Fabryki śmierci w Rosji. Pułkownik: one są niezniszczalne
Nie tylko Ukraina, ale i Zachód, pilnie potrzebują tarczy antydronowej. Fabryki dronów Rosji są rozproszone, nie da się zniszczyć tego przemysłu. Patrioty zebrane z całego świata nie wystarczą na kilka takich ataków. A dotychczasowe "partyzanckie" metody walki z dronami wyczerpały się po zmianie taktyki Moskwy. - Przed całą ludzkością stoi wyzwanie, by znaleźć na to odpowiedź. Jest to śmiertelne zagrożenie także dla innych państw - mówi portalowi PolskieRadio24pl płk Serhij Hrabski. Dodaje, że konieczna jest także produkcja min, by powstrzymać Rosję od "mięsnych ataków" piechoty.
2025-07-12, 08:00
- Rosja przeciąża systemy obrony powietrznej. Na miasta Ukrainy lecą setki dronów. Moskwa zmieniła taktykę - teraz Shahedy lecą na wysokości 4 km, nurkują tuż nad celem. Strzelcy nie mogą ich dostrzec tak wysoko. Dlatego ataki dronów wymagają odpowiedzi ze strony całego cywilizowanego świata, trzeba wymyślić tarcze antydronowe - apeluje ukraiński pułkownik
- Drogie rakiety niestety nie pomogą na ataki setek tanich dronów. Owszem, trzeba produkować ich więcej, ale światowe zasoby rakiet Patriot nie wystarczyłyby nawet na kilka nalotów dronów Rosji. Na to zagrożenie - potrzebne jest inne rozwiązanie - wskazuje wojskowy
Wyspecjalizowana taktyka. Drony nurkują z 4 kilometrów
- Rosja stosuje nowe, wyspecjalizowane taktyki podczas uderzeń na miasta w Ukrainie. Wysyła tak dużą liczbę dronów - setki - że dochodzi do przeciążenia systemów obrony powietrznej - mówi portalowi PolskieRadio24.pl ukraiński pułkownik rezerwy Serhij Hrabski, odnosząc się do ostatnich ataków Moskwy. Kreml wystrzeliwał w ostatnich dniach setki dronów w zmasowanych atakach na cele cywilne.
- To wszystko działo się wokół mnie. Fala ataków za falą ataków, nadchodzą z różnych kierunków, czasu między uderzeniami jest bardzo mało. Używane są różne rodzaje broni, wystrzeliwane w różnych kierunkach i na różnych wysokościach - relacjonuje wojskowy, który był świadkiem wielu takich nalotów.
Dodaje, że sytuacja jest coraz trudniejsza, bo w czerwcu Rosja użyła co najmniej 4600 dronów. Dokładne statystyki pojawią się później, ale już teraz można powiedzieć, że coś takiego nigdy wcześniej się nie zdarzyło.
Jak wcześniej Ukraina radziła sobie z dronami?
Do niedawna rosyjskie drony latały na niższych wysokościach.
- Wcześniej udawało nam się zestrzelić drony na różnych odcinkach ich lotu. Po starcie (w Rosji czy na Krymie) leciały do nas przez trzysta-czterysta kilometrów, a my na tym odcinku mogliśmy je gdzieś zobaczyć i zestrzelić. Bardzo dobrze funkcjonowały u nas systemy ostrzegawcze, które pozwalały meldować na kolejnych posterunkach, gdzie znajdują się drony, aby można było je tam przechwycić. Co więcej, nasi specjaliści - strzelcy z mobilnych grup - nauczyli się zużywać do likwidacji drona około 60 sztuk amunicji, 60 nabojów kalibru 7,62 mm. Doprowadziliśmy skuteczność eliminowania dronów do poziomu 96 procent! - wskazuje pułkownik.
Później Kreml zaczął zmieniać taktykę.
- Wróg zaczął używać ulepszonych, szybszych modeli dronów. Rosja zaczęła je stosować masowo. Zaczęto też wystrzeliwać je na taką wysokość, która uniemożliwia ich przechwycenie przed wejściem w strefę ataku. Moskwa zmieniła również trajektorię balistyczną. Dron teraz tak naprawdę spada na ciebie. Oznacza to, że patrzysz w górę i widzisz lecącą na ciebie czarną kropkę. Jaki poziom umiejętności musisz mieć, aby trafić w czarną kropkę na czarnym niebie w środku nocy? W rzeczywistości jest to niemożliwe - zauważa.
