Nazwano go "nazistą" i "Hitlerem". Żydowski dziennikarz pobity podczas protestu w USA

Na nowojorskim Brooklynie społeczność ortodoksyjnych Żydów kontynuowała protesty przeciw restrykcjom narzuconym z powodu rozszerzenia pandemii. Tłum pobił politycznego reportera pisma "Jewish Insider".

2020-10-09, 05:35

Nazwano go "nazistą" i "Hitlerem". Żydowski dziennikarz pobity podczas protestu w USA
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: East News/AFP

Powiązany Artykuł

pap antysemityzm niemcy 1200.jpg
"To nie jest odosobniony przypadek". Atak na żyda w pobliżu synagogi w Hamburgu

Atak na dziennikarza Jacoba Kornbluha odbił się szerokim echem w amerykańskich mediach. Jak informował dziennik "USA Today" powiedział on, że został "brutalnie zaatakowany, uderzony w głowę i kopnięty przez wściekły tłum złożony z setek członków społeczności". Nazwano go "nazistą" i "Hitlerem".

Czytaj także:

Według lokalnej telewizji NY1 zdaniem Kornbluha zajście zainicjował aktywista Heshy Tischler, który nakazał ludziom zaatakować reportera. Tischler uważa, że wzrost liczby przypadków koronawirusa to mistyfikacja.

- W chwili, gdy pan Tischler podszedł do mnie i przyszpilił mnie do ściany, bez maski, plując na mnie, poczułem, że (…) cała ciężka praca, którą włożyłem od marca, dla bezpieczeństwa mojego i mojej społeczność jest w tym momencie doszczętnie unicestwiona - zaznaczył Kornbluh.

REKLAMA

Twittował później, że został "uratowany przez bohaterskich policjantów i kilku przywódców społeczności", którzy wyciągnęli go z tłumu.

"Z nienawiścią w oczach"

O zajściu pisał także m.in. "Washington Post". - Byli to członkowie mojej własnej społeczności z nienawiścią w oczach, wskazujący na mnie palcem, nazywający mnie nazistą, mówiąc, że zasługuję na śmierć - przytoczył wypowiedź dziennikarza waszyngtoński dziennik.

W niektórych częściach dzielnic Brooklyn i Queens, gdzie nastąpił znaczący wzrost zakażeń, władze wprowadziły rygorystyczne przepisy mające zapobiec rozprzestrzenianiu COVID-19, w tym zakaz dużych zgromadzeń. Wywołało to sprzeciw setek ortodoksyjnych Żydów. Palili oni maseczki i chodzili z flagami popierającymi kampanię wyborczą prezydenta Donalda Trumpa.

W Borough Park na Brooklynie tłum złożony zwłaszcza z młodych mężczyzn otwarcie przeciwstawiał się rozporządzeniom gubernatora Andrew Cuomo. Na najbardziej zainfekowanych obszarach objętych tzw. czerwoną strefą od czwartku restauracje mogą przyjmować zamówienia i serwować posiłki tylko na wynos. Zgromadzenia, w tym religijne są ograniczone do 25 proc. miejsc i najwyżej do 10 osób. Zamknięte są biznesy mniej istotne dla gospodarki miasta.

REKLAMA

- Wprowadziliśmy zasady, które nie były na tych obszarach egzekwowane. (…) Trudno jest je wyegzekwować na tych obszarach, ponieważ ludzie nie chcą tego robić. Teraz widzimy, że wskaźnik infekcji rośnie - podkreślił Cuomo.

"Błagam o zaprzestanie przemocy"

Członek zgromadzenia stanowego Simcha Eichenstein wydał oświadczenie, w którym potępił ograniczenia, ale też agresywne zachowanie niektórych uczestników protestu. - Błagam garstkę ludzi w społeczności, aby zaprzestali przemocy - apelował.

Departament Policji Nowego Jorku poinformował media, że w czasie protestu nie dokonano żadnych aresztowań ani nie wydano wezwań za naruszenie obostrzeń dotyczących COVID-19.

pb

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej