Białoruski politolog: spośród sojuszników Kremla jedynie Łukaszenka zdecydowanie wspiera Putina w starciu z Zachodem
- Jeśli zastanawiać się, jaką cenę za wsparcie Rosji jest gotów zapłacić Łukaszenka, jak zrewanżuje się Putinowi za wsparcie – odpowiedź jest prosta. Odpłaci tym, czy płaci za jego wsparcie przez 26 lat swoich rządów – tym, że pozostaje wiernym sojusznikiem Rosji. Dla Rosji to ważne i gotowa jest w zamian za sam sojusz wspierać go na różne sposoby – mówi portalowi PolskieRadio24.pl niezależny białoruski politolog Waler Karbalewicz.
2021-03-15, 10:00
Powiązany Artykuł
Ekspert OSW: masowe sankcje dla winnych represji i oszustw wyborczych w Rosji i Białorusi doprowadziłyby do erozji reżimu
Niezależny politolog białoruski Waler Karbalewicz ocenił, że obecnie pozycja Aleksandra Łukaszenki wobec Kremla uległa wzmocnieniu – zdołał stłumić protesty, natomiast relacje Moskwy z Zachodem uległy pogorszeniu. Tymczasem Aleksander Łukaszenka, jak zaznaczył politolog, jako jedyny sojusznik Moskwy otwarcie wspierał Kreml w konfliktach z Zachodem.
- Pogorszyły się relacje Putina z Zachodem i potrzebuje on sojuszy w tej walce. Sojusznika znajduje wszystkim w osobie Aleksandra Łukaszenki. Wszyscy formalni sojusznicy Kremla dość ostrożnie odnoszą się do jej konfliktów z Zachodem. I jedynie Aleksander Łukaszenka ostro, konsekwentnie i usilnie wspiera Putina w tej sprawie – mówi portalowi PolskieRadio24.pl białoruski politolog Waler Karbalewicz.
Nasz rozmówca skomentował zgodę Łukaszenki na dalsze funkcjonowanie rosyjskich baz na Białorusi. O pracach nad przedłużeniem umów poinformowano tuż przed bezpośrednimi rozmowami Łukaszenki i Putina. Jak ocenił politolog, Aleksander Łukaszenka i tak przystałby na takie rozwiązanie, nie sprzeciwiałby się mu.
- Łukaszenka z pewnością zgodziłby się na przedłużenie funkcjonowania rosyjskich baz, bo rosyjscy wojskowi to najbardziej lojalni stronnicy Łukaszenki w rosyjskich władzach. To rosyjscy wojskowi lobbują najsilniej za integracją z Białorusią, ponieważ mają z tym związane swoje strategiczne interesy. Łukaszenka zatem nie będzie toczył sporów, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa. Możliwe jednak, że w zamian za pozwolenie na bazy będzie chciał uzyskać większą cenę niż poprzednio – mówił portalowi PolskieRadio24.pl białoruski politolog Waler Karbalewicz, pytany o kwestię białoruskiej zgody na przedłużenie dwóch rosyjskich baz wojskowych na terenie Białorusi, w Wilejce i Hancewiczach.
REKLAMA
W rozmowie także o powodach regulacji cen na Białorusi i o tym jakich zjawisk należy oczekiwać teraz w białoruskiej gospodarce.
Waler Karbalewicz zaznaczył, że trudno obecnie przedstawiać prognozy na temat ruchu protestów na Białorusi – ocenił jednak, że kryzys polityczny z całą pewnością się utrzymuje, choć władzom poprzez brutalne represje udało się przyciszyć głosy protestu.
***
Więcej o relacjach Białorusi i Rosji i sytuacji politycznej na Białorusi, o kontrreformach w zakresie polityki i gospodarki Białorusi – w rozmowie.
REKLAMA
***
PolskieRadio24.pl: Zacznijmy może od ostatniego spotkania Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki w cztery oczy. Założyć należy, że omawiano tam kluczowe sprawy, a nic o wynikach tych rozmów do tej pory nie przekazano opinii publicznej. Łukaszenka i Putin mieli przed rozmowami krótkie wystąpienie, jednak treść ich rozmów jest jak zazwyczaj utajniona i stąd możemy się tylko domyślać, o czym była mowa. Co myśli Pan o tajemniczych bezpośrednich rozmowach w Soczi? Czego Pana zdaniem można oczekiwać po tych rozmowach, jeśli chodzi o przyszłość relacji Polski, Białorusi?