Pułkownik pyta, czy w ogóle ktoś jest w stanie zobaczyć lub choćby usłyszeć drona na wysokości czterech kilometrów - i to w ciemności. Do tego dochodzi jego niewielki rozmiar, przez co radary nie zawsze go wykrywają. Nie można też celować w punkt startu - od momentu wystrzelenia do uderzenia mijają dwie godziny, a operatorzy już dawno opuścili miejsce startu.
Przerwa w dostawach broni USA na Ukrainę?
Pułkownik podkreśla, że doniesienia o przerwaniu dostaw broni z USA na Ukrainę nie zostały potwierdzone. Zauważa jednak, że taka broń niestety nie pomaga w walce z dronami. Doniesienia medialne o przerwaniu dostaw pojawiały się w zeszłym tygodniu.
Wojskowy tłumaczy, że niezwykle drogie rakiety Patriot nie są odpowiedzią na ataki setek dronów. Tych rakiet, nawet jeśli zebrać je z całego świata, jest zresztą zbyt mało, by wysyłać je przeciwko tanim bezzałogowcom - dlatego konieczne jest opracowanie alternatywnej odpowiedzi na rosyjskie masowe ataki dronów. Dodaje, że w skali globu, w zależności od podtypu, produkuje się zaledwie do 650-900 rakiet Patriot rocznie. Choćby dlatego Europa musi zaangażować się w ich wytwarzanie. Równolegle trzeba jednak szukać innych sposobów obrony - bo rakiety Patriot to za mało, by bronić się przed nalotami.
- To jest wyzwanie dla całego cywilizowanego świata - podkreśla pułkownik Hrabski. Dlaczego? Bo setki rosyjskich dronów mogą niszczyć nie tylko miasta Ukrainy, lecz także inne miejsca na świecie. A Kreml może mieć naśladowców.
- Ukraina obecnie usilnie pracuje nad nową tarczą - obroną antydronową - ale to również obszar, w którym musi współpracować cała wspólnota międzynarodowa, która życzy światu pokoju - apeluje pułkownik.
Podkreśla, że żadna dostępna obecnie broń nie jest skuteczną odpowiedzią na ataki setek dronów.
- Wyobraźmy sobie, że wystrzeliliśmy pięćset pocisków Patriot w jednym ataku. Potem w drugim… Nie ma ich tyle na świecie. Nawet gdyby cały świat przekazał nam te pociski, nie wystarczyłyby one nawet na jeden zmasowany atak - tłumaczy Hrabski. Uściśla też, że średnio potrzeba około dwóch pocisków, aby zniszczyć jeden cel powietrzny.
Dlatego potrzebne są inne rozwiązania. Ukraina z powodzeniem stosuje drony przechwytujące i metody walki elektronicznej. Ale i to nie wystarcza.
- Trzeba rozumieć, że nie istnieje system obrony powietrznej, który można byłoby skutecznie wykorzystać w tej wojnie. Nie ma go ani w Ukrainie, ani w Polsce, ani w Niemczech, ani w krajach bałtyckich. Dlatego konieczne jest opracowanie nowego sposobu ochrony przed dronami - tłumaczy.
Dodaje, że należy spodziewać się kolejnych zmasowanych ataków Rosji z użyciem dronów. Dla Moskwy to rozwiązanie w pełni akceptowalne kosztowo i logistycznie.
Coraz cięższe ładunki wybuchowe
Wojskowy zauważa, że obecnie drony przenoszą coraz większe ładunki - wcześniej było to 28 kilogramów, teraz mowa o 50 kg, a w niektórych przypadkach nawet 90 kg.
- Te drony stają się straszliwym zagrożeniem dla cywilów. Nie są one aż tak niebezpieczne dla wojska, ponieważ - jak powiedziałem - armia wie z góry, kiedy drony startują, zna przybliżony kierunek ich lotu. Wiemy też, jakie cele znajdują się w tym kierunku, więc możemy podjąć pewne działania, aby zawczasu ewakuować sprzęt, ludzi, broń itd. Ale nie możemy przenosić miast. Nie możemy przenieść ludzi ani domów. Dlatego ta broń jest niezwykle niebezpieczna dla ludności cywilnej - tłumaczy wojskowy.
