Obwód lwowski ma obchodzić rok UPA. Analityk PISM: takich decyzji raczej nie będzie na poziomie centralnym

2021-10-11, 18:10

Obwód lwowski ma obchodzić rok UPA. Analityk PISM: takich decyzji raczej nie będzie na poziomie centralnym
Pomnik Bandery na placu Kropiwnickiego we Lwowie (odsłonięty w 2007 r.). Foto: FORUM/Andrzej Sidor

- Bardzo często na Ukrainie możemy spotkać się z zaskoczeniem, że w Polsce postrzegamy UPA i Stepana Banderę negatywnie, jako odpowiedzialnych za ludobójstwo na Wołyniu. W ukraińskim społeczeństwie wciąż brak wiedzy o rzezi wołyńskiej, a UPA postrzegana jest przeważnie pozytywnie, jako symbol walki z Sowietami – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Maciej Zaniewicz (PISM), komentując uchwałę dotyczącą roku UPA w obwodzie lwowskim. Zaznacza, że można spodziewać się kolejnych tego rodzaju decyzji na zachodzie Ukrainy.

Powiązany Artykuł

pap wołyń 1200.jpg
Zbrodnia wołyńska. "Oczyszczenie pamięci historycznej, by razem budować przyszłość"

Analityk PISM Marcin Zaniewicz zauważa, że paradoksalnie upamiętnienie UPA nie ma w intencji Ukraińców wymowy antypolskiej, bo na Ukrainie brakuje świadomości tego, co działo się w czasie rzezi wołyńskiej, a UPA kojarzy się z walką z Sowietami. Taką wizję Ukraińskiej Armii Powstańczej wprowadziło poprzednie kierownictwo ukraińskiego IPN pod kierunkiem Wołodymyra Wiatrowycza.

Upamiętnianie Ukraińskiej Armii Powstańczej, obojętnie z jakich pobudek, budzi jednak sprzeciw nie tylko Polski, ale również Izraela– zaznacza ekspert.

Jak zaznacza analityk, paradoksalnie obwody zachodnie, gdzie kult UPA jest najsilniejszy, są jednocześnie najbardziej propolsko i proeuropejsko nastawionymi regionami Ukrainy.

Ekspert ocenia, że nie podejmuje się wystarczających działań, które mogłyby zmienić świadomość społeczną na Ukrainie w kwestii rzezi wołyńskiej, co w przyszłości zwiastuje kolejne zgrzyty na linii Warszawa-Kijów.

Czytaj także:

Decyzja lwowskiej rady obwodowej

Rada obwodu lwowskiego 7 października uchwaliła decyzję, na mocy której rok 2022 będzie w tym regionie rokiem Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA). Lwowska rada zaapelowała także do Werchownej Rady, parlamentu Ukrainy, o podjęcie takich działań upamiętniających UPA na poziomie centralnym.

Media ukraińskie przypominają, że lwowscy deputowani wnioskowali w marcu do ministerstwa sportu o nadanie miejscowemu stadionowi imienia Stepana Bandery, jednak rząd ukraiński milczy w tej sprawie, zapewne nie akceptując tego rodzaju pomysłu.

Można niestety spodziewać się kolejnych tego rodzaju decyzji na Zachodzie kraju

Ekspert PISM Maciej Zaniewicz zauważa, że na zachodzie Ukrainy można niestety spodziewać się kolejnych decyzji takich  jak we Lwowie, dotyczących nieakceptowanych dla Polski czy Izraela upamiętnień. Analityk zaznacza jednak, że najpewniej tego rodzaju nieakceptowanych przez Polskę uroczystości nie będzie podejmował rząd na poziomie centralnym. Analityk dodaje, że obwody Ukrainy często nie oglądają się na stanowisko Kijowa oraz międzynarodowe reperkusje swoich działań, a rząd centralny ma ograniczony wpływ na decyzje dotyczące upamiętnień w obwodach.

Maciej Zaniewicz zwrócił uwagę na to, że społeczeństwu ukraińskiemu brakuje wiedzy na temat rzezi wołyńskiej, a UPA kojarzone jest przeważnie pozytywnie z walką z ZSRR. Jak dodał ekspert, paradoksem jest, że obszary, na których UPA cieszy się największą popularnością, to także regiony nastawione najbardziej propolsko i proeuropejsko.

Więcej w rozmowie.


