"Spadało na nas wszystko, co mogło spaść". Wieś pod Charkowem ostrzeliwana od początku wojny

2022-06-08, 07:48

"Spadało na nas wszystko, co mogło spaść". Wieś pod Charkowem ostrzeliwana od początku wojny
Mieszkańcy wsi pod Charkowem dla PAP: spadało na nas wszystko; rakiety, bomby, granaty. Foto: PAP/EPA/SERGEY KOZLOV

Wieś Mała Rohań była celem rosyjskiego ataku już pierwszego dnia wojny. Leży kilka kilometrów od Charkowa, od granicy z Rosją dzieli ją zaś kilkanaście kilometrów. Na miejsce dotarła reporterka PAP. "Spadało na nas chyba wszystko, co mogło spaść. Bomby, rakiety, granaty. Ciężko tu żyć" - mówi jeden z ocalałych mieszkańców, Wasyl.

Jego zniszczony po ostrzałach dom stoi na końcu wioski. Na podwórku widać samochody ze śladami po pociskach, a kilkanaście metrów dalej rozbity rosyjski czołg. Tuż przy czołgu dwie mogiły. "U nas tutaj jest wojna, taki ruski mir" - podkreśla Wasyl.

Rosjanie mogą wrócić

Rosjanie stacjonowali tuż przy jego domu. "Rozmieścili przed naszą wioską czołgi, a 24 lutego wjechali" - relacjonuje mężczyzna.

"Schroniliśmy się z rodziną w piwnicy i tak w niej siedzieliśmy, dopóki nie przestali strzelać. Chcieliśmy siedzieć tam dalej, bo strach było wychodzić, ale woda podeszła do piwnicy i nie dało się tam już dłużej zostać" - wyjaśnia.

Teraz z córką wyjeżdża nocować do Charkowa. Boi się zostawać na noc. Co gorsza, czuje, że Rosjanie lada moment znów mogą zaatakować wieś. Tym bardziej że od kilku dni nie ustają ataki na rejon Charkowa. Rosjanie starają się odbudować swoje pozycje, codziennie bombardowane i ostrzeliwane są otaczające miasto wioski i dzielnice. Ukraińska armia na nowo umacnia obronę i buduje nowe umocnienia.

"Strasznie było, gdy nad nami latały rakiety, bomby, samoloty" - opowiada Lida, starsza kobieta, która także chroniła się w piwnicy swojego domu. Nie udało jej się wyjechać. Rosjanie okrążyli wszystkie drogi wyjazdowe. Na szczęście - co podkreśla - jej syn zdołał wywieźć wnuka do sąsiedniej wsi.

"Wszyscy młodzi, którzy mieli samochody, zabierali maleńkie dzieci i mimo ostrzałów starali się stąd uciec, ale my, starsi, zostaliśmy i przez cały ostrzał siedzieliśmy w piwnicy" - dodaje.

W wojnę nie chcieli wierzyć

Na długo przez pierwszym wystrzałem kobieta słyszała, że zbliża się wojna. "Biden o tym mówił, ale nikt z nas tutaj w to nie wierzył, nawet mój mąż, ale ja przeczuwałam, że jednak będzie" - przyznaje.

"Mąż mówił, że Putin na pewno na nas nie napadnie i wciąż uspokajał, że żadnej wojny nie będzie - podkreśla. - A gdy to wszystko się zaczęło, już nic nie czułam, tylko strach. I do tej pory ten strach nie ustaje, bo jesteśmy zostawieni sami sobie. Nie wiemy, co teraz będzie, kiedy i skąd może coś na nas nadlecieć. Cały czas są ostrzały, oni cały czas nie odpuszczają" - dodaje.

Hala, przyjaciółka Lidy, nadal nie może uwierzyć, że dożyła kolejnej wojny. Wspomina, że na tych terenach Ukraińcy i Rosjanie żyli obok siebie, jak dwa bratnie narody, a Ukraina wiele razy wykarmiła Rosję.

Czytaj także:

"I żeby teraz Putin na nas napadał, to niewyobrażalne. Nie spodziewałam się tego. To nie tak powinno być" – podkreśla Hala. "My nie chcemy się bić, my chcemy pokoju" - dodaje.

as

Polecane

Wróć do strony głównej