Przemysł dronowy? "Tego nie da się zniszczyć"
Wojskowy zauważa również, że nie da się zniszczyć przemysłu dronowego.
Dlaczego? Bo ani w Rosji, ani tym bardziej w Ukrainie nie istnieje zakład, w którym dron powstaje od początku do końca. - Drony konstruowane są w Rosji na wielkiej przestrzeni. Ukraina robi to samo. W jednym miejscu produkuje się kadłub, w innym silniki, gdzie indziej amunicję itd. Potem, w jeszcze innym miejscu, przeprowadza się tzw. duży montaż węzłowy - wyjaśnia pułkownik.
W razie potrzeby drony można składać nawet w niepozornych zakładach samochodowych.
- Niestety, Rosja ma zdolność do produkcji na dużą skalę. To jej ogromny atut. I właśnie to - masowość i łatwość produkcji - czyni drony niebezpieczną bronią także z punktu widzenia Europy - wskazuje.
Pułkownik Hrabski dodaje, że Europa powinna zwiększyć moce produkcyjne przemysłu zbrojeniowego i wprowadzić skuteczniejsze sankcje na Rosję. - Jeśli Moskwa będzie mogła kupować komponenty i masowo produkować drony i tanią broń, to uderzy w Europę. Masowość weźmie górę, odpowiedzią na nią nie są zaawansowane technologie - ostrzega.
Trudne lato dla Ukrainy
Wojskowy przewiduje, że Ukrainę czeka bardzo trudne lato, a być może także jesień.
- Nie trzeba demonizować Rosji. Ale sytuacja jest specyficzna. Rosja staje się wrogiem całej ludzkości ze względu na swoje złe zamiary. Ma pewne ograniczenia, ale dysponuje ogromnymi zasobami i może nadrabiać masowością produkcji. Zostało im bardzo dużo sowieckiego "złomu". Mają go naprawdę dużo i wiedzą, jak go kopiować. I w tym tkwi zagrożenie. Nie mogą stworzyć niczego nowego - ale mogą wyprodukować mnóstwo "starego dziadostwa", które nadal zabija ludzi i z którym trzeba walczyć - tłumaczy Serhij Hrabski.
Niestety, unikalna broń za milion dolarów, choć potrzebna, nie pomaga wtedy, gdy Rosja dysponuje ogromną liczbą środków uderzeniowych - nawet jeśli są one przestarzałe i prymitywne. Trzeba produkować nowoczesne uzbrojenie, ale jednocześnie znaleźć odpowiedź na zalew taniej, starej broni.
Miny - dlaczego Ukraina ich potrzebuje?
Ważnym elementem uzbrojenia dla Ukrainy stają się miny. Polska i państwa bałtyckie wychodzą z konwencji ottawskiej z 1997 r., zakazującej użycia, składowania, produkcji i przekazywania min przeciwpiechotnych.
- Ukraina, jako cywilizowany kraj, dotrzymywała zapisów tej konwencji. Nie mamy zatem zakładów produkujących miny. Konieczne jest rozwinięcie takiej produkcji - wskazuje pułkownik. Jak mówi, potrzebni są specjaliści i środki finansowe na budowę fabryk.
- Miny są konieczne. Trzeba zrozumieć jedno: Rosja ma tylko jedną silną stronę - ludzi. Używa ich bez litości. Jeśli pozbawi się ją tej przewagi, to odbierze się jej możliwość prowadzenia wojny. Jeśli zagrożenie minami będzie tak duże, że straty okażą się niedopuszczalne nawet dla Rosji - Moskwa nie będzie mogła kontynuować agresji - dodaje wojskowy.
Wydaje się, ze nawet Rosja nie wyśle piechoty na zaminowane pola.
Na koniec podkreśla: to wszystko są wspólne wyzwania Ukrainy i Polski - nie tylko produkcja min, ale również taniego i skutecznego uzbrojenia.
- Do tego trzeba pamiętać, że maszyny same nie walczą. Walczą ludzie. To ludzie są zawsze najważniejsi. Ludzie muszą być zmotywowani, dobrze poinformowani i gotowi na wypadek wojny - ocenia.
Czytaj także:
Źródła: PolskieRadio24.pl/agkm