Siedziba lwowskiej rady obwodowej. Fot. Shutterstock / Diego Grandi Siedziba lwowskiej rady obwodowej. Fot. Shutterstock / Diego Grandi

***

PolskieRadio24.pl: Kilka dni temu, 7 października br., rada obwodu lwowskiego podjęła uchwałę, w której ogłosiła rok 2022 rokiem Ukraińskiej Armii Powstańczej w tym regionie. Skąd taka uchwała rady obwodowej Lwowa? Czy jest ona wiążąca?

Maciej Zaniewicz (PISM): Decyzja ta nie jest dużym zaskoczeniem. Pozytywny wizerunek Ukraińskiej Powstańczej Armii oraz Stepana Bandery na zachodzie Ukrainy to nic nowego, a po 2014 roku ta tendencja się pogłębia.

Przed wybuchem konfliktu z Rosją większość Ukraińców odnosiła się negatywnie do UPA i Bandery, inaczej było tylko na zachodzie kraju. Jednak rosyjska agresja spowodowała zmianę tego nastawienia. UPA i Bandera są przy tym kojarzeni przede wszystkim z oporem antysowieckim.

Jeśli porozmawiać z przeciętnym Ukraińcem, ale i większością przedstawicieli elit, dziennikarzami, działaczami społecznymi, to wiążą oni UPA właśnie z walką o niepodległość Ukrainy przeciwko Sowietom.

Co paradoksalne, bardzo często na Ukrainie możemy spotkać się z olbrzymim zaskoczeniem, że w Polsce postrzegamy UPA i Stepana Banderę, negatywnie, jako odpowiedzialnych za ludobójstwo. Na Ukrainie często brak wiedzy o rzezi wołyńskiej.

A obchody rocznicy powstania UPA, która przypada niebawem, bo 14 października, to święto narodowe. Petro Poroszenko za swojej prezydentury ustanowił wtedy Dzień Obrońcy Ukrainy. Święto jest obchodzone co roku w kontekście walki z rosyjską agresją.

Decyzja rady obwodowej Ukrainy ws. UPA wpisuje się w ten schemat. Do tego w 2022 roku mamy do czynienia z 80. rocznicą powstania tej organizacji.

Czytaj także:

Czy ta uchwała rady obwodowej Lwowa będzie wykonana?

Uchwała rady obwodowej to odpowiednik aktu sejmiku wojewódzkiego. Teraz wojewódzki organ wykonawczy aparatu państwowego będzie miał za zadanie przygotowawczy konkretny plan obchodów. Przewidywałbym, że proponowane obchody się odbędą

Obchody te będą mieć miejsce tylko w obwodzie lwowskim, czy możliwe jest, że także na poziomie centralnym?

Rada obwodowa zwróciła się do Werchownej Rady o rozpatrzenie analogicznego wniosku na poziomie krajowym.

W tej konkretnej sytuacji mówimy o obchodach na obszarze obwodu lwowskiego. Bardzo możliwe, że podobne uchwały zostaną podjęte także w innych obwodach, zwłaszcza na zachodzie kraju.

Nie jestem jednak przekonany, czy taka decyzja mogłaby być podjęta na poziomie centralnym. Obecna ekipa rządząca niechętnie podejmuje tematy historyczne. Do tego władza centralna zdaje sobie sprawę, że to temat problematyczny w relacjach z Polską i Izraelem, pamiętamy przecież reakcje obu państw, gdy stadion w Tarnopolu został nazwany z inicjatywy miejscowych władz imieniem Romana Szuchewycza. Wówczas protesty wystosowały ambasady Polski i Izraela.

Władze centralne zdają sobie sprawę z tych problemów. Trzeba jednak brać pod uwagę, że regiony mają swoją logikę działania i nie zawsze biorą pod uwagę stanowisko Kijowa.

Zatem na poziomie regionów czy miast takie decyzje prawdopodobnie będą zapadały, na poziomie centralnym raczej nie.

Trzeba dodać, że Ukraina jest wciąż podzielona, jeśli chodzi o stosunek do UPA. Nie jest tak, że cała Ukraina uznaje ją za bohaterskie ugrupowania, wedle obecnych badań 1/3 Ukraińców ma negatywny stosunek do uznania UPA za bojowników o wolność.

