To zakończyło krwawą wojnę w Irlandii Północnej. Mija ćwierć wieku od Porozumienia Wielkopiątkowego

2023-04-10, 16:35

To zakończyło krwawą wojnę w Irlandii Północnej. Mija ćwierć wieku od Porozumienia Wielkopiątkowego
Doroczny marsz w Londonderry (Irlandia Północna) upamiętniający "Krwawą Niedzielę" 30.01.1972 r. PAP/CAF-EPA PHOTO/PA. Foto: John Giles

Mija ćwierć wieku od podpisania Porozumienia Wielkopiątkowego, które zatrzymało spiralę przemocy, jaka przez dekady rozrywała Irlandię Północną. Krwawe zamachy przeprowadzali republikanie - zwolennicy jedności Irlandii, ale też ugrupowania lojalistyczne, pragnące zachowanie więzów z koroną.

"Troubles" - kłopoty. Takim mianem określano konflikt domowy. „Belfast był wtedy bardzo ponurym miejscem” - wspomina profesor Liam Kennedy, który przeprowadził się do miasta z Republiki Irlandii, gdy "Kłopoty" się zaczynały.

- Centrum otoczone stalowym kordonem. Wchodząc do każdego większego sklepu byłeś przeszukiwany przez kontrolę. Gdy teraz o tym myślę - to wszystko było dziwaczne. Ale tak to wyglądało - wspomina rozmówca Polskiego Radia. - Po 1945 roku, przed wojną na Bałkanach i rzecz jasna rosyjską inwazją na Ukrainę to był najbardziej brutalny konflikt w środkowej i zachodniej Europie - dodaje.

- Nie ma wątpliwości: mamy tu do czynienia z różnym spojrzeniem na historię, różnymi tradycjami i praktykami kulturowymi. To coś, co może wydać się znajome ludziom z Europy środkowej i wschodniej - podkreśla historyk. - Podstawa konfliktu nie była religijna. Nikt tu nie odgrywał na nowo XVII-wiecznego, reformacyjnego konfliktu między protestantami i katolikami. Ale religia była w Irlandii Północnej istotnym wyznacznikiem tożsamości. To uproszczenie, ale niewielkie: większość katolików to republikanie, większość protestantów to unioniści, którzy chcą zachowania unii z Brytanią - dodaje.

Zginęło ponad 3,5 tysiąca ludzi

Podczas Troubles zginęło ponad trzy i pół tysiąca ludzi. Około pięćdziesięciu tysięcy zostało rannych, czasem okaleczonych do końca życia. Spirala przemocy wydawała się nie do powstrzymania. Krwawa Niedziela z 1972 roku, gdy brytyjscy żołnierze otwierają ogień do republikańskich demonstrantów w Derry/Londonderry, zabijając czternaścioro ludzi. W zamachach IRA na puby w Birmingham w 1974 roku ginie 21 osób, w tym dzieci. Tego samego roku w Dublinie, na Parnell Street, Talbot Street i South Leinster Street lojaliści pozbawiają życia 26 osób. IRA zabija osiemnastu żołnierzy w County Down w 1979 roku. "Rzeźnicy z Shankill" polują na przypadkowo wybranych katolików i podrzynają im gardła. IRA porywa i brutalnie morduje matkę dziesięciorga dzieci. Jej ciało zostanie odnaleziono dopiero po trzydziestu latach. Probrytyjscy lojaliści urządzają zamach na popularny w republice zespół Miami Showband. Składał się zarówno z katolików, jak i protestantów. IRA zabija też kuzyna królowej Elżbiety II, lorda Mountbattena, przeprowadza zamach na uczestników konferencji Partii Konserwatywnej w Brighton. Premier Thatcher o włos unika śmierci.

 - W punkcie szczytowym Kłopotów wychodząc rano z domu ludzie naprawdę nie byli pewni, czy wrócą do niego wieczorem. To dotyczyło nawet dzieci - wspomina w rozmowie z Polskim Radiem Eileen Bell.

Czytaj także:

Rokowania nad porozumieniem, które miało z tym skończyć, trwały dwa lata. - Wiele razy negocjowałeś przez całą noc. Myślałeś: może jednak się uda. Zaraz potem przychodził reprezentant któreś ze stron i mówił: "nie, musimy rozmawiać dalej". Coś takiego zdarzyło się wiele razy. Nawet w czwartek, na jeden dzień przed podpisaniem umowy nie wiedzieliśmy, czy zgodzą się wszystkie strony” - opowiada Eileen Bell brytyjskiemu korespondentowi Polskiego Radia.

Wszystko to przypominało dyplomatyczne, trójwymiarowe szachy. Przez większą część czasu lojaliści, chcący, by rejon pozostał przy koronie, nie rozmawiali bezpośrednio z republikanami, marzącymi o jedności Irlandii. Emocji było zbyt wiele. Trzeba było użyć pośredników. W rozmowy zaangażowani byli szefowie rządów Królestwa i republiki Irlandii - krajów, których stosunki również bywały napięte ze względu na kolonialną przeszłość. Unioniści byli podzieleni, a rządząca dziś Irlandią Północną DUP kategorycznie sprzeciwiała się porozumieniu. Wielką rolę odegrał George Mitchell, wysłannik prezydenta USA, który najpierw musiał jednak przekonać lojalistów, że jest bezstronny. Tradycyjnie bowiem Amerykanie postrzegani byli jako bliżsi republikanom.

W końcu się udaje. Dziesięć stron, w tym Sinn Fein, Ulster Unionist Party oraz rządy w Londynie i Dublinie składają podpisy. Umowa - wbrew pragnieniom republikanów- podkreśla, że rejon jest częścią Królestwa. Ale wyznacza też polityczną ścieżkę do ewentualnego zjednoczenia Irlandii. Tworzy regionalny rząd i parlament. Ustala zasady współpracy między północą i południem, a także wspólny irlandzko-brytyjski mechanizm konsultacyjny. Wreszcie - doprowadza do wyrzeczenia się przemocy po obu stronach. Ugrupowania paramilitarne oddadzą broń.

"Nie można być zakładnikiem przeszłości"

- Obie strony dochodzą do wniosku, że nie można nadal być zakładnikiem przeszłości. Jeśli nie chcemy jej powtarzać w nieskończoność, musimy ją odłożyć na bok - mówi Eammon O'Kane,autor autor książki "Proces pokojowy w Irlandii Północnej".

Historyczny moment nie był jednak końcem. Zwolennicy Porozumienia Wielkopiątkowego musieli jeszcze wygrać referendum po obu stronach granicy. - Kluczowe pytanie, na które obie społeczności musiały odpowiedzieć brzmi tak: czy całe to cierpienie, jakiego zaznaliśmy, usprawiedliwia podpisanie porozumienia? Przekonanie do tego ludzi po obu stronach nie było wcale łatwe. Nie powinniśmy tego lekceważyć. To było wielkie osiągnięcie - ocenia Eamonn O'Kane w rozmowie z Polskim Radiem. W maju 1998 "yes" wygrało zdecydowanie zarówno na południu, jak i na północy. W Irlandii Północnej zwolenników umowy było ponad 71%. W republice - 94%.

Efekty? Dla wielu niemożliwe do wyobrażenia jeszcze na rok przed podpisaniem porozumienia. Sinn Fein, do niedawna polityczne ramię terrorystycznej IRA współrządziło regionem. Radykalny, unionistyczny pastor Ian Paisley, w przeszłości używający wobec Katolików języka nienawiści i nawołujący do przemocy, stanął ramię w ramię z byłym komendantem IRA, Martinem McGuinnessem - człowiekiem z krwią na rękach. Nawiążą doskonałe relacje. Media przezwą ich "chichoczącymi braciszkami".

Dziś regionalna administracja jest sparaliżowana. Unioniści nie są zadowoleni z kształtu umowy brexitowej, która - ich zdaniem - oddziela region od reszty Królestwa. Niepokoi ich, że szefową rządu po raz pierwszy miałaby być polityk Sinn Feinn. Republikańscy dysydenci przypominają o sobie od czasu do czasu zamachami. Wielu unionistów ma poczucie, że na traktacie więcej zyskała druga strona. Krytycy zwracają uwagę, że regionalna polityka - wymuszająca współrządzenie obu obozów - jest nieefektywna i często grzęźnie w sporach. Inni przekonują, że w ćwierć wieku po porozumieniu system podziału władzy między lojalistów i republikanów jest przestarzały, bo od tego czasu wytworzyła się trzecia, duża grupa: ludzi nieidentyfikujących się z żadną grupą.

A jednak Irlandia Północna jest zupełnie innym miejscem. Codzienny strach wyparował. - Wiedzieliśmy, że umowa nie jest idealna. Że zostało jeszcze wiele rzeczy do ustalenia. Ale to porozumienie osiągnęło jedną rzecz: uratowało tysiące ludzkich istnień. Bomby przestały wybuchać. Skończyła się poranna niepewność, czy wrócisz wieczorem do domu - podkreśla Eileen Bell.

IAR/bartos

Polecane

Wróć do strony głównej