Włączą największą elektrownię jądrową świata. 15 lat po wielkiej katastrofie
Japonia wykonała ostatni krok, aby umożliwić wznowienie pracy największej na świecie elektrowni jądrowej Kashiwazaki-Kariwa. To przełomowy moment w powrocie kraju do energetyki jądrowej niemal 15 lat po katastrofie w Fukushimie - donosi w poniedziałek Reuters.
2025-12-22, 09:41
- Nagłe uderzenie 24 grudnia. Meteorolodzy ostrzegają: to będzie zimowy szok
- Nie żyje boss mafii sołncewskiej. Utonął na łodzi, którą płynął z kuzynem Putina
- Rosja uderzy w kosmosie? NATO już wie, czym to grozi. "Katastrofalne skutki"
To była największa elektrownia atomowa na świecie. Zostanie ponownie uruchomiona
Kashiwazaki-Kariwa, położona około 220 km na północny zachód od Tokio, była jedną z 54 reaktorów wyłączonych po trzęsieniu ziemi i tsunami w 2011 roku, które sparaliżowały elektrownię Fukushima w najpoważniejszej katastrofie nuklearnej od czasu Czarnobyla. Od tamtej pory Japonia ponownie uruchomiła 14 z 33 reaktorów, które pozostają zdolne do pracy, starając się ograniczyć zależność od importowanych paliw kopalnych. Kashiwazaki-Kariwa będzie pierwszą elektrownią obsługiwaną przez Tokyo Electric Power Co (TEPCO), spółkę, która zarządzała feralną elektrownią Fukushima.
W poniedziałek zgromadzenie prefektury Niigata, na terenie której znajduje się elektrownia, przegłosowało wotum zaufania dla gubernatora Hideyo Hanazumi, który w zeszłym miesiącu poparł ponowne uruchomienie elektrowni, co w praktyce otworzyło drogę do wznowienia jej pracy. - To kamień milowy, ale to nie jest koniec - powiedział Hanazumi reporterom po głosowaniu. - Zapewnianie bezpieczeństwa mieszkańcom Niigaty nie ma końca - dodał.
Choć ustawodawcy poparli Hanazumiego, ostatnia w tym roku sesja zgromadzenia ujawniła podziały w społeczności dotyczące restartu, mimo obietnic nowych miejsc pracy i potencjalnie niższych rachunków za prąd. - To nic innego jak polityczny kompromis, który nie uwzględnia woli mieszkańców Niigaty - powiedział jeden z deputowanych przeciwnych restartowi tuż przed rozpoczęciem głosowania. Na zewnątrz około 300 protestujących stało na mrozie, trzymając transparenty z hasłami: "Sprzeciwiamy się restartowi Kashiwazaki-Kariwa" oraz "Wspieramy Fukushimę". - Jestem naprawdę wściekły. Jeśli coś by się stało w tej elektrowni, to my poniesiemy konsekwencje - powiedział agencji Reuters 77-letni Kenichiro Ishiyama z miasta Niigata po głosowaniu.
TEPCO rozważa ponowne uruchomienie pierwszego z siedmiu reaktorów elektrowni 20 stycznia - podał publiczny nadawca NHK. Całkowita moc elektrowni wynosi ponad 8200 megawatów, co wystarcza do zasilania kilku milionów domów. Planowany restart miałby w przyszłym roku uruchomić jeden blok o mocy 1300 megawatów, a kolejny o takiej samej mocy około 2030 roku.
- Będziemy robić absolutnie wszystko, aby nigdy nie dopuścić do powtórzenia się takiego wypadku, aby mieszkańcy Niigaty nigdy nie doświadczyli czegoś podobnego - powiedział rzecznik TEPCO, Masakatsu Takata, odmawiając komentarza na temat harmonogramu.
Społeczny sprzeciw i protesty mieszkańców. Trauma Fukushimy wciąż żywa
Ayako Oga (52 lata) osiedliła się w Niigacie po ucieczce z okolic elektrowni Fukushima w 2011 roku wraz ze 160 tys. innych ewakuowanych. Jej dawny dom znajdował się w 20-kilometrowej napromieniowanej strefie wykluczenia. Rolniczka i działaczka antynuklearna dołączyła do protestów. - Z własnego doświadczenia znamy ryzyko wypadku jądrowego i nie możemy go bagatelizować - powiedziała Oga, dodając, że wciąż zmaga się z objawami przypominającymi zespół stresu pourazowego po wydarzeniach w Fukushimie.
Nawet gubernator Hanazumi ma nadzieję, że Japonia z czasem ograniczy zależność od energetyki jądrowej. - Chcę doczekać czasów, w których nie będziemy musieli polegać na źródłach energii budzących niepokój - powiedział w zeszłym miesiącu.
Polityka energetyczna Japonii i presja gospodarcza
Poniedziałkowe głosowanie uznano za ostatnią przeszkodę przed ponownym uruchomieniem pierwszego reaktora przez TEPCO, który sam mógłby zwiększyć dostawy energii elektrycznej do regionu Tokio o 2% - oszacowało japońskie ministerstwo handlu.
Premier Sanae Takaichi, która objęła urząd dwa miesiące temu, poparła restarty elektrowni jądrowych w celu wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego i ograniczenia kosztów importu paliw kopalnych, które odpowiadają za 60–70% produkcji energii elektrycznej w Japonii.
W ubiegłym roku Japonia wydała 10,7 bln jenów (68 mld dolarów) na import skroplonego gazu ziemnego i węgla - jedną dziesiątą całkowitych kosztów importu. Pomimo kurczącej się populacji, Japonia spodziewa się wzrostu zapotrzebowania na energię w nadchodzącej dekadzie z powodu boomu na energochłonne centra danych AI. Aby sprostać tym potrzebom oraz zobowiązaniom dotyczącym dekarbonizacji, kraj wyznaczył cel podwojenia udziału energii jądrowej w miksie energetycznym do 20% do 2040 roku.
"Krytyczny kamień milowy"
Joshua Ngu, wiceprzewodniczący ds. Azji i Pacyfiku w firmie konsultingowej Wood Mackenzie, powiedział, że akceptacja społeczna dla restartu Kashiwazaki-Kariwa byłaby "krytycznym kamieniem milowym" w realizacji tych celów. W lipcu Kansai Electric Power, największy operator energetyki jądrowej w Japonii, zapowiedział rozpoczęcie badań pod nowy reaktor w zachodniej części kraju - byłaby to pierwsza nowa jednostka od czasu katastrofy w Fukushimie.
Jednak dla Ogi, która w poniedziałek stała w tłumie przed siedzibą zgromadzenia, skandując "nigdy nie zapominajmy lekcji Fukushimy!", renesans energetyki jądrowej jest przerażającym przypomnieniem potencjalnych zagrożeń. - Wtedy, w 2011 roku, nigdy bym nie pomyślała, że TEPCO znów będzie obsługiwać elektrownię jądrową. Jako ofiara katastrofy nuklearnej w Fukushimie życzę sobie, aby nikt - ani w Japonii, ani gdziekolwiek na świecie - nigdy więcej nie ucierpiał z powodu wypadku jądrowego - powiedziała.
Czytaj także:
- Silne trzęsienie ziemi w Turcji. Zniszczone budynki i ranni
- Tsunami obserwowane z kosmosu. Naukowcy pokazali animację
Źródła: Polskie Radio/Reuters/mg