Poparcie dla uznania UPA za bojowników o wolność Ukrainy jest najwyższe na zachodzie Ukrainy, to 80 procent, a najniższe na wschodzie i południu - około 20 procent. Około 31 procent Ukraińców uznaje Banderę za bohatera, a 31 procent postrzega go negatywnie. Podejmowanie decyzji ws. UPA na szczeblu centralnym było jednym z czynników, które zraziły elektorat centralnej, południowej i wschodniej Ukrainy do Petra Poroszenki.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie będzie podejmował działań upamiętniających tę formację, tym bardziej, że ma on nieco inny elektorat niż Poroszenko. Do tego obecna ekipa rządząca jest mało zainteresowana kwestiami historycznymi.

Czytaj także:

Jeśli chodzi o brak wiedzy o rzezi wołyńskiej, czy to dotyczy dużej części Ukrainy? Z doświadczenia wiem, że podczas rozmów ze zwykłymi Ukraińcami można usłyszeć na przykład, że Ukraińcy nie dokonali rzezi wołyńskiej, ale że to Moskwa szerzy tego rodzaju "dezinformację".

W rezultacie konfliktu z Rosją potrzebny był mit narodowy, który odwoływałby się do heroicznej walki z rosyjską agresją.

UPA faktycznie walczyło z Sowietami, czasem wdawało się w potyczki z Niemcami, ale i kolaborowało z nimi, odpowiadało też za rzeź wołyńską. Te ostatnie fakty są już mniej znane Ukraińcom.

Gdy budowano mit obrońców ojczyzny, te wątki pomijano. W rozmowach z Ukraińcami można rzeczywiście spotkać się ze stwierdzeniem, że podkreślanie antypolskości UPA to element rosyjskiej propagandy, która chce skłócić Polaków i Ukraińców.

Można usłyszeć, że "nic takiego nie miało w rzeczywistości miejsca".

Istnieje pewien paradoks, z którego często nie zdajemy sobie sprawy: najbardziej pozytywne nastawienie wobec UPA, Bandery, czy Szuchewycza, jest wśród tych osób, które nastawione są najbardziej proeuropejsko i propolsko.

UPA najbardziej wiąże się z zachodem Ukrainy. Dla mieszkańców centralnej czy wschodniej Ukrainy UPA  - to nie jest ich historia, nie ma pamięci rodzinnej. Tam chętniej upamiętnia się bohaterów, którzy zginęli na Majdanie lub w konflikcie rosyjsko-ukraińskim.

Z tego można niestety wnioskować, że wschodu, południa i centrum Ukrainy nie interesuje ten problem, władze centralne nie zajmują się nim także, władze zachodnich regionów zaś postępują wedle tego, co przyjmują jako prawdę one i mieszkający na tym obszarze obywatele. To niedobra perspektywa.

Ktoś jednak powinien szerzyć wiedzę o rzezi wołyńskiej. W innym przypadku to może doprowadzić do groźnych skutków. Polska nie może przecież akceptować tego, że rzeź wołyńska nie istnieje w świadomości osób, które upamiętniają UPA.

Władze obwodu lwowskiego wybierają mieszkańcy terenów najbardziej pozytywnie nastawionych do UPA i jednocześnie najbardziej przyjaznych Polsce. To wspomniany paradoks.

Jeśli pojawia się tego rodzaju wniosek, deputowani we Lwowie za nim głosują. Nie zastanawiają się nad stanowiskiem Polski, po pierwsze dlatego, że relacjami z Warszawą zajmuje się władza centralna, po drugie dlatego, że często nie mają wiedzy na temat rzezi wołyńskiej.

Podczas głosowania niemal wszyscy byli "za" - wstrzymała się tylko jedna osoba, nikt nie był przeciw. Ta sprawa łączy różne frakcje polityczne w regionie lwowskim. Jeśli chodzi o intencje, nie można jednak tego interpretować jako aktu o wymowie świadomie antypolskiej czy przejawu antypolskości.

Jednocześnie takie stanowisko nie może być przez Polskę akceptowane. Z perspektywy relacji dwustronnych tego rodzaju uchwały są bardzo nieodpowiedzialne.

Brak wiedzy o rzezi wołyńskiej to luka, która musi być wypełniona, jeśli są tutaj braki.

Tę wiedzę mają osoby zajmujące się historią. Są oczywiście i osoby negujące te wydarzenia. Jednocześnie, jeśli chodzi o przeciętnych Ukraińców, ta wiedza jest ograniczona.

Masowe zainteresowanie historią UPA to dość świeża tendencja, nasiliła się ona po wybuchu wojny z Rosją. Ten kult ma charakter antyrosyjski – ale cierpieć muszą na nim relacje Ukrainy z Polską. Stanowisko Polski w tej sprawie jest i będzie jednoznaczne. Konflikt może narastać.