Niezależny politolog białoruski Waler Karbalewicz: Rzeczywiście problemem jest brak dostępu do informacji w kwestii treści tych rozmów. Dlatego możemy tylko przedstawiać hipotezy.
W związku z tym mogę tylko hipotetycznie stwierdzić, że głównym tematem była kwestia, której nie wspominano w oficjalnych komunikatach. Prawdopodobnie rewidowano uzgodnienia, które Putin i Łukaszenka poczynili podczas poprzedniego spotkania w Soczi, 14 września. Trwały wówczas masowe protesty na Białorusi. Moskwa zdecydowanie wsparła osłabionego Łukaszenkę – jednak, jak donoszono, oprócz tego zaleciła mu przeprowadzenie w ciągu 1,5 roku tranzytu władzy. Można się domyślać, że Łukaszenka obecnie zrewidował te ustalenia.
Zauważmy, że mapa drogowa tranzytu władzy, którą Łukaszenka przedstawiał na początku lutego podczas VI Ogólnobiałoruskiego Zjazdu Ludowego, różniła się od tego, o czym pisano we wrześniu. Przede wszystkim chodzi o termin: kwestia tranzytu władzy została co najmniej odroczona "na później", a tak naprawdę należy mieć wątpliwości, czy w ogóle wchodzi on obecnie w grę. Łukaszenka oznajmił, że nie zamierza oddawać władzy.
REKLAMA
Wcześniej mowa była o tym, że mógłby zostać np. przewodniczącym Ogólnobiałoruskiego Zjazdu Ludowego, a na ten urząd miałyby przejść ważne kompetencje prezydenta. Taki schemat realizował w Kazachstanie Nursułtan Nazarbajew.
Niemniej jednak obecnie Łukaszenka nie potrzebuje od Rosji aż tak wielkiego wsparcia w kwestii pozostawania u władzy, jak miało to miejsce w sierpniu-wrześniu, gdy jego sytuacja była bardzo niepewna, białoruska nomeklantura spoglądała w kierunku Moskwy i czekała, jaka będzie reakcja Kremla, czy wesprze Łukaszenkę, czy nie.
Wówczas wsparcie Putina było nadzwyczaj ważne dla Łukaszenki. Teraz wzmocnił swoją pozycję na Białorusi, może pewniej rozmawiać z Władimirem Putinem, nawet jeśli temu ostatniemu to się nie podoba.
Wcześniejsze opowieści o reformie konstytucyjnej miały służyć temu, by uspokoić białoruskie społeczeństwo. A przynajmniej tak to widziano w Moskwie. Na Kremlu uważano, że sama siła nie wystarczy.
REKLAMA
Łukaszenka podczas ostatniej wizyty w Soczi wystąpił w roli zwycięzcy – oświadczył, że stłumił protesty bez żadnych ustępstw.
Do tego, trzeba zauważyć, pogorszyła się sytuacja Władimira Putina. W Rosji także ostatnio miały miejsce protesty. Stąd Łukaszenka mógł przekonywać Putina, że na Białorusi, jak i w Rosji ma miejsce kolorowa rewolucja.
Do tego pogorszyły się relacje Putina z Zachodem – potrzebuje sojuszników w tej walce. Znajduje go przede wszystkim w osobie Aleksandra Łukaszenki. Inni sojusznicy z Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB), wspólnot eurazjatyckich nie chcieliby psuć relacji z Zachodem. Wszyscy formalni sojusznicy Rosji dość ostrożnie odnoszą się do jej walk z Zachodem. I jedynie Aleksander Łukaszenka ostro, konsekwentnie i usilnie wspiera Putina w jego konfliktach z Zachodem.
W tej nowej sytuacji Putin zapewne zgodził się odwołać poprzednie ustalenia z września.
REKLAMA
A zatem relacje Putina i Łukaszenki wróciły do punktu wyjścia przed protestów sierpniowych?
Myślę, że tak. Pozycja Aleksandra Łukaszenki umocniła się znacznie wewnątrz kraju i w relacjach z Rosją.
Przed tym spotkaniem upowszechniono informacje, że trwają prace nad przedłużeniem funkcjonowania baz wojennych, bo wygasa 25-letni termin poprzednich umów. Tu pojawia się pytanie, jaką cenę, zapłaci Łukaszenka za wsparcie Moskwy - zapewne dalszym uzależnieniem od Rosji, ale w jakim wymiarze? Jak Pan postrzega tę sytuację?
Jeśli chodzi o bazy wojskowe na Białorusi – są to rosyjskie jednostki, które zajmują się m.in. rozpoznaniem, łącznością. Myślę, że kwestia przedłużenia ich funkcjonowania jest już w praktyce rozstrzygnięta. Białoruska strona zapewne chciałaby w zamian za pozwolenie na ich funkcjonowanie dostać od Moskwy nieco więcej niż w przez ostatnie 25 lat, na jakie opiewała umowa. Tu możliwe są targi.
W ostatnim czasie mowa była o 3,5 mld dolarów z linii kredytowej na budowę elektrowni atomowej. Budowa okazała się tańsza, stąd 3,5 mld dolarów niejako pozostały niewykorzystane. Mińsk chciałby otrzymać te środki, z tym że chciałby je wydać wedle swoich potrzeb.
Możliwe zatem, że kwestie baz i kredytu będą ze sobą powiązane.
REKLAMA
Tak czy inaczej, Łukaszenka z pewnością zgodziłby się na przedłużenie funkcjonowania rosyjskich baz, bo rosyjscy wojskowi to najbardziej lojalni stronnicy Łukaszenki w rosyjskich władzach. To również rosyjscy wojskowi lobbują najsilniej za integracją z Białorusią, ponieważ mają z tym związane swoje strategiczne interesy.
Łukaszenka zatem nie będzie toczył sporów, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa. Możliwe jednak, że w zamian za pozwolenie za bazy będzie chciał uzyskać większą cenę niż poprzednio.
Jeszcze przed spotkaniem w Soczi miała miejsce decyzja o przeniesieniu transportu produktów naftowych z Litwy do rosyjskiego portu, Ust-Ługi.
To nie jest korzystne dla Białorusi z ekonomicznego punktu widzenia. To gest czysto polityczny, demonstracja politycznej lojalności wobec Rosji – który przynosi uszczerbek interesom gospodarczym.
Porozumienie o przeniesieniu części transportu do portu Rosji już zostało podpisane. Nie ma jednak konkretnych kontraktów.
REKLAMA
Jak przypuszczam, tu pojawić się mogą problemy. W Rosji niby obiecują ulgi, czynią to rosyjskie porty i koleje, ale czy będą one udzielone i w jakim wymiarze? To pierwsza kwestia, która może doprowadzić do konfliktów.
Po drugie, Mińsk tylko część ładunków zamierza przenieść do rosyjskich portów – daleko nie wszystkie. Mińsk zapewne sądzi, że w tej kwestii może podjąć nowe negocjacje z Litwą i Łotwą, by otrzymać kolejne ulgi jeszcze i od tych państw. Możliwe są także tego rodzaju negocjacje i z Ukrainą, ponieważ część ładunków transportowana jest także przez porty ukraińskie.
A zatem skoro pojawił się jeszcze jeden chętny na transport białoruskich towarów, to jest okazja, by wywrzeć nacisk na dotychczasowych klientów i skłonić ich do udzielenia dodatkowych ulg.
Co można zaś powiedzieć o perspektywach integracji?
Łukaszenka mówił w Soczi o 33 mapach drogowych integracji – wcześniej podawano inną ich liczbę, 31. Kwestia integracji pozostawała w dużej mierze w zawieszeniu od 2019 roku, dlatego że Rosja stawia warunki, których Łukaszenka nie może zaakceptować. Moskwa chciała podpisać wszystkie mapy od razu, Mińsk proponował, by podpisać te mapy drogowe, na które już wyrażono zgodę, a na temat pozostałych prowadzić dyskusję.
REKLAMA
Przedmiotem dyskusji była zwłaszcza 31. mapa drogowa, która proponowała stworzenie ponadnarodowych instytucji i przejście do jednej wspólnej waluty. To nie satysfakcjonowało strony białoruskiej.
Teraz jakoby strony wracają do kwestii integracji. Myślę jednak, że sytuacja będzie taka, jak w 2019 roku. Będą prowadzone dyskusje, negocjacje, Mińsk będzie podkreślał swoją gotowość do działania. Jednak z trudnością mogę sobie wyobrazić, by podpisano pakiet makroekonomicznej integracji, unifikacji prawa gospodarczego, dlatego że Łukaszenka z pewnością nie zdecyduje się na rezygnację z własnej, białoruskiej waluty.
Nie wyrazi na to zgody nie tylko dlatego, że jest to ograniczenie jego osobistej władzy na Białorusi. Taka decyzja oznaczałaby oddanie Moskwie polityki finansowej, ekonomicznej. Łukaszenka nie przystanie na to zatem także z tego względu, że taka decyzja będzie oznaczała pogorszenie sytuacji wewnętrznej, może zaostrzyć wewnętrzny konflikt i stać się impulsem do kolejnych protestów. Obecnie naród protestowałby nie tylko przeciwko dyktaturze, ale i utracie niezależności. To byłoby bardzo niebezpieczne dla Aleksandra Łukaszenki.
Sądzę zatem, że do pełnej integracji ekonomicznej nie dojdzie.
REKLAMA
Jaką cenę zapłaci Łukaszenka za to, że Rosja podczas protestów utrzymała go u władzy?
Jeśli zastanawiać się, jaką cenę za wsparcie Rosji jest gotów zapłacić Łukaszenka, jak zrewanżuje się Putinowi za wsparcie – odpowiedź jest prosta. Odpłaci tym, czy płaci za jego wsparcie przez 26 lat swoich rządów – tym, że pozostaje sojusznikiem Rosji.
Dla Rosji to ważne i gotowa jest w zamian za sam sojusz z Łukaszenką wspierać go na różne sposoby.
Omawia się obecnie różne kwestie, na przykład mowa jest o większej roli rosyjskiego kapitału na Białorusi. Chodzi o to, by Białoruś sprzedała Rosji niektóre ważniejsze przedsiębiorstwa państwowe. Mówiąc szczerze, nie widzę i tutaj szczególnych perspektyw.
Po pierwsze, Białoruś nie ma tak wielu już przedsiębiorstw, które byłyby interesujące dla zagranicznych inwestorów i kapitału. Większość z państwowych zakładów nie jest rentownych – wyjątkiem jest tylko kilka z nich, na przykład zakłady nawozów potasowych, Biełaruśkali. Na jego sprzedaż Łukaszenka się nie zdecyduje.
REKLAMA
Rentowne są rafinerie. Obecnie jednak Rosja wprowadza tzw. manewr podatkowy, w rezultacie około 2025 roku ropa naftowa transportowana do Białorusi będzie miała realną cenę rynkową, nie dotowaną tak jak teraz. Stąd zysk z przetwarzania surowca radykalnie się zmniejszy, nie wiadomo, czy w ogóle się utrzyma. Stąd rafinerie nie są już dla Rosji tak atrakcyjnym kąskiem jak niegdyś.
Łukaszenka proponuje obecnie Rosji wspólną budowę nowego zakładu w ramach Grodna Azoty. To stara historia – wcześniej już mówił o tym z Gazpromem, rozmawiał o tym z Chinami. Niemniej jednak nikt się nie zdecydował na ten projekt. Efektywność zakładów Grodno Azoty nie jest wysoka i w bardzo dużym stopniu zależy od cen gazu. Jeśli jest ona zbyt wysoka, to produkcja może stać się nierentowna. Zatem dość sceptycznie odnoszę się do perspektyw, że rosyjski kapitał pozyska wielkie białoruskie zakłady. Być może stanie się tak w przypadku niektórych mniejszych.
Wszystkie te kwestie powiązane są z gospodarką. Jakiś czas temu pojawiła się informacja o regulacji cen m.in. na ważne produkty żywnościowe, na leki. Czy to sygnał pogorszenia się sytuacji gospodarki Białorusi?
To symptom korekt wprowadzanych w białoruskiej polityce gospodarczej. Po pierwsze, widzimy problem wzrostu cen i inflacji. Chodzi o to, że w zeszłym roku białoruski rubel uległ znaczącej dewaluacji. To pociągnęło za sobą wzrost cen.
