje głównie bogatych i poniósł porażkę w walce z koronawirusem. - On nie ma planu, żadnego planu. Ten człowiek nawet nie wie, o czym mówi - mówił Joe Biden.
Decydujące głosy
Debata była szeroko komentowana na całym świecie i według Artura Wróblewskiego, politologa z Uczelni Łazarskiego, miała niebagatelne znaczenie.
- Liczy się ogólne wrażenie. Zawsze jest grupa niezdecydowanych wyborców i to ich głos przeważy o wyniku. W tej chwili jest około 10 proc. niezdecydowanych wyborców. Taka debata może wpłynąć na ich decyzję - ocenia w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Wróblewski.
Politolog przypomina też, że w 2016 roku o zwycięstwie Donalda Trumpa nad Hillary Clinton przesądziło kilka tysięcy głosów.
REKLAMA
Przegrani debaty
Artur Wróblewski odnosi się również do ogólnego przebiegu debaty. - Odbiegała ona poziomem od dotychczasowych starć kandydatów na prezydenta USA. Tak naprawdę przegranym debaty jest widz, ponieważ dostał jedynie pyskówkę. Osobiste wycieczki zarówno ze strony Donalda Trumpa, jak i Joe Bidena były niepotrzebne - ocenia nasz rozmówca.
Trump zaatakował bowiem jednego z synów Bidena za dawny problem z narkotykami, gdy były wiceprezydent mówił o innym synu, bohaterze wojennym, który zmarł kilka lat temu.
- Momenty, które uważa się za niegrzeczne, miały miejsce już podczas innych amerykańskich debat, ale nie w takiej skali - dodaje Wróblewski.
A jak debatę ocenili widzowie? 68 proc. ankietowanych w CNN stwierdziło, że debatę wygrał Biden, z kolei 60 proc. ankietowanych w FOX News wskazało na zwycięstwo Trumpa. - We wszystkich badaniach Republikanie są niedoszacowani - zauważa z kolei politolog Uczelni Łazarskiego.
REKLAMA
Epidemia koronawirusa a wybory
Wybory prezydenckie w USA odbędą się 3 listopada. Z uwagi na epidemię koronawirusa w wielu stanach znacząco poszerzono możliwość głosowania pocztowego przed tym terminem. Pewne jest, że w ten sposób głos odda w tym roku rekordowa liczba Amerykanów.
- Te wybory będą referendum za lub przeciw Trumpowi. Rolą Bidena podczas debaty było jedynie wyjście i uniknięcie gaf. To mu się świetnie udało. Poza dwoma momentami nie dał się wyprowadzić z równowagi - przekonuje Wróblewski.
Media i eksperci przyznają, że istnieje szansa, że w noc wyborczą nie poznamy zwycięzcy amerykańskich wyborów prezydenckich. W wielu stanach jeszcze po 3 listopada zliczane będą głosy z datą stempla pocztowego poprzedzającą ten termin. W Michigan, gdzie toczy się zacięta kampanijna walka, karty wyborcze mogą spływać i być zliczane aż do 17 listopada.
Z uwagi na kontrowersje i rozciągnięty wyborczy proces po 3 listopada prawdopodobne są batalie sądowe w sprawie liczenia głosów i ich ważności. Sprawy te mogą trafić ostatecznie nawet do Sądu Najwyższego, który rozstrzyga o wyborach.
REKLAMA
Klaudia Dadura, PolskieRadio24.pl
REKLAMA