Ekspert: w Rosji widoczne są tarcia w służbach specjalnych między GRU i FSB

2019-04-19, 09:30

Ekspert: w Rosji widoczne są tarcia w służbach specjalnych między GRU i FSB
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: DZMITRY SCHAKACHYKHIN / Shutterstock.com

- Wiele wskazuje na to, że w Rosji odżyła rywalizacja między różnymi grupami służb specjalnych. Widoczne są tarcia na linii FSB a GRU - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Kuba Benedyczak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

PolskieRadio24.pl: W mediach głośna była sprawa zmarłego Siergieja Szamarina, asystenta byłego szefa FSB Nikołaja Kowalowa. Zmarł on w swoim miejscu pracy, w gabinecie w Dumie, zaledwie kilka dni po swoim byłym przełożonym, który z kolei, jak informowano, odszedł po długiej chorobie. Media ten temat wychwyciły jako dość zastanawiający zbieg okoliczności. Czy ten podwójny zgon to przypadek, czy możemy sądzić, ze stoi za nim coś więcej? 

Kuba Benedyczak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: W tej sprawie można bazować jedynie na domysłach, które i tak pozostają na granicy rzeczowej analizy i powieści szpiegowskiej. Wydaje się, że nasilenie konfliktu między rosyjskimi służbami trwa mniej więcej od roku. Poprzednie 12 miesięcy były trudne zwłaszcza dla GRU (Główny Zarząd Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej), ponieważ doszło do nieudanego zamachu na Siergieja Skripala i jego córkę, ujawnienia oficerów przez państwa zachodnie, a w listopadzie zmarł szef tej służby, generał Igor Korobow. Teraz z kolei na przestrzeni kilku tygodni zmarło trzech ważnych generałów FSB - Szamarin, Kowalow, a wcześniej - 27 marca, znaleziono ciało gen. Siergieja Sokołowa, z którym na początku marca rodzina straciła kontakt. Być może są to czyste zbiegi okoliczności, ale moim zdaniem zbyt wiele się stało w tak krótkim czasie, by przejść obok tego obojętnie. Natomiast jak zawsze w przypadku służb - nie tylko rosyjskich - widzimy bulgocące bańki na powierzchni wody, ale nie wiemy, co je powoduje i co dzieje się głębiej.

Jeszcze w okresie ZSRR KGB i GRU ze sobą konkurowały. Partia Komunistyczna potrzebowała KGB, by utrzymać ogromne państwo w ryzach, ale też dbała o to, by ta formacja jej nie zdominowała, nie odebrała jej władzy. GRU z kolei podlegało armii. Między służbami istniała względna równowaga. Jednak po upadku Związku Radzieckiego KGB przekształciło się w FSB i zdobyło przewagę nad GRU, ponieważ do władzy doszli byli funkcjonariusze KGB - Władimir Putin i jego "koledzy” ze służby. Oczywiście GRU, jako jedna z najlepszych służb na świecie, pozostawała mocną organizacją, ale Putin zwiększył zasoby i uprawnienia FSB, znacznie poszerzając jej władzę.

Natomiast dziś możemy podejrzewać, że między tymi dwoma służbami doszło do jakiegoś tarcia. Nie wiemy jakiego rodzaju. Być może generałowie walczą o wpływy, być może odnawia się rywalizacja między FSB i GRU, być może są to przygotowania do tego, co będzie działo się po odejściu Władimira Putina w 2024 roku. Jeżeli odejdzie…

Jak pani widzi, są to wyłącznie domysły, dobre dla scenariusza filmowego. Warto obejrzeć siódmy sezon serialu „Homeland” z poprzedniego roku, który jest ciekawą wariacją na temat działania rosyjskich służb.

Czyli GRU próbuje być ostatnio ważnym aktorem?

GRU zawsze jest ważnym aktorem jako służba do najtrudniejszych działań. Ale zeszłoroczne wpadki go ośmieszyły i podważyły jego reputację. Bez wątpienia GRU ucierpiało.

Czy operacja GRU w Salisbury, choć ostatecznie doprowadziła do ośmieszenia tego wywiadu, miała być próbą odzyskania  wpływów?

Nie sądzę. Cel był dokładnie taki sam jak w przypadku Aleksandra Litwinienki, czyli "ukarać zdrajcę", tak aby umierał na oczach całego świata. Jest to manifestacja siły oraz przestroga dla potencjalnych następców. W tym wypadku atak na Siergieja Skripala zakończył się porażką, ponieważ uszedł z życiem.

Potem dwaj zdemaskowani agenci wystąpili w słynnym wywiadzie, w którym prezentowali się jako turyści podziwiający katedrę w Salisbury.

Ten wywiad był tak absurdalny, że nikt nie wie, jaki był jego cel. Być może Rosja próbowała przekonać Zachód, że to nie zdemaskowane osoby próbowały dokonać ataku, może chciała "zagrać wszystkim na nosie", odgrywając komedię, jakby chciała powiedzieć: "stroimy sobie z was żarty i co nam zrobicie?”. A może absurd tego wywiadu był zamierzony, tak aby wszyscy zastanawiali się, o co chodzi. Jeśli to trzecia opcja, z pewnością odnieśli sukces.

Zatem GRU i FSB to główni aktorzy, jeśli chodzi o starcia w służbach?

GRU podlega sztabowi generalnemu, czyli wojsku. Co prawda generałów, generał-pułkowników i marszałków mianuje prezydent, ale mimo wszystko GRU to jedna z niewielu instytucji posiadających pewną niezależność. Jurysdykcję nad FSB ma bowiem Władimir Putin. Podobnie zresztą jak nad Federalną Służbą Wojsk Gwardii Narodowej, której szef Wiktor Zołotow - były szef osobistej ochrony Władimira Putina - raportuje bezpośrednio do niego. Tak zwana Rosgwardia stanowi formację zbrojną, utrzymującą porządek wewnętrzny. To około 340 tys. osób. W jej skład wchodzi między innymi OMON. Gwardia narodowa zajmuje się nie tylko manifestacjami, ale też terroryzmem czy zorganizowaną przestępczością.

Jest jeszcze Federalna Służba Ochrony, również podległa Władimirowi Putinowi. FSO odpowiada za ochronę najważniejszych osób w państwie. Upraszczając, życie i zdrowie premiera, ministrów i innych wysokich urzędników znajduje się w rękach Putina. Na przykład tych kilku ochroniarzy chodzących wokół Miedwiediewa koniec końców odpowiada przed prezydentem. Nie muszę chyba mówić, jak wielka to władza. Zatem GRU stoi trochę na uboczu.

W ostatnim czasie mamy wiele spraw tzw. szpiegowskich. Ostatnio skazano m.in. Norwega Frode Berga, oskarżono Paula Whelana.

Moim zdaniem są to sprawy głównie wizerunkowe. Sukcesem służb jest nieujawnianie agenta i jego przewerbowanie, a nie sprawa pokazowa. W tym przypadku chodzi o budowanie image’u, pokazywanie Rosjanom, że państwo działa i ich chroni. Sukcesy kontrwywiadu zwykle pozostają poza wiedzą opinii publicznej.


***

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl 


Polecane

Wróć do strony głównej