Regulacja cen to próba, by regulować zarządzeniami administracyjnymi zależności gospodarcze. To nowa linia kontrreform. Trzeba ją rozpatrywać w kontekście ostatnich ataków na biznes – które Łukaszenka przypuszczał podczas lutowego Ogólnobiałoruskiego Zjazdu Ludowego. Wówczas Łukaszenka zapowiedział masowe natarcie na biznes. Objaśnił to tym, że w czasie masowych protestów na Białorusi biznes okazał się nielojalny wobec władz.
REKLAMA
Łukaszenka nie ukrywa nawet swoich zamiarów. Ocenia, że większość uczestników demonstracji to osoby niepracujące w państwowych przedsiębiorstwach.
A zatem od nich niezależne.
Dlatego teraz zamyka się różne firmy, które np. wsparły ideę strajku, szykuje się atak przeciwko indywidualnym przedsiębiorcom.
Rozpatrywana była nawet kwestia likwidacji Parku Wysokich Technologii. Na razie ograniczono się do tego, że podniesiono podatki. W rezultacie tego biznes prywatny wyjeżdża z Białorusi.
Zwiększyło się finansowe wsparcie dla państwowych przedsiębiorstw, które nie są rentowne.
REKLAMA
Na tym tle państwowa kontrola cen mówi o tym, że ma miejsce określona korekta polityki gospodarczej w stronę osłabienia mechanizmów rynkowych i zwiększenia kontroli administracyjnej nad gospodarką.
Oczywiste jest, że kontrola nad cenami przyniesie określone skutki. Jakie one będą? Doprowadzi do tego, że niektóre produkty w ogóle znikną z rynku, pojawia się deficyt, dlatego że proponowane ceny są zbyt niskie. Gdy rubel się dewaluuje, po to by zachować zysk, trzeba obniżać ceny. A jeśli ceny się zamraża – towar znika z rynku, przedsiębiorcy nie mają możliwości działania.
Już pojawiały się informacje, że w niektórych sklepach zaczyna brakować pewnych produktów, choć na razie nie w dużym wymiarze. Jednak taka tendencja jest widoczna.
Czego teraz można oczekiwać na Białorusi? Wciąż utrzymuje się klimat protestu, co widać w związku z licznymi małymi manifestacjami sprzeciwu. Bardzo aktywna jest także opozycja białoruska za granicą, m.in. liderka Swiatłana Cichanouska.
Trudno czynić prognozy. Obecnie widzimy, że białoruskie władze zdołały stłumić masowe protesty brutalnymi metodami. Protesty obecnie mają miejsce w formie małych akcji, partyzanckich.
REKLAMA
Władze przejęły kontrolę nad sytuacją. Mają miejsce brutalne represje, trwa masowe oczyszczanie przedpola, tzw. zaczystka. Ludzie są masowo aresztowani, skazywani na wyroki więzienia, są zwalniani z pracy, zmuszani do wyjazdu. Za granicą tworzy się znaczna polityczna emigracja Białorusi.
Pytanie, czy masowe protesty odnowią się na wiosnę, jest trudne. Nie chciałbym przedstawiać prognoz w tej kwestii, jednak zastanawiam się, czy mogą one osiągnąć taki wymiar, jak jesienią ubiegłego roku.
Władze zaczęły obecnie politykę kontrreform. Mówiliśmy już o gospodarce – to samo dzieje się w polityce. Próbuje się zamknąć nawet małe komórki społecznego, obywatelskiego życia.
Będzie miała miejsce ponowna rejestracja partii politycznych – i te ugrupowania opozycyjne, które wcześniej zdołały się zarejestrować, przestaną działać legalnie.
REKLAMA
Polityczny reżim na Białorusi staje się jeszcze brutalniejszy niż był przed początkiem jesiennych protestów i kampanii wyborczej.
W końcu tego roku lub na początku przyszłego na Białorusi powinny mieć miejsce wybory lokalne. Łukaszenka zapowiedział, że wówczas odbędzie się także referendum na temat nowej konstytucji. A każda kampania wyborcza na Białorusi jest bardzo niebezpieczna dla Łukaszenka. Społeczeństwo jest rozpolitykowane. Władze także bardzo się boją tej kampanii wyborczej. Obawiają się też gorącej wiosny – i do niej usilnie się przygotowują.
W tych warunkach trudno czynić prognozy. Widać jednak, że kryzys polityczny na Białorusi nie został rozwiązany, on wciąż się tli. Poprzez brutalne represje można doprowadzić do tego, że jego oznaki będą mniej widoczne, ograniczy się zasięg jego symptomów, ale one nie powodują, że on zniknie.
Władze Białorusi ogłosiły głosowanie nad wyborem daty Dnia Jedności Narodowej, którego ustanowienie jest zapisane w uchwale Wszechbiałoruskiego Zgromadzenia Ludowego i przewidziane w planie działań "Roku Jedności Narodowej". Głosowanie odbywa się na stronie Ogólnobiałoruskiego Zgromadzenia Ludowego. Do wyboru są dwie daty: 14 listopada lub 17 września.
Miejsce 17 września zostało opisane jako dzień, w którym „w 1939 roku rozpoczęła się kampania wyzwoleńcza Armii Czerwonej, w wyniku której nastąpiło zjednoczenie Zachodniej Białorusi i BSRR”.
14 listopada przedstawiany jest jako dzień, w którym „w 1939 roku na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Najwyższej BSRR podpisano ustawę o przyjęciu Zachodniej Białorusi do Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej”.
Czy to możliwe, że Białoruś będzie 17 września świętować dzień, w którym ZSRR przystąpił do wojny, przyłączył się do III Rzeszy, napadając na Polskę na mocy tajnych ustaleń 23 sierpnia?
To interesujący problem. Ta data dla białoruskiego społeczeństwa jest pełna sprzeczności, kontrowersyjna. Z jednej strony wówczas wschodnia i zachodnia Białoruś się zjednoczyła – to, jeśli chodzi o białoruską mentalność, sposób myślenia, ocenia się ze znakiem plus.
REKLAMA
Z drugiej strony to połączenie miało miejsce w rezultacie paktu Ribbentrop-Mołotow, co rodzi poważne kontrowersje, konfliktujące ze sobą oceny. W Rosji i w ZSRR ten dzień oceniano pozytywnie, a w latach 90. za czasów pierestrojki negatywnie.
Data ta jest, zauważmy, przedmiotem starcia ideologicznego między Rosją a Zachodem.
Białoruskie władze w ostatnich latach odnosiły się do tej daty w zależności od geopolitycznej koniunktury. Gdy w okolicach lat 2000. Białoruś była w ostrym konflikcie z Zachodem, organizowano różne upamiętnienia tego dnia jako dnia „zjednoczenia”. Potem zaś, gdy miała miejsce próba normalizacji relacji z Zachodem, o tej dacie jakby zapomniano i nie kładziono na nią akcentu.
A teraz, gdy znów zaostrzył się konflikt Białorusi z Zachodem i Polską, gdy władze białoruskie głośno głoszą, że na Białorusi nie było żadnych protestów, tylko zamieszki organizowane przez Zachód, w tym Polskę i Litwę, że Polska chciała zacząć wojnę z Białorusią i przechwycić Kresy, znowu powrócono do kwestii 17 września.
REKLAMA
17 września ma być znów wysunięty na pierwszy plan, by stworzyć wówczas święto jedności narodowej. Taki plan ma jawnie antypolskie i szerzej antyzachodnie ostrze.
Dwie proponowane daty, 17 września i 14 listopada, pozwalają na pewne niuanse. 17 września to początek kolejnego rozbioru Polski, II wojny światowej, akt agresji ZSRR przeciwko Polsce.
14 listopada to data o spokojniejszym wydźwięku – jakoby akt dokonania sprawiedliwości i połączenia dwóch części narodu.
Pytanie zatem, jaką decyzję podejmie Łukaszenka.
REKLAMA
To byłaby taka pochwała sowieckich czasów, wsparcie sowieckiej tradycji.
Chodzi o to, że Białoruś stała się republiką za ZSRR. Białoruskie władze wykorzystywali te kwestie – by twierdzić, że nie można krytykować sowieckiej przeszłości, historii w ZSRR, dlatego właśnie dzięki niemu Białoruś otrzymała swoją państwowość.
Na tym starają się skupiać uwagę oficjalni propagandyści Białorusi – prezentują tę sowiecką narrację.
To też tłumaczy, dlaczego ta sowiecka narracja nadal żyje w społeczeństwie – widać to po nazwach ulic w miastach i innych nawiązaniach do sowieckiej przeszłości.
***
REKLAMA
Bardzo dziękuję za rozmowę.
***
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA