Wybory w Mołdawii. Ekspert OSW: dla Kremla prorosyjski Dodon to gwarancja rosyjskich wpływów w Naddniestrzu

2020-11-14, 11:00

Wybory w Mołdawii. Ekspert OSW: dla Kremla prorosyjski Dodon to gwarancja rosyjskich wpływów w Naddniestrzu
Władimir Putin i Igor Dodon podczas spotkania 29 maja 2019 roku. Foto: PAP/NIKOLSKY / SPUTNIK / KREMLIN POOL / POOL MANDATORY CREDIT

- Rosja stawia w wyborach prezydenckich na reelekcję prorosyjskiego Igora Dodona, który regularnie odwiedza Kreml i lansuje zbliżenie z Rosją. Wybory, jeśli będą uczciwe, może jednak wygrać prozachodnia reformatorka Maia Sandu. Ma olbrzymie szanse – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Kamil Całus z Ośrodka Studiów Wschodnich. 

Igor Dodon, faworyt Kremla i  prozachodnia Maia Sandu zetrą się w II turze wyborów prezydenckich w Mołdawii.  Prozachodnie środowiska boją się fałszerstw wyborczych. Z kolei z Moskwy płyną głosy o rzekomej "kolorowej rewolucji" w Mołdawii.

Powiązany Artykuł

08813308 (1).jpg
Kreml śle wojska na Kaukaz. Armeński analityk: Moskwa wykorzystała sytuację, to cios w suwerenność Ormian i Azerów, błąd Turcji

Kamil Całus, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich zauważa, że widać olbrzymią mobilizację prozachodniego elektoratu, także za granicą. Niestety jest obawa, czy władze nie będą chciały manipulować przebiegiem wyborów – w koalicji rządzącej są bowiem socjaliści z ugrupowania Dodona.

Dodon opowiada się formalnie za zrównoważoną polityką zagraniczną, w praktyce działa jednak na rzecz zacieśnienia współpracy z Moskwą.

Za zbliżeniem z UE optuje natomiast jego rywalka - Maia Sandu – forsuje ona także reformy, które uderzyłyby w dotychczas funkcjonujący w Mołdawii model państwa kontrolowanego przez polityczno-biznesowe kliki, który stara się zakonserwować Dodon – opowiada nasz rozmówca.

Dla Rosji ważna jest sprawa Naddniestrza

Kamil Całus zaznacza, że temat Naddniestrza nie był szczególnie eksploatowany podczas tegorocznej kampanii, choć oczywiście jest on bardzo ważny dla Rosji. I  zapewne powinien być on ważny także dla całej społeczności międzynarodowej. Moskwa - jak zaznacza analityk – traktuje bowiem Naddniestrze jako swego rodzaju poligon doświadczalny.

- Z perspektywy rosyjskiej Dodon i ugrupowanie socjalistów to gwarancja zachowania rosyjskich wpływów w Naddniestrzu i utrzymania  status quo. Choć Rosję zadowala obecny stan rzeczy, to docelowo chciałaby ona zrealizować w Mołdawii scenariusz przypominający proponowany przez Kreml jeszcze w 2003 roku plan Kozaka, zakładający ponowne włączenie Naddniestrza do Mołdawii jako podmiotu federalnego. Prorosyjskie i zinfiltrowane przez rosyjskie służby Naddniestrze uzyskałoby wówczas ogromny wpływ na politykę Kiszyniowa, i mogłoby blokować ewentualne prozachodnie dążenia rządu. To plan uniwersalny, bo Rosja promuje takie rozwiązanie także na Ukrainie – mówi.

Analityk dodaje, że dla prozachodniej opozycji, inaczej niż dla Dodona, Rosja nie jest gwarantem stabilności, a przeszkodą w rozwiązaniu konfliktu w Naddniestrzu.

Wkrótce będą wcześniejsze wybory

W opinii Kamila Całusa w przyszłym roku należy oczekiwać w Mołdawii wcześniejszych wyborów parlamentarnych. Obecnie izba ta pozbawiona jest stabilnej większości. - Rządząca krajem od końca ubiegłego roku koalicja socjalistów - z którymi związany jest Igor Dodon - oraz Partii Demokratycznej - de facto się rozpadła - zauważa.

Kamil Całus dodaje, że wygrana Sandu dałaby wiatr w żagle siłom proreformatorskim przed zbliżającymi się wyborami. Odwrotnie będzie pewnie w przypadku wygranej Dodona.

Wkrótce organizowane będą także wybory w nieuznawanym przez opinię międzynarodową Naddniestrzu, gdzie, jak zaznacza ekspert, obecna władza stara się neutralizować opozycję za zasłoną problemów z koronawirusem.

Dlaczego prozachodnia kandydatka ma szanse na zwycięstwo, dlaczego Siergiej Naryszkin straszy Mołdawian, że w razie ”zwycięstwa Dodona Waszyngton może szykować kolorową rewolucję” – o tym m.in. w rozmowie.

PolskieRadio24.pl: W drugiej turze wyborów prezydenckich w Mołdawii biorą udział prorosyjski polityk Igor Dodon i proeuropejska kandydatka, Maja Sandu. To znaczy, że te wybory mogą przesądzić w znacznym stopniu o geopolitycznej przyszłości Mołdawii?

Kamil Całus (Ośrodek Studiów Wschodnich): Nie powiedziałbym, że wybory te przesądzą o losie geopolitycznym Mołdawii. Kompetencje prezydenta Mołdawii nie są na tyle duże by mógł on decydować o faktycznym kierunku polityki zagranicznej kraju. Niewątpliwie jednak wybory te – co jest już pewną tradycją w Mołdawii - są rozgrywką między politykami i siłami politycznymi reprezentującymi przeciwstawne perspektywy geopolityczne.

Z jednej strony mamy więc prorosyjskiego Igora Dodona, opowiadającego się za zbliżeniem z Rosją, a z drugiej Maję Sandu, która jest politykiem prozachodnim.

By odejść od tego utartego podziału, można też mówić o starciu dwóch różnych wizji państwa mołdawskiego. Pierwsza z nich zakłada, że Mołdawia, by się rozwijać, musi się europeizować, demokratyzować i reformować w duchu umowy stowarzyszeniowej zawartej z Unią Europejską. Perspektywę tę reprezentuje oczywiście Maia Sandu.

Drugą jest wizja Mołdawii rządzonej przez stare mołdawskie elity, zwykle skorumpowane i uwikłane w niejasne powiązania polityczno-biznesowe. Jej przedstawiciele nie reprezentują żadnej konkretnej ideologii. Skupieni są raczej na ochronie swoich interesów i wzmacnianiu swojej pozycji, także finansowej. Środowisko to nie jest zainteresowane reformami, modernizacją Mołdawii, bo uniezależnienie wymiaru sprawiedliwości od władz, a więc zagwarantowanie rządów prawa oraz inne zmiany przybliżające ten kraj do Zachodu, byłyby dla niego zagrożeniem. Skuteczne reformy nie tylko uniemożliwiłyby czerpanie korzyści z kontrolowania  aparatu państwowego, a ostatecznie nawet mogłyby zagrozić wolności osobistej starych elit. Zreformowany wymiar sprawiedliwości mógłby rozliczyć mołdawskich polityków z aktów korupcji. Przedstawicielem tego porządku jest urzędujący prezydent Igor Dodon.

Kto ma szansę na wygraną? Wynik pierwszej tury był  w miarę wyrównany, wygrała Maja Sandu – z wynikiem około 36 procent głosów.  Igor Dodon zyskał około 32 procent. Pozostałe dwa miejsca zajęli jednak także kandydaci reprezentujący opcję prorosyjską. Trzecią pozycję zajął lider Naszej Partii Renato Usatyj (16,9 procent) a czwarta była Violeta Ivanov z partii Sor z 6,49 proc. głosów.

To chyba najbardziej wyrównane wybory prezydenckie w ostatnich latach. Trudno wytypować zwycięzcę. Bardzo dużym zaskoczeniem w pierwszej turze był sukces Mai Sandu  - wygrana z Dodonem aż o 4 punkty procentowe – tego naprawdę nikt chyba się nie spodziewał, bodajże jeden sondaż przedwyborczy dawał Sandu nadzieję na taki rezultat. To pokazuje, że mobilizacja elektoratu prozachodniego, szczególnie w diasporze mołdawskiej za granicą, jest ogromna. I to mimo panującej pandemii! O ile w poprzednich wyborach z 2016 roku w pierwszej turze poza granicami kraju głosowało zaledwie niecałe 67 tysięcy osób, to tym razem do zagranicznych komisji przybyło prawie 150 tysięcy wyborców!

Mołdawianie mieszkający na Zachodzie, w UE, Wielkiej Brytanii oraz USA, masowo głosowali na Maię Sandu. Aż 70% ze wspomnianych 150 tysięcy wsparło liderkę prozachodniej opozycji.

Wybory są bardzo wyrównane. Gdyby były one przeprowadzone w pełni uczciwie, to Maia Sandu byłaby prawdopodobnie ich faworytką. Szczególnie, że Renato Usatii, lewicowy rywal Dodona na prorosyjskiej flance mołdawskiej sceny politycznej, wezwał swoich wyborców do głosowania w drugiej turze przeciwko urzędującemu prezydentowi. De facto wsparł Sandu. Nie wiadomo, jak zachowa się ten elektorat. Nie sądze by zdecydował się masowo poprzeć Sandu. Ale nawet jeśli wyborcy Usatiego zbojkotują wybory, to będzie to grało na korzyść liderki proeuropejskiej opozycji. Niewątpliwie Dodon boi się, czuje oddech Sandu na karku i zdaje sobie sprawę z możliwej porażki. Nie należy więc wykluczać, że władze podejmą się manipulacji wyborczych, by umożliwić zwycięstwo faktycznemu liderowi socjalistów.

Cały czas istnieją obawy, że może dojść do zorganizowanego zwożenia wyborców mołdawskich z Naddniestrza, do specjalnie otwartych dla nich punktów wyborczych na terenach kontrolowanych przez Kiszyniów. Krążą plotki na temat przekupywania czy wręcz kupowania głosów mieszkańców Naddniestrza, po to, żeby zwiększyć liczbę głosów oddanych na Igora Dodona. Niewykluczone są także próby mobilizacji diaspory mołdawskiej w Rosji. Choć jest ona bardzo liczna, to w pierwszej turze właściwie nie głosowała. Na terenie Federacji Rosyjskiej swój głos oddało zaledwie nieco ponad 5,5 tysiąca Mołdawian. Tradycyjnie też można spodziewać się wykorzystywania aparatu administracyjnego, do manipulowania głosami. Przy tak wyrównanych szansach, nawet niewielkie naruszenia procedur wyborczych mogą mieć znaczenie.

Jedno jest pewne: Maia Sandu ma duże szanse na zwycięstwo, na pewno większe niż w 2016 roku. Zobaczymy jednak, jaki będzie ostateczny wynik tej rywalizacji.

Co oznacza wybór jednej z tych osób jako prezydenta Mołdawii? Jak duże kompetencje ma prezydent? Czego można byłoby spodziewać się od Dodona, regularnie podróżującego na Kreml, w razie jego wygranej? Niedawno miały miejsce perturbacje w parlamencie, więc pewnie warto przypomnieć obraz sytuacji politycznej w Mołdawii.

Kompetencje prezydenta w Mołdawii są bardzo ograniczone. To w dużej mierze stanowisko reprezentacyjne. Zwycięstwo tego lub innego kandydata ma jednak duże znaczenie dla związanych z nim ugrupowań politycznych. Prezydent może stanowić lokomotywę wyborczą dla swojego ugrupowania. I tak Igor Dodon, choć formalnie startuje jako kandydat niezależny, jest twarzą Partii Socjalistów Republiki Mołdawii. Utrzymanie fotela prezydenckiego dla tej partii ma znaczenie prestiżowe. Byłoby potwierdzeniem legitymacji dla tego ugrupowania i świetnym przyczółkiem dla przyszłych wyborów parlamentarnych.

Podobnie w przypadku Sandu. Jej zwycięstwo nie umożliwi rzecz jasna natychmiastowych zmian w mołdawskim systemie politycznym i prawnym. Poprawiłoby jednak bardzo wizerunek opozycji proeuropejskiej, zmobilizowało jej wyborców. Dałoby jej poczucie sprawczości. Takie wzmocnienie partii Sandu byłoby bardzo ważne, bo najprawdopodobniej w 2021 roku Mołdawię czekają przedterminowe wybory.

Dlaczego oczekujemy wcześniejszych wyborów?

Sytuacja w parlamencie mołdawskim jest skomplikowana. W czerwcu 2019 roku upadł system kontrolowany przez Vlada Plahotniuca, oligarchę rządzącego wcześniej Mołdawią. Opuścił on kraj. W efekcie na 5 miesięcy powołana została koalicja socjalistów oraz prozachodniego bloku ACUM, w skład którego wchodziła wówczas partia, której szefową jest Maia Sandu.

Koalicja ta upadła już w listopadzie 2019 roku. Wówczas socjaliści przy pomocy osieroconych przez Plahotniuca demokratów powołali własny rząd. Obecnie on stracił de facto większość. W efekcie, parlament jest niestabilny i nieefektywny. Z perspektywy wielu sił politycznych w Mołdawii wybory są sposobem na naprawę sytuacji i przywrócenie funkcjonalności legislatury. A Dodon i Sandu są zainteresowani tymi wyborami, ich ugrupowania mają bowiem dość wysokie poparcie.

Wybory pozwoliłyby się także pozbyć z parlamentu osób reprezentujących wcześniej Plahotniuca. Państwo potrzebuje sprawnie działającego parlamentu, zwłaszcza w obliczu pandemii, gdy trzeba podejmować zdecydowane działania.

Co oznaczają te wybory z punktu widzenia Rosji? Niedawno agencje cytowały wypowiedź szefa Służby Wywiadu Zagranicznego FR Siergieja Naryszkina. Oświadczył on, że w przypadku zwycięstwa Dodona Waszyngton może szykować kolorową rewolucję. Dlaczego Kreml tak troszczy się o Dodona? Ten ostatni często jeździ na Kreml, spotyka się z Putinem.

Dodonowi te wizyty mogą służyć budowaniu poparcia dla swej kandydatury, budowania pozycji.

Kreml widzi w tych spotkaniach także inne cele.

Tak, to prawda. Jeśli chodzi o wypowiedź Naryszkina i podobne oświadczenia innych polityków rosyjskich, to mam wrażenie, że te deklaracje mają kilka celów. 

Po pierwsze, istnieje obawa, że w razie zwycięstwa Dodona, szczególnie, jeżeli doszłoby do niego dzięki fałszerstwom czy manipulacjom, mogłoby dojść do protestów proeuropejskiej opozycji. Ich prawdopodobieństwo wzrosło wraz z spektakularnym sukcesem Sandu w I turze. Opozycja jest zmobilizowana. Czuje że ma realną szansę na sukces. Takie deklaracje Rosjan mają z jednej strony zniechęcić część Mołdawian do wzięcia udziału w ewentualnych protestach. Mają wystraszyć mołdawskich wyborców wizją ”drugiej Białorusi” szykowanej im przez Amerykanów. Po drugie chodzi o to, by móc potem zrzucać odpowiedzialnośc za ewentualne protesty właśnie na Zachód, żeby odbierać ludziom poczucie, że to faktycznie oddolna inicjatywa.

Rosjanie są zainteresowani wygraną Dodona. Nie przerazi ich jednak wygrana Sandu. Jeszcze w czerwcu 2019 roku Rosjanie popierali przecież powołanie koalicji socjalistów oraz bloku ACUM. Wspierali też powstanie rządu na którego czele stała Sandu. Kreml prawdopodobnie wychodzi z założenia, że idealistyczna, ale pozbawiona doświadczenia politycznego sił prorosyjskich opozycja da się zawsze w jakiś sposób ”rozegrać”, wciągnąć w rosyjską grę. Dowodem na to jest dla Rosjan zapewne krótki żywot koalicji socjalistów i ACUM, zakończony przejęciem władzy przez to pierwsze ugrupowanie.

Kreml wierzy, że znajdzie sposoby wpływania na sytuację Mołdawii, nawet jeśli proeuropejska opozycja wygra wybory prezydenckie.

To pewnie jednak będzie trudniejsze, niż w przypadku Dodona, który regularnie stawia się na Kremlu.

Rosjanie stawiają na Dodona, ale nie będą reagowali bardzo nerwowo w przypadku zwycięstwa Sandu.

Podkreślimy, te wybory są bardzo ważne – ale jeszcze nie przesądzą o losach Mołdawii.

Maia Sandu ma program oczywiście prozachodni?

Odpowiada się za integracją z UE, za wprowadzeniem reform wynikających z umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską i za reformą administracji, sądownictwa, które sprawiłyby, że państwo przypominałoby demokracje zachodnie, mogłoby skutecznie przeciwdziałać korupcji, oligarchizacji władzy. To cel obozu Mai Sandu.

A czy były jakieś ciekawe, nowe momenty kampanii?

Kampania przebiegała w sposób raczej tradycyjny dla mołdawskich wyborów. Dodon mówił o dobrych relacjach z Rosją oraz konieczności utrzymania geopolitycznego balansu, podkreślał swój konserwatyzm światopoglądowy, przywiązanie do prawosławia i rodziny. Sandu skupiała się w kampanii na reformach, walce z korupcją, poprawie sytuacji społecznej, gospodarczej i finansowej obywateli. Kwestie materialne to lajt motiv wyborów w będącej jednym z najbiedniejszych krajów Europy Mołdawii. Mówił  więc o tym także Dodon.

Jak wygląda obecnie prokremlowska agenda Dodona? Ostatnio znów miały miejsce jego rozmowy z Putinem. Wcześniej był na Kremlu w czerwcu, wówczas także spotykał się z Putinem… Czy przedstawia nowe pomysły?

Jego wizyty w Moskwie są dość częste. Nie ma jednak nowych deklaracji – trudno tu na coś nowego wpaść. Dodon zabiega przede wszystkim o utrzymanie  wolnego handlu między Rosją i Mołdawią oraz mieni się obrońcą mołdawskich migrantów zarobkowych przebywających w Federacji Rosyjskiej. Demonstracyjnie zabiega o ich prawa. Powtarza też, że Rosja jest bardzo ważnym aktorem, który odgrywa kluczową rolę w uregulowaniu konfliktu naddniestrzańskiego, gdy tymczasem z perspektywy ugrupowań proeuropejskich, Rosja jest główną przeszkodą naddniestrzańskiego utrudniającą rozwiązanie tej kwestii.

Nowością są oczywiście kwestie związane z pandemią koronawirusa. Dodon deklaruje m.in. że uzyskał zapewnienia, że Mołdawia jako jedna z pierwszych uzyska od Moskwy szczepionki na koronawirusa. Ciągle podnoszonym tematem są też rzecz jasna pieniądze. Od wielu miesięcy dyskutowany jest także rosyjski kredyt dla Mołdawii. Jeszcze w pierwszej połowie br. Moskwa zaoferowała Kiszyniowowi 200 mln Euro, ale warunki pożyczki były tak nieprzejrzyste i kontrowersyjne, że umowa kredytowa została zablokowana przez mołdawski Sąd Konstytucyjny.  

Na ile obecny w kampanii jest temat Naddniestrza? Czy widać zainteresowanie Rosji tą kwestią?

Temat naddniestrzański jest i pozostanie ważny dla Rosji, ale w ostatnim czasie Kreml zainteresowany był raczej innymi obszarami – widzimy chociażby aktywność Rosji w Górskim Karabachu.

Z perspektywy rosyjskiej Dodon i ugrupowanie socjalistów to gwarancja zachowania rosyjskich wpływów w Naddniestrzu i utrzymania  status quo. Choć Rosję zadowala obecny stan rzeczy to docelowo chciałaby ona zrealizować w Mołdawii scenariusz przypominający proponowany przez Kreml jeszcze w 2003 roku plan Kozaka, zakładający ponowne włączenie Naddniestrza do Mołdawii jako podmiotu federalnego.  Prorosyjskie i zinfiltrowane przez rosyjskie służby Naddniestrze uzyskałoby wówczas ogromny wpływ na politykę Kiszyniowa, i mogłoby blokować ewentualne prozachodnie dążenia rządu.

Warto się przyglądać Naddniestrzu.

Rosja traktuje Naddniestrze jako swoisty poligon. Byłoby dla niej idealnie, gdyby udało się w Mołdawii zrealizować wariant federacyjny. Kreml chętnie wskazywałby na ten model i forsował przeniesienie go na – dużo ważniejszy dla niego – grunt ukraiński. Dlatego też Kijów bacznie przygląda się polityce socjalistów wobec Naddniestrza.

Prawda jest jednak taka, że mało który mołdawski polityk chciałby na to się zgodzić. Lokalne elity zdają sobie sprawę z konsekwencji realizacji rosyjskich planów i rozumieją, że oznaczałoby to zagrożenie nie tylko dla państwa, ale dla ich własnych interesów. Gdy zaś chodzi o pieniądze, prorosyjskie poglądy nie mają większego znaczenia.

***

***

Z Kamilem Całusem z Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl 

 

 

 

Polecane

Wróć do strony głównej