Tę tendencję utrwala niedawna decentralizacja  - obecnie regiony dysponują większymi kompetencjami. Tego rodzaju sytuacji w poszczególnych miastach, stawiania kontrowersyjnych pomników, zmiany nazw ulic, może niestety być więcej.

Wydaje się, że jednym wyjściem jest zmiana świadomości społeczeństwa, także zachodniej Ukrainy. Wiąże się to z edukowaniem na temat rzezi wołyńskiej, prowadzeniem również na Ukrainie odpowiednich badań, tak by potem ta wiedza historyczna mogła być popularyzowana.

Takie zapotrzebowanie występuje także wśród ukraińskich elit, które w zdecydowanej większości mają pozytywny stosunek do Polski. Często zdają sobie sprawę z nieporozumień. Chcą rozwiązań ten problem. Jest to jednak sprawa trudna dla obu krajów.

Wygląda na to, że potrzeba dość poważnych wysiłków. Konieczne jest przyjęcie do świadomości tego, co miało miejsce w historii Wołynia.

Trzeba jednak wiedzieć, że zainteresowanie historią na Ukrainie nie jest tak duże, jak w Polsce, choć wydaje nam się inaczej.

Ukraina nie patrzy na Polskę przez pryzmat historii. Ośrodek analityczny Ukraińska Pryzma zrobił badania, wedle których w perspektywie Ukraińców skojarzenia związane z historią w odniesieniu do Polski są na ostatnim miejscu. W przypadku Polski jest inaczej – to miejsce dość wysokie, piąte.

Ukraińcy skupiają się na bieżących sprawach, kwestiach zarobkowych, bardzo dobrych relacjach polsko-ukraińskich, co wiąże się ze wsparciem Warszawy dla Kijowa w kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Polska jest uważana za jedno z najbardziej przyjaznych Ukrainie państw. Prezydent Andrzej Duda jest w czołówce liderów, odbieranych pozytywnie na Ukrainie, w jednym rzędzie z Angelą Merkel. A historia jest dla Ukraińców na marginesie.

Czytaj także:

Nie ma ona dla nich dużej wagi.

Na poziomie eksperckim czasem można spotkać się z opinią, by nie rozmawiać o tematach historycznych, ale by skupić się na bieżących problemach. Z perspektywy Polski wygląda to oczywiście inaczej.

Jednocześnie pozytywny obraz Polski obserwujemy na całej Ukrainie, a najbardziej pozytywny - na Zachodzie. Niestety tam również jest najbardziej pozytywny stosunek do Ukrainy i UPA.  To paradoks, z którego często nie zdajemy sobie sprawy. Stąd tam często pojawia się teza, że "spór historyczny" jest prowokacją, próbą skłócenia obu narodów przez Ukrainę.

Warto wspomnieć przy tym, że po zmianie na stanowisku prezydenta nastąpiła zmiana także w tym kontekście. Za poprzedniej prezydentury często mieliśmy do czynienia z gestami, które mogły być odbierane w Polsce negatywnie. Za Zełenskiego Kijów nie jest skoncentrowany na tematyce historycznej. Trudno czasem zaś winić rząd w Kijowie za decyzje władz obwodowych.

Ważne jest i to, że ukraińskim IPN-em nie kieruje już Wołodymyr Wiatrowycz, który był inicjatorem "nowej polityki historycznej" i ją prowadził, odpowiadał za nadanie jej takiego a nie innego kierunku. Obecnie gesty upamiętniające UPA etc. mają charakter oddolny.

Brak zainteresowania kwestiami historii ma jednak dwa aspekty. Z jednej strony to niekontynuowanie kursu Wiatrowycza, z drugiej brakuje zmiany wiedzy i świadomości historii UPA. Brakuje być może pomysłów, jak to należałoby zrobić.

Być może liczy się na to, że ta wiedza dotrze do społeczeństwa z czasem, jednak musi ona płynąć od autorytetów, przeciętne osoby na ogół nie będą przecież prowadzić badań historycznych.

Wydaje się, że wiele środowisk uznaje, że dopóki trwa konflikt z Rosją nie należy dekonstruować mitu o wydźwięku antyrosyjskim. Nie pochwalam takiego stanowiska, myślę jednak, że odgrywa ono ważną rolę.

Do tego ta kwestia jest tematem natury politycznej i w Polsce, i na Ukrainie, co także utrudnia znalezienie wyjścia z sytuacji.

***

Z Maciejem Zaniewiczem z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej